Lipiec, 2008
Dystans całkowity: | 261.80 km (w terenie 28.00 km; 10.70%) |
Czas w ruchu: | 13:11 |
Średnia prędkość: | 19.86 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 52.36 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Rano zakupy. Ok. 21 wyjazd
d a n e w y j a z d u
30.00 km
0.00 km teren
02:00 h
Pr.śr.:15.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Rano zakupy. Ok. 21 wyjazd na miasto "pojeździć". Wracając do domu spotykam Piotrka i Rafała... Kręcimy do 23:30 ;]
Mam światełko to mi wolno :D
Kategoria Inne
Rankiem standardowo do piekarni,
d a n e w y j a z d u
76.80 km
14.00 km teren
03:50 h
Pr.śr.:20.03 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Rankiem standardowo do piekarni, a potem już mniej zwyczajnie na pocztę. Myślałem o jakimś wyjeździe, ale planów żadnych.
Około 15:30 odkryłem na telefonie smsa od Marka, że na godzinę 16 z minutami zaplanowany jest wyjazd w trochę większej niż zwykle grupie. Jeszcze nie wiedziałem dokąd...
O 16:20 wyruszyłem w umówione miejsce, gdzie dotarłem po kilku minutach. Okazało się, że znowu jedziemy nad Wisłę, tym razem bardziej na południe. Grupa wyjazdowa to ja, Marek, Tomek (Goniu) i Anka ;) Uzgodniliśmy z grubsza trasę i jedziemy. Przejazd przez miasto objazdem z powodu remontowanego mostu na Wildze, potem kierunek Górki przez Czyszkówek. W Górkach trzeba było przeprowadzić małą naprawę roweru Tomka.
Po kilunastominutowym postoju wyruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Polewicza przez Izdebnik, Wilkowyję i Żabieniec zatrzymując się tylko dla sprawdzenia trasy na mapie.
W Wildze są bardzo ciekawe nazwy ulic. Oto jedna z nich ;)
W Polewiczu kolejny postój. Tomek zmienił rower, pogadaliśmy trochę i pojechaliśmy dalej. Pustki na drodze pozwalały na jazdę obok siebie, więc można było porozmawiać. W Skurczy wyjechaliśmy na tzw. nadwiślankę, gdzie ruch jest już większy i trzeba jechać "gęsiego". Przed Tarnowem kilka minut postoju nad Wisłą:
Stamtąd po kilkunastu minutach dojechaliśmy do Rudy Tarnowskiej, gdzie uzupełniliśmy zapasy wody, ale część z nich została po chwili zużyta w całkowicie innym celu niż zaspokajanie pragnienia :D
Kolejny postój zaplanowany dopiero nad Wisłą. Ale zanim tam dotarliśmy Marek zrobił kilka zdjęć polnych krajobrazów.
Nad Wisłą miejsce ciekawe. Grobla wysunięta daleko w rzekę. Kiedyś kursował tu prom. Ale dziś płyty, po których niegdyś jeździły samochody, są tak porozsuwane, że ciężko po nich jechać nawet rowerem. Kilka zdjęć tego miejsca:
Po pewnym czasie przeszliśmy kawałek dalej, na piaszczysty półwysep.
Idziemy ;)
Prawie kompletna ekipa. Prawie, bo tajemniczy pan stopklatka nie ujawnia swojej twarzy.
Takie klimatyczne zdjęcie
Tymczasem Tomek zajęty był kopaniem studni :D
Dokopał się do wody, ale niestety teren nie sprzyjał tego typu konstrukcjom...
Ponownie Wisła
No ale cóż. Wszędzie dobrze, ale trzeba wracać, bo zaczyna się robić późno. Więc kierujemy się ponownie w stronę nadwiślanki. Zanim tam dojechaliśmy plany się pokrzyżowały. Mianowicie złapałem gumę... Napompowanie koła dało efekt tylko na kilkadziesiat sekund i klops... Doszliśmy do głównej, gdzie po chwili przyjechał tata Ani. Zapakowaliśmy rower do auta i pojechaliśmy do niej na podwórko gdzie pośpiesznie zabraliśmy się za zmianę dętki. Ale i tak zanim rower został naprawiony zrobilo się prawie całkiem ciemno.
Więc po solidnym (i słusznym) "ochrzanie" za brak świateł i kamizelek odblaskowych, wyposażeni w te akcesoria wyruszyliśmy pospiesznie w stronę domu.
Zanim dojechaliśmy do Garwolina zrobiło się całkowicie ciemno, więc do miasta wjechaliśmy tzw. kanałami (patrz mapa na dole). Do domu dotarłem o 22:25.
Mapa wyjazdu:
Korzystając z tego, że może to przeczytać każdy, chciałbym podziękować tacie Ani (imienia kurde nie znam...) za pomoc w wymianie dętki, za użyczenie oświetlenia i kamizelek odblaskowych i za opiernicz też ;) Trochę się przeliczyliśmy i to trzeba przyznać. Ani też dziękuję za ciasto, bo nawet nie podziękowałem...
A dzisiaj przed południem nie ociągając się wcale zakupiłem:
Rankiem standardowo na zakupy:
d a n e w y j a z d u
61.00 km
0.00 km teren
02:44 h
Pr.śr.:22.32 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Rankiem standardowo na zakupy: 3km.
Kilka minut przed 12 sms od Iwony czy idziemy na rower. Oczywiście, że idziemy :D
O 13 wyruszam spod domu i jadę w kierunku Parysowa, gdzie z przeciwnego kierunku ma nadjechać Iwona. Po 14 km i 30 minutach jazdy przystaję na moment na skrzyżowaniu na Kozłów. Dostaję smsa, że Iwona ma małe opóźnienie, więc jadę dalej w stronę Woli Starogrodzkiej. Po kilkuset metrach spotykamy się, zawracam i ruszamy w stronę Parysowa i Wilchty. Stamtąd przez Oziemkówkę, Przykory i Zgórze do Brzegów. Trochę ponad godzina pobytu u Beaty i wracamy przez Górzno do Garwolina. Ja uciekam do domu, a Iwona zostaje w mojej mieścinie załatwiac swoje sprawy.
Ogólnie do Brzegów jechało się całkiem nieźle. Tempo dosyć wysokie (Garwolin-Brzegi: 36km w 1h30min). Powrót już gorszy, bo mocno wiało w twarz.
Mapa wyjazdu:
Kategoria Inne
Wracam do domu kilka minut
d a n e w y j a z d u
78.00 km
14.00 km teren
03:44 h
Pr.śr.:20.89 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Wracam do domu kilka minut po 15, patrzę w komórke... 2 Nieodebrane połączenia. Sprawdzam: Marek. Szybki kontakt, co się dzieje. Okazuje się, że Marek już w trasie i to w przeciwnym kierunku. Musiałem jeszcze odsiedzieć kilka minut i równo o 16:02 wyjeżdżam spod domu.
Pędzę Jak głupi. Marek czeka na mnie we Władysławowie. Na mieście dosyć pusto, więc szybko udało się przebić i kierunek Wola Rębkowska i dalej na Hutę Garwolińską. Prędkość cały czas ponad 30km/h w osiągach nawet do 40. Wyprzedziłem wszystkich którzy jechali w tą samą stronę. Po 15,5km i o 16:33 dogoniłem Marka. Szok! Przecież wiało w twarz, a tu średnia 30km/h.
Marek czekając na mnie zrobił jakieś zdjęcia. Oto jedno z nich:
Pojedliśmy czereśni w międzyczasie oglądając mapę. Cel: Mariańskie Porzecze i ogólnie wisła między Wilgą i Sobieniami-Jeziory.
Drogi jak zwykle mocno boczne. Tym razem były to leśne, często piaszczyste ścieżki, po których nie tylko nie dało się momentami jechać, ale też trudno było iść. Trochę nam się zeszło z tą leśną przeprawą, ale potem droga się poprawiła. Stanęliśmy na moment przy myśliwskiej ambonie. Oczywiście nie omieszkaliśmy zajrzeć na górę:
Mimo jazdy na tzw. oko w kierunku "pod słońce" wyjechaliśmy w tym punkcie, w którym planowaliśmy. Potem tylko kawałeczek do Mariańskiego Porzecza, a tam drewniany kościół. Z zewnątrz wyróżnia się tym, że jest drewniany i niczym więcej. Ale wewnątrz to całkiem co innego :D
Stamtąd ruszamy w stronę Siedzowa, gdzie ma być "coś" co jest zaznaczone na mapie. Niestety nie udało nam się tego znaleźć więc pojechaliśmy nad Wisłę do Gusina. Słyszeliśmy wcześniej mity o niskim stanie wody w Wiśle, ale jak wystawiliśmy głowy nad wał to wydawało się, że jest jej sporo... Potem okazało się jak bardzo się myliliśmy.
Za wałem rosło trochę wiśni więc trzeba było zjeść conieco :P
Wisła
Po kilku zdjęciach i najedzeniu się do syta ruszyliśmy drogą wzdłuż Wisły w stronę Góry Kalwarii. Zza niego nie było widać zbyt wiele, więc po kilkuset metrach (no może trochę ponad 1km) postanowiliśmy zobaczyć jak w tym miejscu wygląda rzeka. I co? Nie ma rzeki! Nie no coś tam płynie, ale tyle co nic...
Przybrzeżna wierzba.
Pustynia :D
Kto potrafi przeskoczyć przez Wisłe? :D
Powłóczyliśmy się trochę po tej piaszczystej wyspie.
Nie na moją nogę...
W samym centrum rosło coś na wzór lasu chyba. Sporo drzew, jeszcze więcej krzaków. Ogólnie jak w parku narodowym :D
Czas wracać do rowerów, bo późno...
Tym bardziej, że gromadziły się ciemne chmury
Jeszcze tylko skok przez Wisłę...
...opróżnienie butów z piasku...
i można jechać.
A mieliśmy jeszcze spory kawałek. Dochodziła 20. Do domu szacunkowo ok 30km. Po krótkiej naradzie nad mapą postanowiliśmy pojechać przez Sobienie-Jeziory, Natolin i Kościeliska. Droga strasznie nam się dłużyła chociaż mocno naciskaliśmy na pedały. Prędkość mimo zmęczenia utrzymywała się przez większość czasu powyżej 25km/h. Robiło się coraz ciemniej i chłodniej, a z żołądki coraz głośniej domagały się jedzenia. W Woli Rębkowskiej pożegnałem Marka i popędziłem do domu. Okazało się, że nasze szacunki co do odległości były trochę zaniżone. Z piaszczystej wyspy do domu licznik pokazał 36km. W domu byłem o 21:30.
Mapa wyjazdu:
Kategoria Z Markiem
Trochę kręcenia po mieście...
d a n e w y j a z d u
16.00 km
0.00 km teren
00:53 h
Pr.śr.:18.11 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Trochę kręcenia po mieście...
Dawno nie pisałem, ale głupio robić wpisy po 3-4km ;]