Maj, 2010
Dystans całkowity: | 184.88 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 08:06 |
Średnia prędkość: | 22.82 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.00 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 36.98 km i 1h 37m |
Więcej statystyk |
Niedzielny spacerek
d a n e w y j a z d u
32.61 km
0.00 km teren
01:24 h
Pr.śr.:23.29 km/h
Pr.max:33.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
O 9:50 wyruszyłem do Anki. Było ciepło, wiatr wiejący w prosto w twarz nie przeszkadzał tylko przyjemnie chłodził. Po ok. 20 minutach byłem w Trąbkach. Zdjecia z przejazdu.
Pospacerowaliśmy trochę, potem posiedziałem chwilę u Ani i trochę przed 12 pojechałem dalej. Spokojnie, bez przemęczania się i rwania tempa minąłem Pilawę, następnie skręciłem na Łucznicę, Starą Hutę i przez Hutę Garwolińską i Wolę Rębkowską wróciłem do domu. W okolicach ścieżki ekologicznej sporo rowerzystów korzystających z ładnej pogody.
Gdzieś w lesie
Słaba panoramka stacji w Woli Rębkowskiej:
Okolice Avonu.
W domu byłem ok. 13:10.
Mapka:
Dziękuję za miło spędzony czas ;*
Kategoria Sam
Inspekcja powodziowa ;]
d a n e w y j a z d u
85.60 km
0.00 km teren
03:40 h
Pr.śr.:23.35 km/h
Pr.max:51.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Pokosiłem kawałek trawy i wymyśliłem, że trzeba iśc na rower. Ciekawiła mnie sytuacja nad Wisłą.
Z domu wyjechałem ok. 14:40. Trochę zakręciłem się na mieście i chwilę później wyjeżdżałem z miasta wiaduktem koło Erci:
Przez Podbiel wyjechałem na drogę do Garwolin-Wilga. W Rębkowie na zjeździe wyprzedziłem jakiegoś gościa, który całkiem nieźle pedałował. Chyba się trochę wkurzył, bo wziął się za ganianie mnie.
Tu już za Rębkowem:
Kawałek za Stoczkiem. W oddali garwoliński wóz strażacki.
Wjeżdżam do Trzcianki:
Kawałek za Cyganówką:
No i Wilga. Było z wiatrem, więc dotarłem tam w ekspresowym czasie 45 minut.
Przeciąłem centrum miasteczka i pojechałem prosto w kierunku Wisły. Oczywiście dróżki cały czas wiją się pomiędzy równymi rzędami jabłoni i innych drzew owocowych. Takie słabe fotki:
W końcu dojechałem do wałów w Wólce Gruszczyńskiej, ale nie było dobrego miejsca by wdrapać się na ich szczyt. Po suchej stronie nic nie wskazywało na to, że kilka metrów obok płynie ogromna ilość żółtawej wody.
Wzdłuż wałów pojechałem trochę dalej na północ. Tam krajobraz podobny. Dom, wał, rzeka. Wszystko obok siebie.
Znowu kawałek bardziej na północ:
W miejscach, w których możliwy był przejazd na drugą stronę wałów stoją strażacy z ochotnikami (chyba). Worki już pełne piasku i ułozone w wał. Wszyscy mają nadzieję, że to wystarczy.
I jeszcze kawałek. Stare Podole.
Wisła ani trochę nie przypomina rzeki, której zdjęcia są w tym opisie wycieczki.
http://sosna.bikestats.pl/index.php?did=104271
Rzut oka na otaczające mnie sady:
Stamtąd pojechałem dalej w kierunku północnym. Planowałem powrót przez Sobienie-Jeziory, a do nich miałem jeszcze kawałek. Narazie musiałem przedostać się przez rzeczkę. Niestety trochę się zaplątałem w jeździe na skróty czy na azymut, bo dojechałem do tej rzeczki, ale przejechać przez nią nie mogłem. Tym bardziej, że jej poziom też jest całkiem wysoki:
W końcu trochę drogą, a trochę na skróty przez sad dojechałem do asfaltu, a po chwili do miejscowości Wicie. Stamtąd do Mariańskiego Porzecza już całkiem blisko. Po drodze zajechałem na dosłownie chwilę do sklepu po wodę.
W Mariańskim Porzeczu odpocząłem chwilę w okolicy kościoła. W końcu to ponad 1,5h praktycznie ciągłej jazdy. Dwie fotki:
Pamiętając poprzednią wycieczkę w te okolice uznałem, że nie chce mi się przebijać w okolice Gusinai ruszyłem w kierunku Piwonina, gdzie wtedy nie byliśmy. Znowu ciągle wśród sadów:
Dojeżdżam do wałów w Piwoninie:
I jestem. Nie sam. Oprócz mnie kilkanaście osób. Wszyscy patrza na poziom wody. Jakaś pani mówi, że nie jest źle i bywało gorzej. Może i tak :) W sumie do przelania się wody przez wały jeszcze dość daleko.
To już "wysokość" Sobień-Jezior, do których miałem jechać. Pomyślałem jednak, że pojadę jeszcze kawałek na północ. Chciałem zobaczyć drugi brzeg Wisły, a właśnie tam liczyłem, że mi się uda. Wdrapałem się więc na wał w miejscu, gdzie nie widać było szczytów drzew. Drugiego brzegu nie zobaczyłem - te drzewa w oddali to wyspa...
Trudno. Wisła za szeroka ;] Byłem już dość mocno zmęczony i było już po 17. Uznałem, że czas wracać, bo chciałem jeszcze zajechać do Anki. Jak na złość nie było żadnej kulturalnej drogi w kierunku Sobień. Same sady. Jechałem więc dalej wzdłuż wałów, aż dojechałem do asfaltowej drogi, jak się po chwili okazało, w Radwankowie Szlacheckim. A tam Wisła podeszła już całkiem blisko gospodarstw.
Trwa przygotowanie worków z piaskiem. Tu wałów nie ma. Do przelania się wody przez drogę brakuje naprawdę niewiele.
W ten sposób dotarłem do tzw. nadwiślanki. Musiałem nią kawałek wrócić do Sobień-Jezior by móc skręcić na Osieck. Jeszcze rzut oka na zagrożone miejsce:
Droga :)
Kawałek dalej skręciłem w lewo. Skończyło się dobre. Wiatr prosto w twarz. W nogach blisko 60km przejechane bez większych przerw i po dość słabych drogach, więc ciężko o dobre tempo. Dodatkowo od pewnego czasu niepokoiła mnie ciemna chmura idąca od wschodu, czyli dokładnie w kierunku, w którym jechałem i z którego wiało.
Kilka smsów z Anką w czasie jazdy. Pisała, że u niej kropi. Nie pocieszyła mnie ;] Chmurka raz jeszcze:
Na wjeździe do Sobieniek zaczęło kropić. Do tego zaczęło naprawdę mocno wiać, tym razem bardziej od strony północno-wschodniej. Zacząłem rozglądać się za jakims przystankiem czy miejscem by się schować. Chwilę później już padało. Poczułem w ustach słony smak potu zmytego deszczem. Nie ma co jechać... Zobaczyłem sklep po prawej stronie, wyglądał jak zamknięty. Zajechałem więc od tyłu, by ukryć się za jego ścianą. A tam całkiem fajny, zadaszony podest :)
Tu miało być widać jak pada... no ale nie widać ;P
I rower:
Po ok. 20 minutach czekania deszcz odpuścił na tyle, że postanowiłem jechać dalej. Dochodziła 18. Sklep okazał się czynny. Jak wyjeżdżałem na ulicę 2 osoby stojące w drzwiach jakoś dziwnie się patrzyły ;]
Na asfalcie woda. Chlapało nieźle ;] Po kilkuset metrach miałem cały mokry tyłek plecy. Po deszczu ochłodziło się też trochę, ale na szczęście miałem bluzę. Mokrą, ale miałem :P Zastanawiałem się nad powrotem przez Natolin, Starą Hutę i Hutę Garwolińską, ale tam spora część trasy wiedzie przez las. W razie kolejnego deszczu nie miałbym gdzie się schować. Lepiej przez Pilawę.
Osieck:
Prawie do samej Pilawy jazda po mokrym. Przestało to prawie przeszkadzać. Kawałek przed Pilawą zrobiło się sucho. Tam nie padało :) W Pilawie też suchutko. Zatrzymałem się pod sklepem, żeby coś zjeść, bo strasznie mi burczało w brzuchu. Po dotknięciu pleców i zauważeniu, że całe pokryte są warstwą mokrego piasku/błota miałem trochę wahania żeby wejść, ale głód wygrał. A zresztą... kto mnie tam zna ;]
W Lipówkach zadzwoniłem do Anki czy ma ochotę na krótkie spotkanie. Po przejechaniu ponad 70km uznałem że jeden dodatkowy mi nie zaszkodzi. Porozmawialiśmy chwilę i musiałem uciekać, bo Maciek już jechał do mnie po swoją obiegówkę ;] Z taką mobilizacją dojechałem do domu szybciej niż zakładałem. Kilka minut po 19 wstawiłem rower do piwnicy.
Mapka:
Kategoria Sam
Omijając deszcz ;]
d a n e w y j a z d u
56.68 km
0.00 km teren
02:27 h
Pr.śr.:23.13 km/h
Pr.max:48.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Tytuł wpisu może trochę dziwny (chociaż normalnych tu chyba nie ma ;]), ale powoli wszystko się wyjaśni.
Od niedzieli siedziałem w Radomiu. Codziennie było cieplutko, deszczu niewiele, ale co mi po tym, jak nie mam tam roweru... Dzisiaj wróciłem z Radomia trochę po 15 i uznałem, że trzeba skorzystać z tych kilku godzin dnia. Zjadłem szybko i wyskoczyłem na rower. Była chyba 16:15. Od kilku dni mam ochotę pojechać nad Wisłę, więc to był cel dzisiejszego wyjazdu. Niepokoiły mnie trochę chmury nadchodzące od zachodu, ale uznałem, że najwyżej będę się gdzieś chował. Minąłem Czyszkówek:
a chwilę później Górki. Jechało się bardzo dobrze, było prawie bezwietrznie, ciepło, w sam raz :) Tu już za Górkami:
W ok. 20 minut dotarłem do Wilkowyji.
Miałem jechać polnymi drogami w kierunku Żabieńca i dalej Wilgi, ale chmury na zachodzie nie przekonywały. O takie chmury :P
Trochę zwątpiłem. Nie było wiatru, więc te chmury praktycznie się nie przesuwały. Stały w sumie nad Wisłą, a tam właśnie chciałem jechać. Zastanawiałem się czy nie wracać i nie pojeździć gdzieś po drugiej stronie miasta, albo np. zajechać do Anki.
W kierunku Stoczka. Zaczyna padać.
Zanim dojechałem do skrzyżowania to w sumie przestało. Tylko te chmury ;] Tak to wyglądało w kierunku, do którego zmierzałem.
Przestało padać więc cóż... jadę ;] Przed Trzcianką:
Tam wymyśliłem, że nad Wisłę pojadę do Tarnowa. Trochę bardziej na południe. Może tam nie pada. Skręciłem, więc w kierunku Żabieńca:
W Starym Żabieńcu znowu skręciłem w stronę Wisły (17:04).
Myślałem, że trafię w szlak zielony, ale nie wyszło. Ta droga prowadzi prosto do lasu, więc skręciłem tu w lewo.
W taką nierówną, piaszczystą dróżkę:
I nią dojechałem do innej drogi. W lewo: powrót do Żabieńca, w prawo: do lasu.
No to w prawo. To był właśnie zielony szlak ;)
Przede mną rozciągał się taki ciekawy widok, że aż zrobiłem panoramkę.
Chwilę później wjechałem do lasu. Nie chciałem jednak jechać prosto na zachód, gdzie prawdopodobnie padało, więc skręciłem w pierwszą drogę na południe. Zaprowadziła mnie ona tutaj:
Uścieniec-Kolonia ;] Dokładnie jego ostatnie domy. Droga prowadziła znowu do Żabieńca Starego, a tam już byłem. Więc w prawo:
Po chwili znowu skrzyżowanie.
Trudno, jadę do lasu:
Nie chciałem się za bardzo zagłębiać, te lasy są spore jednak. Skręciłem na jakimś skrzyżowaniu w lewo, a tam mokro ;] Niedawno przestało padać.
Jadę dalej. Kapliczka jakaś
I asfalt. Gdzieś pomiędzy Uścieńcem i Dąbrową. W sumie dobrze, że tutaj wyjechałem, bo do Wanat ciężko byłoby się dostać.
Lukam w mapkę. Szlakiem zielonym można dojechać do Samogoszczy. Stamtąd nad Wisłę już prawie niedaleko. To jadę.
Bociek.
Dąbrowa (17:30).
Na zachodzie ciągle chmury. Chyba nie zobaczę dziś tej Wisły... Zanim dojechałem do Woli Łaskarzewskiej zaczęło dosyć mocno wiać od zachodu. Prognozy z new.meteo się sprawdzają ;] Trudno, Wisłę zobaczę innym razem. Spadam w stronę domu.
Ale nie najkrótszą drogą ;P Na Lipniki:
Za Lipnikami w las. Tam sekwencja skrętów w lewo, prawo tak na wyczucie ;] Przecież gdzieś wyjadę. Nagle przeszkoda na drodze:
[dwa ostatnie zdjęcia słabej jakości... w lesie było trochę mało światła, a elektronika aparatu uparła się by to rozjaśniać, ostrości zabrakło]
Trzeba ominąć. Obok była wyjeżdżona droga, więc nie było z tym problemu.
Do asfaltu dojechałem na drodze na Sośninkę(17:49).
Myślałem, że dalej będzie. No trudno. Wracam do Woli Łaskarzewskiej do sklepu u sołtysa. Popiłem trochę i po kilku minutach wróciłem na drogę. Teraz w kierunku Łaskarzewa.
Rundka wokół ronda z rzutem oka na kościół (taki dowód, że tam byłem ;]) (18:01)
i skręt w ulicę Warszawską.
Za torami pojechałem kawałek w kierunku Pilczyna
ale przecież tam byłem niedawno. Zawróciłem i skręciłem na Wolę Rowską.
Za wsią rośnie sobie rzepak. Kilka zdjęć :) Niektóre całkiem ładnie wyszły chyba.
Stamtąd jadę na Talubę
a następnie przez Rudę Talubską do Sulbin. (18:37)
Dalej już bez kombinowania wróciłem do Garwolina
Trasę zakończyłem małym przejazdem po okolicy. Do domu wszedłem o dziewiętnastej.
Mapka z wyjazdu:
Kategoria Sam
Mało
d a n e w y j a z d u
4.56 km
0.00 km teren
00:19 h
Pr.śr.:14.40 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Do sklepu, a potem do Aśki. Powoli bo mokro.
Pogoda nie zachęca do jazdy. Prognozy też nie.
Kategoria Sam
Krótko
d a n e w y j a z d u
5.43 km
0.00 km teren
00:16 h
Pr.śr.:20.36 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Wyszedłem pojeździć ok. 16. Przejechałem kawałek i zrezygnowałem. Jakiś taki zmęczony jestem...
Kategoria Sam