Wracam do domu kilka minut
d a n e w y j a z d u
78.00 km
14.00 km teren
03:44 h
Pr.śr.:20.89 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Wracam do domu kilka minut po 15, patrzę w komórke... 2 Nieodebrane połączenia. Sprawdzam: Marek. Szybki kontakt, co się dzieje. Okazuje się, że Marek już w trasie i to w przeciwnym kierunku. Musiałem jeszcze odsiedzieć kilka minut i równo o 16:02 wyjeżdżam spod domu.
Pędzę Jak głupi. Marek czeka na mnie we Władysławowie. Na mieście dosyć pusto, więc szybko udało się przebić i kierunek Wola Rębkowska i dalej na Hutę Garwolińską. Prędkość cały czas ponad 30km/h w osiągach nawet do 40. Wyprzedziłem wszystkich którzy jechali w tą samą stronę. Po 15,5km i o 16:33 dogoniłem Marka. Szok! Przecież wiało w twarz, a tu średnia 30km/h.
Marek czekając na mnie zrobił jakieś zdjęcia. Oto jedno z nich:
Pojedliśmy czereśni w międzyczasie oglądając mapę. Cel: Mariańskie Porzecze i ogólnie wisła między Wilgą i Sobieniami-Jeziory.
Drogi jak zwykle mocno boczne. Tym razem były to leśne, często piaszczyste ścieżki, po których nie tylko nie dało się momentami jechać, ale też trudno było iść. Trochę nam się zeszło z tą leśną przeprawą, ale potem droga się poprawiła. Stanęliśmy na moment przy myśliwskiej ambonie. Oczywiście nie omieszkaliśmy zajrzeć na górę:
Mimo jazdy na tzw. oko w kierunku "pod słońce" wyjechaliśmy w tym punkcie, w którym planowaliśmy. Potem tylko kawałeczek do Mariańskiego Porzecza, a tam drewniany kościół. Z zewnątrz wyróżnia się tym, że jest drewniany i niczym więcej. Ale wewnątrz to całkiem co innego :D
Stamtąd ruszamy w stronę Siedzowa, gdzie ma być "coś" co jest zaznaczone na mapie. Niestety nie udało nam się tego znaleźć więc pojechaliśmy nad Wisłę do Gusina. Słyszeliśmy wcześniej mity o niskim stanie wody w Wiśle, ale jak wystawiliśmy głowy nad wał to wydawało się, że jest jej sporo... Potem okazało się jak bardzo się myliliśmy.
Za wałem rosło trochę wiśni więc trzeba było zjeść conieco :P
Wisła
Po kilku zdjęciach i najedzeniu się do syta ruszyliśmy drogą wzdłuż Wisły w stronę Góry Kalwarii. Zza niego nie było widać zbyt wiele, więc po kilkuset metrach (no może trochę ponad 1km) postanowiliśmy zobaczyć jak w tym miejscu wygląda rzeka. I co? Nie ma rzeki! Nie no coś tam płynie, ale tyle co nic...
Przybrzeżna wierzba.
Pustynia :D
Kto potrafi przeskoczyć przez Wisłe? :D
Powłóczyliśmy się trochę po tej piaszczystej wyspie.
Nie na moją nogę...
W samym centrum rosło coś na wzór lasu chyba. Sporo drzew, jeszcze więcej krzaków. Ogólnie jak w parku narodowym :D
Czas wracać do rowerów, bo późno...
Tym bardziej, że gromadziły się ciemne chmury
Jeszcze tylko skok przez Wisłę...
...opróżnienie butów z piasku...
i można jechać.
A mieliśmy jeszcze spory kawałek. Dochodziła 20. Do domu szacunkowo ok 30km. Po krótkiej naradzie nad mapą postanowiliśmy pojechać przez Sobienie-Jeziory, Natolin i Kościeliska. Droga strasznie nam się dłużyła chociaż mocno naciskaliśmy na pedały. Prędkość mimo zmęczenia utrzymywała się przez większość czasu powyżej 25km/h. Robiło się coraz ciemniej i chłodniej, a z żołądki coraz głośniej domagały się jedzenia. W Woli Rębkowskiej pożegnałem Marka i popędziłem do domu. Okazało się, że nasze szacunki co do odległości były trochę zaniżone. Z piaszczystej wyspy do domu licznik pokazał 36km. W domu byłem o 21:30.
Mapa wyjazdu:
Kategoria Z Markiem