X

Archiwum

X

Kategorie bloga

X

Znajomi

wszyscy znajomi(2)
X

Szukaj


X

O mnie

Jestem sosna z Garwolina. Na tym blogu znajdziesz opis 14020.89 kilometrów moich tras z czego 187.50 w terenie.
Moja prędkość średnia to jedynie 22.66 km/h, ale cały czas rośnie. Więcej o mnie.

Moje rowery

Button rowerowy

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sosna.bikestats.pl

sosna prowadzi tutaj blog rowerowy

sosna

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2009

Dystans całkowity:339.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:22
Średnia prędkość:19.54 km/h
Maksymalna prędkość:39.00 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:42.41 km i 2h 10m
Więcej statystyk

Wycieczka z historią w tle - dzień 3 (niedziela)

  d a n e    w y j a z d u 43.00 km 0.00 km teren 02:22 h Pr.śr.:18.17 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 27 września 2009 | dodano: 29.09.2009

Niedziela powitała nas słonecznie. Obudziłem się całkiem wyspany. Zjedliśmy śniadanie, które trochę nam się przedłużyło. Potem szybkie pakowanie, kilkanaście minut rozmowy z panem Włodkiem i przyszedł na nas czas.
Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie przed domem:

i po dość długim pożegnaniu ruszyliśmy do Kotunia, skąd przed południem miał nas zabrać pociąg do Mińska Mazowieckiego.
Na stacji czekamy z Iwoną na resztę ekipy, która robi jeszcze zakupy.

Pociąg odjechał z małym opóźnieniem, ale teraz nigdzie nam się nie spieszyło.

W Mińsku byliśmy już ok. 12:30. Znieślismy rowery do tunelu pod peronami i skierowaliśmy się w kierunku wyjścia ze stacji. A tam taki fajny podjazd dla wózków. Więc czemu nie miałby być dla rowerów? :D

A jednak nie był dla rowerów ;] Znak zakazu zobaczyliśmy dopiero gdy wyjechaliśmy ze stacji

Bez żadnego błądzenia wyjechaliśmy z Mińska w kierunku Siennicy.

Dalej droga przebiegała spokojnie. Wiatr wiał z boku więc nie przeszkadzał zbytnio w jeździe. Do tego było całkiem ciepło, nawet bardzo ciepło jak na końcówkę września. Kilka kilometrów przed Siennicą wyprzedziło nas dwóch kolarzy. Postanowiłem spróbować czy będę w stanie dotrzymać im tempa. Dogoniłem ich dość łatwo, a kawałek dalej na podjeździe do Siennicy udało mi się ich wyprzedzić. :) Jednak w Siennicy musiałem poczekać na pozostałych.
Tam też zrobiliśmy ostatnie zakupy, zjedliśmy po lodzie i po krótkim odpoczynku pojechaliśmy dalej... ale niedaleko :)
Po minięciu ostatnich zabudowań zjechaliśmy na łąkę i zarządziliśmy obiad, który baaardzo nam się przedłużył. Tak fajnie siedziało się na zielonej trawce, że nikomu nie chciało się podnieść i jechać dalej.

W końcu kilka minut przed 15 zebraliśmy się by jechać dalej. Jednak przy wyjeździe z łąki Anka chyba przeceniła swoje możliwości i przy próbie przejechania przez rów wyłożyła się pięknie w krzaki. Niewiele brakowało do uderzenia głową o betonowy murek, ale na szczęście skończyło się na śmiechu.

(wiem, wiem... zamiast ratować Annę to ja zdjęcia robię ;])
Po tym incydencie już bez większych wydarzeń dojechaliśmy do Starogrodu, gdzie pożegnaliśmy Iwonę.
We czwórkę kontynuowaliśmy przez Stodzew, Parysów

W Głoskowie Piotrek pożegnał się z Markiem i Anką, a ja odprowadziłem go kawałek w kierunku Łętowa, by pokazać mu drogę do domu. Po chwili zawróciłem i ruszyłem szybkim tempem w kierunku Garwolina.
Anke i Marka dogoniłem na wysokości Niecieplina. Stamtąd spokojnym tempem dojechaliśmy do Garwolina, gdzie zakończyła się wspólna wycieczka. W domu byłem ok. 16:30.


Bardzo chciałbym podziękować Ance, Iwonie, Markowi i Piotrkowi za wspólny wyjazd i spędzony razem czas. Bardzo się cieszyłem, że wreszcie jedziemy gdzieś razem, ale nie spodziewałem się, że wyjdzie tak fajnie i ciekawie. Na pewno wszyscy miło będą wspominać ten weekend. :) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wybierzemy się gdzieś w takim, albo jeszcze większym gronie. Będzie to na pewno coraz trudniejsze, ale może się uda ;) Pożyjemy, zobaczymy. :)

Dziękuję też Markowi za użyczenie zdjęć na potrzeby tych wpisów. Nie sa one podpisane, ale większość fotek z tej wycieczki nie należy do mnie - łatwo poznać które, bo są duuużo lepsze.

Tym sposobem chyba zakańczam sezon rowerowy 2009. Jutro rano jadę na uczelnię i czasu i pogody na rowerowanie będzie bardzo mało. Pewnie jeszcze jakiś dzień się znajdzie, ale na pewno nie będą to długie wyjazdy. Stan licznika to prawie równe 7700km. Na początku kwietnia pokazywał 6438km, więc przejechałem jakieś 1260km. Nie wszystkie wycieczki jednak znalazły swoje udokumentowanie na blogu.


Kategoria Inne

Wycieczka z historią w tle - dzień 2 (sobota)

  d a n e    w y j a z d u 85.00 km 0.00 km teren 05:19 h Pr.śr.:15.99 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Sobota, 26 września 2009 | dodano: 29.09.2009

Początek drugiego dnia naszej wyprawy nie był dla mnie zbyt przyjemny. Nie spałem pół nocy i po prostu się nie wyspałem ;] Z łóżka wydostałem się jednak dopiero o 7:30 i po szybkim ogarnięciu pojechałem z Iwoną do sklepu po jedzenie na śniadanie.
Wracaliśmy z nastawieniem, że czeka już na nas gorąca herbata, bo troszkę zmarzliśmy po drodze, ale niestety rozczarowaliśmy się. Wszyscy byli jeszcze w łóżkach...
Po śniadaniu przepakowaliśmy plecaki i sakwy zostawiając część niepotrzebnych rzeczy. Pan Włodek miał dla nas "misję specjalną" do wykonania. Poprosił nas o znalezienie informacji na temat jego krewnego, który walczył w okolicach Siedlec podczas II Wojny Światowej. Znał tylko jego imię i nazwisko i wiedział, że zginął zaraz po wojnie. Nie nastawialiśmy się zbyt mocno, że nam się uda dowiedzieć czegokolwiek, ale postanowiliśmy spróbować.

W drogę wyruszyliśmy kilkanaście minut po 9. Zgodnie z radami pana Włodka skierowaliśmy się na Kotuń, ale w miejscowości Pieróg skręciliśmy na północ, by zobaczyć wydmy. Droga nie rozpieszczała. Duża ilość luźnego piasku zmuszała do przeprowadzania rowerów przez niektóre odcinki.
Chwila odpoczynku:

Na wydmy i tak nie trafiliśmy. Wyjechaliśmy obok torów w Kotuniu mijając stawy od strony zachodniej. Trudno... Przerzuciliśmy rowery przez tory i pojechaliśmy w kierunku Broszkowa.
Przecięliśmy drogę krajową nr 2 i skierowaliśmy się na Mokobody.

Tutaj droga była lepsza chociaż bardzo wyboista. Asfalt położony bezpośrednio na bruk kruszył się w wielu miejscach a łaty tworzyły postrzępioną mozaikę.

Za kilka kilometrów skończył się jednak asfalt i kolejny etap dane nam było jechać po bruku, który wytrząsł mi śniadanie z brzucha ;] Iwonie się jednak podobało...


Takim ciekawym traktem dojechaliśmy do Zaliwia, gdzie zajęliśmy się poszukiwaniami krewnego pana Włodzimierza. Napotkana starsza pani skierowała nas do najstarszej kobiety we wsi, która to mogła coś wiedzieć. Od niej dostaliśmy informację, jak znaleźć rodzinę poszukiwanego. Trzeba było wrócić z powrotem do wsi przez kładkę
i znaleźć czerwony dom obok kapliczki. Udało się z małą pomocą mieszkańców.

Okazało się, że trafiliśmy idealnie. Zdobyliśmy najważniejsze informacje dotyczące krewnego pana Włodzimierza oraz jego rodziny i pojechaliśmy dalej w kierunku Mokobód. Znowu przez kładkę :)

W Mokobodach zrobiliśmy małe zakupy, a ja naprawiłem licznik, który zaczął szwankować.

Po krótkim postoju ruszyliśmy w kierunku Męczyna. Droga na początku była całkiem przyjemna.

Potem standardowo zmieniła się w piaskową...

Po kilku kilometrach wróciliśmy jednak na asfalt

i po takiej luksusowej nawierzchni dojechaliśmy do Wyszkowa :)

W Wyszkowie skorzystaliśmy z gościny przedkościelnego trawnika i zjedliśmy trochę czekolady.

Studiujemy mapę ;]

Niestety (albo stety ;)) trochę pomyliliśmy drogę i okazało się, że jedziemy po prawej stronie Liwca (a mieliśmy jechać po lewej). Powrót do Wyszkowa średnio nam się podobał, więc w miejscowości Pierzchały zapytaliśmy o drogę do Grodziska (wioska leżąca po drugiej stronie rzeki). Treść rozmowy tak mniej więcej ;]
- Dzień dobry, my chcieliśmy się do Grodziska dostać.
- A to musicie przez rzekę... jedźcie tą drogą potem w lewo i cały czas prosto aż do rzeki.
- A to tam jakaś kładka jest?
- Nie... Kładki nie ma, ale woda po kolana tylko.
Kilka minut później dojechaliśmy do rzeki. Iwona jako pierwsza wskoczyła do wody zanim my wogóle zdążyliśmy pomyśleć o zdjęciu butów ;]

Woda rzeczywiście okazała się tylko do kolan. Do tego na drugim brzegu rzeki była łódka, którą Marek z Piotrkiem postanowili popłynąć w górę rzeki :D

Niestety nie byli w stanie opanować tego trumnopodobnego kanu i dali spokój. Po chwili na brzegu pojawił się właściciel łódki, bo chciał się przedostać na drugą stronę rzeki, więc chłopaki przeprawili Ankę i oddali własność ;]

A ja piechotką ;)





Od właściciela łódki dostaliśmy też dokładne wskazówki jak jechać dalej. Po kilkunastu minutach przejechaliśmy przez Grodzisk, gdzie dziewczyny zostały "obsypane" komplementami od grupki dziadków siedzących na ławce pod drzewem ;)
Za wsią skręciliśmy do lasu i przez następne kilka kilometrów męczyliśmy się na nieutwardzonej drodze.

W końcu dojechaliśmy do drogi głównej. Znak obwieścił nam, że do dzisiejszego celu naszej podróży zostało już całkiem niewiele

Już widać wieże kościoła

A nawet sam kościół.

Dojeżdżamy do zamku, z którego jak widać została sama wieża i trochę murów

Wspólne zdjęcia

Rowery zaparkowane...

...więc idziemy zwiedzić muzeum. Oczywiście zrobiliśmy to mało profesjonalnie i idąc w kierunku odwrotnym do kierunku zwiedzania. Trudno ;]

Następnie obejrzeliśmy całą budowlę z zewnątrz i przysiedliśmy na murach...


...co okazało się zabronione...

Wreszcie obiad ;)


Po blisko 2 godzinach spędzonych w Liwie nadszedł czas wracać. Kupilismy trochę prowiantu na (głównie pieczywa ;]) na kolację i niedzielę

i skierowaliśmy się na Jarnice i Wyszków. Pomiędzy tymi dwoma miejscowościami znajduje się punkt widokowy zwany Sowią Górą i oczywiście nie mogło nas tam nie być.

W Wyszkowie skręciliśmy w prawo na Oszczerze, a tam znowu w lewo do miejscowości Kopcie. Dalej wracaliśmy przez Czarnowąż i Kotuń. Kilka zdjęć z tego odcinka.

W Kotuniu znowu zrobiliśmy małe zakupy. Ja w międzyczasie pojechałem na stację sprawdzić o której odjeżdżają pociągi do Mińska. Rzut obiektywu (tzn. takiej soczewki w moim telefonie ;]) na kotuński, niezbyt ładny kościół

Z Kotunia wyjechaliśmy z małymi problemami dotyczącymi kierunku jazdy. Było chłodno. Mi nawet zimno, więc rozgrzewałem się kręcąc na niskim przełożeniu.
Ok 18:30 dojechaliśmy do Cisie

Pan Włodzimierz wyglądał nas już na drodze. Po kolacji i małym ogarnięciu się poszliśmy zdać relację z wycieczki oraz przekazać informacje na temat krewnego pana Włodka z czego bardzo się ucieszył.

Trochę po 22 wróciliśmy do swojego pokoju, gdzie zajęliśmy się przeglądaniem zdjęć Syberii, czytaniem poezji pana Włodka oraz popijaniem piwa zagryzanego chipsami. Trochę przed północą poszliśmy do łóżek, gdzie zasnąłem dość szybko :)

Trasa przejazdu:


Kategoria Inne

Wycieczka z historią w tle - część 1 (piątek)

  d a n e    w y j a z d u 57.00 km 0.00 km teren 03:34 h Pr.śr.:15.98 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Piątek, 25 września 2009 | dodano: 28.09.2009

Korzystając z ciszy w domu siadam, by opisać chociaż część weekendowej wycieczki.
Planowana była od bardzo dawna. Niestety bardzo trudno było znaleźć kilka dni, kiedy wszyscy chętni na wyjazd mieliby wolne. Na szczęście w samym końcu września udało się wygospodarować 3 dni. Termin dość ryzykowny. Dni dość krótkie, poranki i wieczory chłodne i mgliste, ale przecież damy radę ;) Kierunek? Na wschód oczywiście.

Piątek zaczął się dla mnie o 6:50. Zakupy w piekarni, śniadanie, pakowanie i w drogę. Spotkanie pod bankiem PKO o 8:30. Piotrek był pierwszy:

Kilka minut później dołączyła Anka i we trójkę ruszyliśmy w kierunku Miętnego, gdzie czekał na nas Marek. Następnie skierowaliśmy się w stronę Pilawy, gdzie miała dołączyć do nas Iwona i mieliśmy wsiąść z pociąg do Łukowa.
Wyjeżdżamy na obwodnicę:

Na miejscu byliśmy kilka minut po 9.
Trasa przejazdu:


Po powitaniu z Iwoną poszliśmy po bilety. Niestety okazało się, że pociąg do Łukowa nie zabiera podróżnych z rowerami (chociaż na infolinii powiedziano nam, że można jechać z rowerem) i pani w kasie nie sprzedała nam biletów. Trzeba było wymyśleć coś innego.
Postanowiliśmy pojechać do Siedlec przez Warszawę.
Czekając na pociąg:

Pociąg miał odjechać o 9:47, ale zrobił to z kilkunastominutowym opóźnieniem. Było nam to bardzo nie na rękę, bo mieliśmy tylko 5 minut czasu na przesiadkę do pociągu jadącego do Siedlec.


Oczywiście spóźniliśmy się. Nastepny pociąg miał być dopiero za godzinę, więc uznaliśmy, że nie ma sensu siedzieć na dworcu z rowerami tylko trzeba się gdzieś przejechać. Iwona prowadziła.
Fabryka wódki Koneser.


Następnie zrobiliśmy małą rundkę po Parku Skaryszewskim (słaba jakość zdjęć)





Około 12 wróciliśmy na Dworzec Wschodni, gdzie za kilka minut podjechał nasz pociąg. Żeby nie było za kolorowo, to okazało się, że przewidziane są miejsca na tylko 3 rowery, a nas było pięcioro + rowery innych pasażerów. Przejścia prawie nie było i prawie całą drogę przejechałem na stojąco trzymając rower.


Bilety mieliśmy kupione do Siedlec, ale wysiedliśmy 3 stacje wcześniej w miejscowości o dość znajomo brzmiącej nazwie Sosnowe ;)

Było kilka minut po 13. Za wcześnie by jechać od razu do miejsca, gdzie mieliśmy spać, ale za późno by ruszać gdzieś daleko.
Wybraliśmy Żeliszew. Pomyliliśmy jednak drogę i wjechaliśmy do lasów, które okazały się bardzo ładne :)

Z pomocą panów ładujących drewno na traktor i jakiejś pani udało nam sie jednak trafić na miejsce.
Okazało sie jednak, że z byłego dworu/pałacu nie zostało nic, a obecne mury są próbą odbudowy dawnego budynku, która jednak przerosła możliwości finansowe właściciela.

Wyjeżdżając z Żeliszewa zostaliśmy zaczepieni przez jakiegoś pana, który opowiedział nam trochę o przeszłości tego miejsca. Podziękowaliśmy za informacje i ruszyliśmy do Żeliszewa Podkościelnego. Pod tamtejszym kościołem zrobiliśmy małą przerwę połączoną z jeszcze mniejszymi zakupami.

Kawałeczek dalej zjechaliśmy na łąkę i zjedliśmy obiad ;)


Najedzeni ruszyliśmy dalej. W powodu dość późnej pory postanowiliśmy odpuścić sobie Skórzec i pojechać bezpośrednio do Chlewisk, do Domu Pracy Twórczej Reymontówka.

Droga znowu wiodła przez las, często piaszczystymi drogami, więc jechało się dość ciężko.

Pytając dwukrotnie o drogę udało nam się dojechać na miejsce.

Niestety nie wpuszczono nas do środka, bo mieli gości - pracowników Urzędu Skarbowego z Garwolina (i chyba jeszcze Ostrołęki i jeszcze czegoś ;]). Mogliśmy tylko pospacerować i podziwiać dwór z zewnątrz.

Skok, który okazał się krokiem :D

I kilka wybranych praktycznie losowo zdjęć z puli wielu fotografii z tamtego miejsca

Słońce chyliło się ku zachodowi, więc uznaliśmy, że czas odnaleźć dom pana Włodzimierza, który obiecał nas przenocować. Błądząc trochę i ponownie męcząc się na piaszczystej drodze dojechaliśmy w końcu do odpowiedniej miejscowości.

Od poszukiwań noclegu oderwała nas jednak biel (może nie do końca biel...) ścian pałacyku prześwitująca przez drzewa. Musieliśmy tam zajrzeć :)

Około 18 z małymi problemami odnaleźliśmy dom pana Włodzimierza, gdzie zostaliśmy bardzo miło przyjęci. Zjedliśmy kolację, a potem rozmawialiśmy dość długo wypytując o miejscowości, które mieliśmy mijać następnego dnia, rozmawiając o naszych studiach oraz historii miejsc, w których mieszkamy.
Do łóżek dotarliśmy przed 23 (a może jeszcze wcześniej?).



Tego dnia przejechaliśmy niewiele. Wszystko przez pociągi. Najpierw "pociąg międzynarodowy z jednym wagonem krajowym" nie dla rowerów, później opóźnione Koleje Mazowieckie. Mimo tych problemów udało się zobaczyć conieco i chyba nie ma czego żałować ;)


Kategoria Inne

Rozruch przed weekendowym wyjazdem

  d a n e    w y j a z d u 47.10 km 0.00 km teren 01:45 h Pr.śr.:26.91 km/h Pr.max:35.00 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Wtorek, 22 września 2009 | dodano: 22.09.2009

Dawno nie jeździłem, głównie dlatego, że rower spędził 5 dni w serwisie. Podobno nie zrobili nic, ale póki co suport nie skrzypi.
Na dworze ciepło (nie gorąco) wiatr prawie żaden więc uznałem, że trzeba się gdzieś przejechać. O 12:20 wyruszyłem z domu. Omijając centrum Garwolina ulicami Mazowiecką, Sienkiewicza i Targową wyjechałem z miasta kierując się w stronę Górek. Delikatny wiatr wiał prosto w twarz, ale nie przeszkadzał zbyt mocno. Minąłem Górki, chwilę później Izdebnik i już dojeżdżam do Wilkowyji.



Tam chciałem zrobić zdjęcie szkoły, ale pomyliłem drogi i przez Zakącie (chyba tak się nazywa ta miejscowość) wjechałem do lasu. Do asfaltu dotarłem już za Wilkowyją i musiałem kawałeczek wracać.
W tej szkole mają rasta płot :D

5 minut później ruszyłem dalej tj. w kierunku Nowego Żabieńca.
Nie wiem co tu rośnie, ale fajnie wygląda :)

Stamtąd prosto w stronę działek w Wildze. Drogę obrałem dość niefortunnie, bo była baardzo słaba, ale za to zatrzymałem się na moment przy krzyżu upamiętniającym walki w 1794r.

Trochę pomęczyłem się w piaskach leśnych dróg, ale w końcu dojechałem do niebieskiego szlaku rowerowego, a tym samym do miejsca w którym juz byłem. Ulica "Do sosny" jest dobrze znana ;]

Nierówne uliczki niestety dały się we znaki mojemu kręgosłupowi. Chciałem jechać jeszcze gdzieś dalej, ale ból nie dawał mi spokoju. Postanowiłem więc zajechać do Wilgi do sklepu i po prostu wracać do domu.

W Wildze zrobiłem sobie 10 minut odpoczynku, zjadłem trochę czekolady, uzupełniłem płyny i o 13:40 ruszyłem w stronę Garwolina. Liczyłem na wiatr w plecy i ekspresowy powrót, ale trochę się przeliczyłem. Wiatr co chwilę zmieniał kierunek i czasem jednym mocniejszym podmuchem hamował mnie o kilka km/h.

W Trzciance pojawił się taki okrągły stan licznika ;)


Po 45 minutach od wyruszenia z Wilgi zameldowałem się w domu. Średnia na tym odcinku wyszła ok. 28km/h, więc nieźle ;)

Może jutro uda się powtórzyć dystans. Zobaczymy ;)

Mapka wyjazdu:


Kategoria Sam

Popoprawkowe odstresowywanie

  d a n e    w y j a z d u 28.00 km 0.00 km teren 01:05 h Pr.śr.:25.85 km/h Pr.max:35.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Środa, 9 września 2009 | dodano: 09.09.2009

Poprawka z mechaniki napisana. Mam duże nadzieje, że zaliczę.
O 15 ruszyłem w do Parysowa - ot tak ;) Na wiadukcie 5 minut przerwy na 2 fotki i smsa do Anki, że będę przejeżdżał koło jej domu.

Po takim małym odpoczynku ruszyłem dalej przez Choiny i Trąbki do domu. Z Anią się nie zobaczyłem. Akurat gdy byłem w Hucie... ona była w Garwolinie. Trudno :) Może następnym razem.
Jakieś takie 3 fotki po drodze... takie same jak większość tutaj. A... niech będą:



Miałem się uczyć...

  d a n e    w y j a z d u 43.00 km 0.00 km teren 01:40 h Pr.śr.:25.80 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Poniedziałek, 7 września 2009 | dodano: 07.09.2009

Ok 14:30 mała rundka polnymi drogami zobaczyć, co się pali, bo kilkanaście minut wcześniej straż na sygnale przemknęła koło mojego domu - 3,5km.
O 14:50 ruszyłem do Górzna.

Tam 10 minut przerwy m.in. na rozmowę z Piotrkiem :)

Miałem jechać do Miastkowa, ale jednak wybrałem spotkanie z Piotrkiem.
Droga z Górzna do Piastowa:

Pogadałem z Piotrkiem jakieś 1,5h. Dzięki za spotkanie ;)
Przed wyjazdem zastanawiałem miałem zamiar jechać jakoś przez Goniwilk żeby jednak zahaczyć o Miastków, ale po ruszeniu mi się odechciało... Pojechałem w kierunku Górzna.

W Górznie uznałem, że prosty powrót do domu przez Reducin, będzie nudny. Skręciłem więc w kierunku głównej i po DK17 wróciłem do domu.

Wyszło 39,5km.

Jakoś tak sporo fotek, wszystkie krzywe, ale jakiegoś lenia mam... nie chce mi się poprawiać. I tak nikt nie ogląda, więc niech będą jakie są.


Kategoria Sam

Z nudów

  d a n e    w y j a z d u 21.00 km 0.00 km teren 01:02 h Pr.śr.:20.32 km/h Pr.max:39.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Piątek, 4 września 2009 | dodano: 04.09.2009

Przez miasto i Sulbiny do Lucina na wiadukt. Tam kilka zdjęć i kilkanaście minut. Potem wzdłuż obwodnicy do Czyszkówka na wiadukt. Znowu kilka zdjęć. Miałem zamiar jechać do Górek, ale zawróciłem zanim dojechałem do przejazdu kolejowego - zaczęło padać.


Kategoria Sam

Trąbki po raz drugi

  d a n e    w y j a z d u 15.20 km 0.00 km teren 00:35 h Pr.śr.:26.06 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Wtorek, 1 września 2009 | dodano: 01.09.2009

Jazda do Ani: 16:40-17:00
Powrót: 21:35-21:55.
Dziękuję za miłe i przyjemne spotkanie :)


Kategoria Sam