X

Archiwum

X

Kategorie bloga

X

Znajomi

wszyscy znajomi(2)
X

Szukaj


X

O mnie

Jestem sosna z Garwolina. Na tym blogu znajdziesz opis 14020.89 kilometrów moich tras z czego 187.50 w terenie.
Moja prędkość średnia to jedynie 22.66 km/h, ale cały czas rośnie. Więcej o mnie.

Moje rowery

Button rowerowy

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sosna.bikestats.pl

sosna prowadzi tutaj blog rowerowy

sosna

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2009

Dystans całkowity:87.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:04:00
Średnia prędkość:21.75 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:29.00 km i 1h 20m
Więcej statystyk

Pierwszy dłuższy wyjazd w tym roku cz.3

  d a n e    w y j a z d u 29.00 km 0.00 km teren 01:20 h Pr.śr.:21.75 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Piątek, 1 maja 2009 | dodano: 05.05.2009

I kolejne fotki:

Kilka minut karmienia łabędzi, potem karmienia siebie snickersami i ruszamy dalej. Teraz chcemy zobaczyć twierdzę dęblińską. Znowu kojarząc drogę tylko z przejazdów pociągiem prowadzę w kierunku twierdzy. Ale zanim dojechaliśmy Iwona wypatrzyła jakiś cmentarz. Okazało się, że wojenny z lat 1920-1937. Zatrzymaliśmy się na chwilę i tam.

Dojechaliśmy pod twierdzę, dokładniej pod bramę Lubelską twierdzy. Piszę "pod", bo niestety jest to teren zajęty przez wojsko i zwiedzanie jest niemożliwe. Szkoda... Tylko taka fotka przez kraty.

Pojechaliśmy więc ścieżką w stronę mostu kolejowego. Po drodze jeszcze znaleźliśmy inną bramę prowadzącą na teren twierdzy, ale znany nam napis "wojennnaja zona" zagrodził nam drogę.

Potem postaliśmy kilka minut pod mostem, ponownie kilka fotek. Chyba zachowywaliśmy się jak japońscy turyści :D Każdy ze swoim aparatem i tylko robią zdjęcia ;]

Zajrzeliśmy w mapę i uznaliśmy, że jedziemy zobaczyć twierdzę z drugiej strony. Zanim dojechaliśmy zadzwoniłem do Damiana - kolegi z roku mieszkającego w Dęblinie. Dowiedziałem się od niego, że nie ma szans na zwiedzenie twierdzy.
Postanowiliśmy pojechać więc zobaczyć co słychać na moście.

A jak już na niego wjechaliśmy to zobaczyliśmy plażę w po drugiej stronie i postanowiliśmy zjeść tam nasz obiad. Pierwszy raz rowerem na lewym brzegu Wisły ;)
A trafić tam nie było łatwo. Najpierw przeszkodziliśmy jakiejś parze, która to "rozmawiała" na tylnym siedzeniu samochodu ;) Potem wjechaliśmy w dość głębokie błoto, ale w końcu daliśmy radę.
Rozsiedliśmy się na trawce i jedliśmy co nam zostało.

Posiedzieliśmy tam około godzinę. Chłodno i późno zaczęło się robić więc się zebraliśmy. Mieliśmy do pokonania most pod wiatr - całkiem silny ;)

Prędkość na moście:

Na stacji kupiliśmy bilety, a potem poszliśmy na lody ;] Całkiem dobre były, tylko za zimne :P Nam też było zimno :D
Tutaj cieplej ;)


Kredka! :D

Jakieś foto:

No i czekamy na otwarcie pociągu...

i nie możemy się doczekać... 18:10 a ten dalej zamknięty. Więc znowu Iwona w delegację zapytać czemu to tak. Okazało się, że musimy poczekać na połączenie składów pociągów. Ostatecznie ruszyliśmy chyba o 18:25...


Wysiedliśmy z Piotrkiem w Woli Rębkowskiej kilka minut po 19. Iwona pojechała do Pilawy. Chociaż wiatr się trochę uspokoił było chłodno. Do Garwolina dojechaliśmy dość spokojnym tempem. Rozjechaliśmy się w swoje strony na głównych światłach w Garwolinie.

Mapka wyjazdu:


Dziękuję Iwonie i Piotrkowi za fajną wycieczkę. Cieszę się, że wogóle wypaliła, bo miałem trochę wątpliwości. Mam nadzieję, że to nie ostatni nasz wyjazd ;)

Zapraszam do komentowania



Pierwszy dłuższy wyjazd w tym roku cz.2

  d a n e    w y j a z d u 29.00 km 0.00 km teren 01:20 h Pr.śr.:21.75 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Piątek, 1 maja 2009 | dodano: 05.05.2009

Kilkanaście minut później zatrzymaliśmy się przy leśnym pomniku upamiętniającym rozstrzelanie 16 osób w 1943r. Przy okazji odpoczęliśmy trochę od męczącego wiatru i wyciągnęliśmy pierwsze Snickersy.

Po powrocie na drogę okazało się, że nasz następny cel podróży, Stężyca jest za najbliższym zakrętem, więc dotarliśmy tam w kilka minut. Zatrzymaliśmy się przed "klasztorkiem" dla zrobienia kilku zdjęć.

Ale wg naszych informacji gdzieś w Stężycy miał się znajdować kościół gotycki z 1523r. Pojechaliśmy więc wg porad pani czekającej z psem na ciocię, tylko nie wiemy czyja to była ciocia - psa czy tej pani? ;D Trafiliśmy prawie bez problemu.

Wystarczy ;) Teraz fotki będą trochę miały trochę mniejszy rozmiar. A może nie zobaczycie różnicy.
Stamtąd "na moje oko" wróciliśmy do głównej i nawet się udało. Znowu powalczyliśmy trochę z wiatrem kierując się w stronę Dęblina. Gdy zobaczyliśmy drogowskaz <Nadwiślanka 1| skojarzyło mi się, że gdzieś tutaj powinien być jeden z fortów. Iwona postanowiła zdobyć trochę informacji na ten temat u ludzi spotkanych na drodze. Dowiedzieliśmy się, że z tego fortu to już niewiele zostało i że powinniśmy pojechać do Stawów, tam jest najlepiej zachowany fort. Ruszyliśmy więc wg ich wskazówek. Trochę nam jednak nie wyszło i wyjechaliśmy w okolicach stacji Dęblin. Jednak moje prześwity pamięci z cotygodniowych odwiedzin Dęblina podczas podróży pociągiem pozwoliły na dojechanie do stacji. Tam zapytaliśmy o pociąg powrotny i cenę przewozu roweru koleją. Okazało się, że pociąg o 18:15 będzie, a za rowery nie zapłacimy nic.
Wspaniale ;) To jedziemy na te Stawy. Wg wskazówek z Nadwiślanki mieliśmy przejechać 2 przejazdy kolejowe, tymczasem mijaliśmy tory już 4 raz, więc czas było zapytać o drogę. Znowu Iwona się zaoferowała, ale tak się w to zaangażowała, że mało co nie wywróciła swojej informatorki do rowu. Ta na szczęście się nie pogniewała i wskazała nam drogę, a nawet potowarzyszyła nam do najbliższego skrzyżowania.
Stamtąd już było niedaleko do fortu Mierzwiączka. Oto i on:

Rzuciłem rower i od razu pobiegłem na najbliższą górę i zrobiłem kilka fotek.

Ale Iwona i Piotrek nie poszli w moje ślady więc wróciłem do nich. A tam były łabędzie ;)

Spięliśmy rowery razem dla jakiegoś tam zabezpieczenia i poszliśmy zwiedzać, teraz już razem ;)
Widzę światełko w tunelu! A... to Iwona z lampką od roweru ;]

Jakaś taka znajoma ;P

Wyżej już się nie dało wejść ;)

Sex-shop, taki był napis nad wejściem.

Tak wiało ;]


Kategoria Inne

Pierwszy dłuższy wyjazd w tym roku cz.1

  d a n e    w y j a z d u 29.00 km 0.00 km teren 01:20 h Pr.śr.:21.75 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Piątek, 1 maja 2009 | dodano: 05.05.2009

Podejście nr 2 do pisania relacji z wyjazdu pierwszomajowego ;)

{Musiałem tak podzielić, bo za dużo było tekstu w jednym poście...}

Głupio się pisze jeszcze raz to samo, ale poprzednim razem Firefox zastrajkował i opis "do Maciejowic" poszedł się... pisać od nowa :/ Ale cóż począć...

Zbiórka zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami odbyła się o 9:00 w okolicach garwolińskich "filarów"/wjazdu na zieleniak. Gdy dotarłem na miejsce Iwona już była, Piotrek przybył chwilę po nas. Po krótkiej rozmowie okazało się, że wszyscy zapomnieliśmy noża, a jednak czymś trzeba sobie pomagać przy jedzeniu. Na szczęście dzięki szerokim kontaktom Iwony problem został zażegnany i ok. 9:10 ruszyliśmy w drogę.
Garwolin jak przystało na świąteczny poranek był można powiedzieć - opustoszały, więc bez większych trudności jechaliśmy w kierunku Lucina. Pogoda słoneczna, trochę chłodno i wietrznie, ale ubraliśmy się dość ciepło. Wiatr wiał w plecy, więc pomagał nam w pokonywaniu drogi.
Już za obwodnicą ;)

Ok. 9:55 wjechaliśmy do Łaskarzewa i w pierwszym otwartym sklepie zakupiliśmy małe zapasy glukozy pod postacią Snickersów, Trzybitów i czekolad. Po ok. 5 minutach ruszyliśmy dalej. Dojeżdżamy do ronda:

Łaskarzewski rynek:

I uciekamy z rynku:

Wiatr dalej wiał swoje, ale kierunku nie zmienił, więc jechało się całkiem miło i szybko. Tutaj już za Polikiem (chyba):

Przed Maciejowicami skręciliśmy na Podzamcze w kierunku drogi Sobolew-Maciejowice. To już fotka z tej drogi:

I jakiś przydrożny dom:

Ok. 10:35 zatrzymaliśmy się na chwilę przy pomniku Kościuszki przed Maciejowicami
Tu zdjęcie z Iwonką:

I bez niej:

Rowery i Piotrek-Fotograf:

Po kilku minutach ruszyliśmy dalej w stronę centrum Maciejowic, gdzie znowu zatrzymaliśmy się na chwilę. Iwona spotkała znajomych harcerzy, ja z Piotrkiem zrobiliśmy po zdjęciu. Znowu Iwona ;]

I bez niej:

Jeszcze przy wyjeździe zaciekawiła mnie ta kolektura totolotka ;)

Zaraz za Maciejowicami postanowiliśmy zjeść małe conieco. Ja nie byłem zbyt głodny, ale na miejsce spotkania miałem dużo bliżej, więc nie zdążyłem zgłodnieć. Przez kilka km nie mogliśmy jednak znaleźć kameralnej łąki odpowiedniej, żeby się na niej stołować. Ostatecznie ok. 11:00 stanęliśmy w młodym lasku, jak mnie potem dość dobitnie uświadomiono - sosnowym ;)
Pojedliśmy, więc chwila odpoczynku (dla rowerów też ;]):

Potem małe rozbieranie w celu zmiany spodni na krótsze i około 11:50 ruszyliśmy dalej.
Wiatr przestał być dla nas łaskawy - teraz wiał bardziej z boku, a czasem całkowicie z przodu i mocno przeszkadzał w jeździe. Ale i tak utrzymywaliśmy prędkość ok. 20km/h. Po przejechaniu kilku kilometrów od miejsca postoju znajoma niebieska tablica poinformowała nas, że właśnie wjechaliśmy do województwa lubelskiego,

a kawałeczek dalej powitano nas w gminie Stężyca.

Mój licznik w tym momencie pokazywał taki o to przebieg dzienny.


Kategoria Inne