Czerwiec, 2010
Dystans całkowity: | 347.05 km (w terenie 5.00 km; 1.44%) |
Czas w ruchu: | 15:43 |
Średnia prędkość: | 22.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.00 km/h |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 43.38 km i 1h 57m |
Więcej statystyk |
Z Wiro
d a n e w y j a z d u
66.06 km
0.00 km teren
02:30 h
Pr.śr.:26.42 km/h
Pr.max:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Rano do sklepu po bułki - 2 km ;]
Przed 18 kosiłem trawę i siostra powiedziała, że ktoś do mnie 2x dzwonił. Patrzę - 2x Wiro. Oddzwaniam. "Orange poczta głosowa". Aha ;] No nic. Koszę dalej. Po kilku minutach dałem spokój i dzwonię jeszcze raz. Tym razem Wiro odebrał. Ustawiliśmy się w Łaskarzewie za około godzinę. Szybkie myju i o 18 wystartowałem z domu.
Przez miasto przejechałem w miarę szybko, chociaż musiałem 2x postać na światłach.
Lucin. (rozmazało się)
Z wiaduktu nad obwodnicą.
I Sulbiny. Robią nowe rondo i jak narazie trochę się kurzy ;]
Prawie Ruda Talubska.
Izdebno.
Las przed Łaskarzewem.
Po 35 minutach jazdy i przejechaniu 17 km zatrzymałem się w centrum Łaskarzewa. Wiatr w plecy bardzo dobrze pomagał, więc średnia wyszła wysoka. Dzwonię do Wiro z pytaniem gdzie jest. Mówi, że kilka km przed Łaskarzewem, więc wyjadę w jego stronę. Fotka Łaskarzewskiego kościoła.
I wyjeżdżam w stronę Maciejowic. Ciągle z wiatrem, więc znowu szybko.
W Celinowie zobaczyłem pędzącego Wiro, więc zatrzymałem się na poboczu. Krótka rozmowa i wracamy do Łaskarzewa. Po drodze zamiana rowerów na chwilę, bo chciałem przejechać się na kolarce ;] Okazało się, że kolarka nie jest taka idealna jak myślałem, a Wiro stwierdził, że mój rower nie jest taki zły na jaki wygląda :D W Łaskarzewie wróciliśmy na swoje rowery. Mały problem z wyborem gdzie jechać, ale ostatecznie wybraliśmy kierunek na zachód. W Pilczynie chwila postoju pod sklepem. Okazało się, że od Pilczyna do głównej kładą asfalt, więc śmierdzi smołą ;] Wiro dodatkowo ponarzekał na lipną drogę, ale jakoś jechaliśmy. Przed dojazdem do głównej na podjeździe Wiro uciekł mi na dobre 150 metrów, ale poczekał przed skrzyżowaniem ;]
Skręciliśmy w lewo i pojechaliśmy kawałek po Lubelskiej. Na kole u Wira ;]
Następnie skręciliśmy na Górzno. Trochę po zamulaliśmy, ale potem już szybciej. W Górznie prosto jak na Miastków i po chwili w lewo [Chęciny 3]. Kiedyś tam była słaba droga, ale teraz jest już bardzo ok. Do tego niewielki ruch samochodów. Fajnie :)
I spojrzenie wstecz.
W Chęcinach skręciliśmy w prawo i zatrzymaliśmy się przed sklepem, bo musiałem się napić. Przede mną młodzieniec poprosił o doładowanie orange za 5zł i "szejść gumów kulków". Pozostawię bez komentarza ;]
Po chwili ruszyliśmy w kierunku Łąk, a stamtąd skręciliśmy na Brzegi. Wjeżdżamy tam.
Mieliśmy jechać do Miastkowa, ale trochę wcześniej skręciliśmy na Zgórze. Wirowi droga się spodobała, bo było sporo podjazdów jak na nasze tereny.
Oczywiście po chwili mi uciekł, chociaż próbowałem się utrzymać za nim.
Dogoniłem go dopiero w Zgórzu. W Przykorach skręciliśmy w lewo i przez Goździk u Unin około 20:30 wróciliśmy do Garwolina. Tam podziękowaliśmy sobie za wspólną jazdę i każdy z nas pojechał w swoją stronę.
Mapka z wyjazdu - na zielono jazda z Wiro.
Cała trasa pokonana w wysokim jak dla mnie tempie. Dla Wira prędkość raczej była powolna, ale nie ma co się dziwić. Tylko w tym roku ma przejechane 10 razy więcej kilometrów ode mnie ;] Bałem się, że zdechnę po drodze, ale jakoś wytrzymałem i obeszło się bez skurczy po drodze i bez żadnych zakwasów po jeździe. Nie jest może ze mną tak źle ;] Trochę pewnie popsułem Wirowi trening, ale może się nie obrazi i jeszcze kiedyś razem pojeździmy ;]
Kategoria Inne
Polem, łąką
d a n e w y j a z d u
50.75 km
0.00 km teren
02:46 h
Pr.śr.:18.34 km/h
Pr.max:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Wczorajszy wieczór spędziłem u Anki i wymyśliliśmy, że jak będzie ładna pogoda to pójdziemy na rower ;]
Godzina wyjazdu przesuwała się co chwilę, bo nam obojgu wyskakiwały co chwilę jakieś sprawy do załatwienia. Przed 14 skoczyłem na miasto - 3 km. Kilka minut po 14 w końcu ruszyłem do Trąbek. Dość silny wiatr wiał prosto w twarz, więc momentami nie byłem w stanie przekroczyć 20 km/h. U Anki byłem po ponad 20 minutach. Chwila przygotowań, moje zapewnienie, że nie będziemy jeździć po piachach i błotach (mhmm...) i ok. 14:40 ruszyliśmy ;)
Wyjazd z Trąbek w kierunku Parysowa.
Gdzieś przed Żabieńcem.
Dojeżdżamy do Choin.
Do Parysowa jechało się całkiem dobrze. Wiatr wiał z boku, ale drzewa rosnące wzdłuż drogi dość skutecznie nas osłaniały. W Parysowie kupiliśmy wodę i ruszyliśmy w kierunku północnym. Kawałek dalej skręciliśmy na Wolę Starogrodzką.
Z drogi całkiem ładny widoczek na okolice Parysowa.
I nasza droga. Pod górkę i na ukos pod wiatr ;)
W lesie jechało się przyjemniej, chociaż zrobiło się trochę chłodno, bo dość gęste chmury zakryły słońce. Anka liczyła, że się trochę opali, ale na nadziejach się skończyło.
Wola Starogrodzka.
Na skrzyżowaniu koło szkoły chwila zawahania. Nie mieliśmy ochoty jechac prosto do Gocławia przez Żelazną, bo trochę krótka by wyszła nasza wycieczka. No więc w prawo. Na początku fajny asfalt, ale za ostatnimi zabudowaniami się skończył i zaczęła się piaskowa droga z błotnistymi miejscami.
Kilkanaście minut postoju nad jakimś stawem.
I panoramka ze wzniesienia.
Wg mapki ta droga powinna doprowadzić do Kalonki. Domyslałem się, że będzie raczej słabej jakości, ale postanowiliśmy spróbować. Więc jedziemy.
Niestety droga szybko zaczęła zanikać wsród traw. Skręciliśmy w lewo i to był błąd. Po chwili jechalismy już po łące. Po chwili okazało się, że jesteśmy na tyłach zabudowań. Trochę głupio wychodzić u kogoś na podwórku. Trzeba znaleźć jakieś dojście do drogi. Widac ją było niedaleko. Spróbowaliśmy przez las, ale na jego skraju płynął sobie zarośnięty pokrzywami strumyk. Jazda po polu też wydawała się mało ciekawa. Kręciliśmy się przez dobrych kilka minut po łąkach to jadąc to prowadząc rowery. Ja na dwóch fotkach zrobionych przez Ankę ;]
Anka zaczęła narzekać, że jej się to nie podoba. Wszak obiecywałem, że nie będzie piachu i błota, a było już wszystko, a nawet gorzej. W końcu znaleźliśmy przejście w stronę asfaltowej drogi zaznajamiając się trochę z krowami. Żeby nie było za fajnie, to kilkadziesiąt metrów od ulicy trafiliśmy na kolejny strumyk, ale udało się go przeskoczyć z rowerami. Przebycie tego odcinka trasy zajęło nam dobre 20 minut.
Byliśmy w Kalonce :) Siedliśmy na kamieniu pod sklepem i odpoczęliśmy troszkę. Anka ponarzekała, ale trudno ;]
Rowery.
Czas wracać. Jeszcze taka fotka z plakatem o dyskotece w Starogrodzie :D
I o 16:20 wyjeżdżamy z Kalonki w kierunku Gocławia.
Fotka w kierunku domu Iwony, którą pozdrawiam :)
I po 10 minutach jazdy mamy Gocław.
Dalej przedstawiam Ance 2 wersje trasy powrotnej. Albo dojechać do lubelskiej i jechać nią do Puznówki, albo wykorzystać szlak niebieski ciągnący się przez las i wyjechać w tym samym miejscu. Wybraliśmy opcję drugą ;) Na początku trochę łatwego do ominięcia błota, ale potem zrobiło się całkiem fajnie. Całkiem równa ścieżka wśród sosen. Do tego szlak bardzo dobrze oznaczony. Nie sposób zjechać z drogi.
Chwila postoju m.in na zdjęcia ;]
I taka ciekawie skręcona sosna tam rośnie :)
I jedziemy dalej. Szum samochodów z oddali mówi nam, że jedziemy wzdłuż lubelskiej. Do tego góry śmieci w niektórych miejscach (na szczęscie mało liczne) świadczą, że nie jestesmy zbyt daleko o głównej. Zdjecia dość słabe, bo w lesie mało światła.
I w końcu wyjechaliśmy z lasu. Zabrakło oznaczenia szlaku, by skręcić w prawo, bo zabudowania Puznówki widać po południowej stronie. A jadąc prosto dojeżdża się do Niesadnej.
Coś tu rośnie ;]
I Puznówka, skręcamy w lewo. Teraz wybór czy jechać na około przez Poschłą i Wygodę, czy na skróty przez pola.
Wybraliśmy jednak skrót, więc za szkołą w Puznówce w prawo.
No i Trąbki.
Do domu Ani dotarliśmy ok. 17:15. Wstąpiłem "na chwilę". Zjedliśmy conieco, bo zgłodnieliśmy po drodze.
Jednak za dobrze mi się siedziało, bo z Trąbek ruszyłem dopiero o 20:40 ;) Było już trochę chłodno, więc pogoniłem szybciej dla rozgrzewki. Wiatr w plecy się trochę uciszył i nie chciał pomagać, ale i tak udało się dojechać do domu w niecałe 15 minut.
Mapka wyjazdu.
Dziękuję bardzo za kolejny bardzo miły wyjazd i za gościnę po ;) Czekam na następne wspólne wycieczki.
Kategoria Z Anią
Borem, lasem
d a n e w y j a z d u
47.15 km
0.00 km teren
02:02 h
Pr.śr.:23.19 km/h
Pr.max:35.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Od wczoraj mi chodził po głowie mały wyjazd gdzieś, ale pogoda była słaba. Dzisiaj było lepiej. Nieduży wiatr, ok 21 stopni. Trzeba było gdzieś pojechać :)
Około 14:25 wsiadłem na rower i nie zastanawiając się zbyt długo skierowałem się w stronę Czyszkówka. Kilkanaście minut później minąłem Górki. Tu już las w okolicach cmentarza:
zdjęcia dość mierne, bo telefon słabo sobie radzi przy małej ilości światła
Wymyśliłem, że pojadę do Wilgi i wrócę stamtąd zielonym szlakiem do Kościelisk i dalej już normalnie do domu. Widać Izdebnik.
Wilkowyja.
I już na drodze do Wilgi. Dojeżdżam do Trzcianki.
Gdzieś w lesie za Cyganówką.
No i Wilga. 24km w niecałą godzinkę, nieźle.
Na skrzyżowaniu skręciłem w prawo w kierunku Warszawy i po chwili ponownie w prawo, drogowskaz na Malinówkę (3km). Tędy jeszcze nie miałem okazji jechać. Droga mokra po ostatnich deszczach, ale dość twarda i nie chlapało błotem, więc jechało się całkiem nieźle.
Za Malinówką zrobiło się trochę słabiej, ale zwykle obok drogi jest całkiem wygodna ścieżka.
Oczywiście Bartkowi musiało się udać zjechać z oznakowanego szlaku ;] Na którymś skrzyżowaniu pojechałem źle i na drzewach przestały pojawiać się znaki. Nie chciało już mi się wracać. Postanowiłem, że spróbuję trafić na niego później. Problem był tylko taki, że nie wiedziałem, czy odjechałem od niego w lewo czy w prawo ;]
Na następnym skrzyżowaniu skręciłem w prawo. Jak się potem okazało to był błąd ;] Po kilkuset metrach takie zdjęcie.
A kawałek dalej dojechałem do jakiejś główniejszej (tak mi się wydawało) dróżki idącej na wschód. Jadę. Tylko droga zaczęła się coraz ostrzej piąć pod górę. Sporo luźnego piasku, więc ciężko. Przed samym szczytem przy zmianie przełożenia spadł mi łańcuch i resztę musiałem pokonać piechotą. Całkiem fajna góra piaskowa ;] Zjazd poszedł sprawniej. A tam takie małe jeziorko/staw, a za nim dom. Nie jest źle ;]
Pojechałem w kierunku domów. Wyjechałem na asfalt i okazało się, że to Wola Władysławowska. Chciałem do Władysławowa, ale ostatecznie niewiele się pomyliłem ;] To w prawo.
To był chyba znowu błąd. Jadąc w lewo dojechałbym do Władysławowa. A tak zaraz skończył mi się asfalt i dojechałem do drogi leśnej, którą już kiedyś jechałem i była mocno błotnista ;] To nie, odbijam z niej w pierwszą w lewo. Jakoś przez lasy dojadę przecież do Bud Uśniackich lub w okolice.
Na początku droga spoko, ale po chwili las się zagęścił, a droga rozrzedziła ;] Żwir się rozpływał pod kołami i jechało się bardzo ciężko. Potem zrobiło się lepiej, ale i tak zdarzały się błotniste momenty.
Kawałek dalej droga zaczęła mi przypominać odcinek ściezki ekologicznej, ale brakowało opisów pod drzewami itp ;] No nic, jadę. Droga idealnie prosta, tylko mokro. Brudnym ;P
Przed sobą zobaczyłem jakiś rower stojący na drodze. Podjeżdżając bliżej usłyszałem też jakieś dziecko śpiewające coś najgłośniej jak się da, a po lewej stronie drogi przez liście drzew zobaczyłem kogoś kucającego/klęczącego. Pomyślałem, że pewnie zbierają jagody lub grzyby. Pomyłka ;] Po wyjechaniu zza krzaków kucającą postacią okazała się pani ze spódnicą w okolicach kolan, pełnią bladych pośladków i buraczaną czerwienią twarzy. Oczywiście rzuciła się do nerwowego ubierania zsuniętego ubrania, ale zanim to zrobiła to ja już minąłem scenę ;]
Kawałek dalej na drzewie pokazał się znak czerwonego szlaku. Trochę się zdziwiłem, bo kilka dni temu nanosiłem garwoszlaki na mapkę z zumi i pamiętam, że szlak czerwony nie obejmuje ścieżki ekologicznej tylko kończy się na asfalcie, ale cóż... jadę. Ostatni kawałek po bruku i po ok. 16km od Wilgi wyjechałem na asfalt w Hucie Garwolińskiej.
Stąd już bez przeszkód przez Wolę Rębkowską wróciłem do domu.
Mapka.
Kategoria Sam
Duża pętla
d a n e w y j a z d u
80.24 km
0.00 km teren
03:20 h
Pr.śr.:24.07 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Jakoś po 12 telefon do Wiro z pytaniem czy idzie na rower. On jednak planował jazdę dopiero koło 15-16, a mi to średnio pasowało. No cóż... zawijam się sam.
Ruszyłem ok. 12:50. Tym razem na wschód, bo dawno mnie tam nie było. Pierwszy cel - Borowie.
Po 15 minutach byłem w Głoskowie.
Gdzieś przed Wilchtą zamajaczył mi jakiś wolno poruszający się wóz Drzymały. Pomyślałem, że warto go będzie dogonić i pociągnąć za nim chowając się trochę od wiatru w twarz.
Tu już za Wilchtą.
Słup.
No i mam go ;]
Okazało się jednak, że jedzie za wolno jak dla mnie i musiałem go wyprzedzić. W lesie za Słupem odjechałem dość daleko od niego, ale przed samym Borowiem wiatr mnie wyhamował i do miasta wjechałem tylko jakieś 200 metrów przed traktorem ;]
Taka fotka z okolic stawów w Borowiu.
Stamtąd skręciłem na Brzuzę.
Dalej przez Brzuskowolę (palec w kadrze ;/ )
do Woli Miastkowskiej. Po drodze jakiś młody chciał się ścigać, ale mu nie wyszło. Wyjazd z Woli Miastkowskiej.
Tu już kiedyś byłem. Z Markiem 2 lata temu dojeżdżaliśmy tu od przeciwnej strony. I tu okazało sie, że wjechałem na zielony szlak. Wg mapki garwoszlaków prowadzi do Miastkowa Kościelnego, gdzie chciałem dojechać. Więc jadę. No tak... szlak wiedzie nie prosto na Kujawy tylko w lewo przez Kruszówkę... No nic jedziemy, ale droga słaba.
I Kruszówka. Bardzo blisko granicy województwa mazowieckiego. Chyba kilkaset metrów tylko.
Takie ciekawe prawie rondo (nie było znaku o ruchu okrężnym ;])
I dalej na Miastków. Odbiło się coś w "obiektywie" ;]
To chyba Zabruzdy.
I wjeżdżam do Miastkowa. Spory podjazd jak na naszą równinę.
Juz na górce. Widoczek do tyłu :)
Zatrzymałem się na chwilkę przed kościołem. 3 fotki.
Zastanawiałem się nad pociągnięciem do Żelechowa jeszcze, ale pomyślałem, że może pojadę w stronę przeciwną w okolice Wilgi i wyciągnę Wiro na rower ;] Więc lecę na Górzno. Yyy... to nie w tą stronę ;] Trzeba wrócić.
Gdzieś między Brzegami i Łąkami.
Mało urodziwy kościół w Łąkach (pojawiał się na blogu już kilka razy)
W Łąkach zatrzymałem się pod sklepem na kilka minut po coś do picia. Niestety smietnik był okupowany przez adresywnych działaczy sklepowych z winkiem w rękach, więc dałem spokój i wziąłem butelkę ze sobą.
Piaski.
W Górznie pozbyłem się śmieci i bez zatrzymywania pojechałem w kierunku Potasznik. Znowu wiało w twarz. Jakoś kręcił dziwnie ten wiatr... Po przecięciu głównej droga słaba przechodząca w bardzo złą. Dużo luźnego piasku, bez możliwośco ominięcia. Ciężko ;] Na szczęście tak źle jest tylko do Gąsowa. Stamtąd już po twardym do Kacprówka.
Postój na jedzenie i picie w Pilczynie.
W międzyczasie zaczęło mi skrzypieć siodełko. Prawdopodobnie smar na tym pseudoamortyzatorze w sztycy się wytarł... Wkurzało mnie to okrutnie, bo przy każdym ruchu nogą było to słychać.
Łaskarzew minąłem bardzo szybko i wjechałem do Woli Łaskarzewskiej.
Jadąc przez Dąbrowę zadzwoniłem do Wiro, że za jakieś pół godziny będę w Trzciance, ale bedę szybko zasuwał do domu żeby być na 17. Wiro jednak powiedział, że nie da rady dolecieć, więc... może innym razem :)
Dróżka :P
Siodełko wkurzało mnie coraz bardziej. Juz nie dało się na nim usiąść tak, żeby nie skrzypiało. Wiro powiedział, że do Trzcianki nie przyjedzie, więc nie ma sensu tam jechać. Poza tym chciałem byc na 17 w domu, żeby na 18 wyrobić się do Anki (była 15:50). Zawijam przez Krzywdę.
Minąłem Budel.
I Izdebnik.
Dalej przez Górki i Czyszkówek bez większych przygód i żadnego zatrzymywania wróciłem do domu. Była 16:40 ;)
Mapka
tym razem z zumi.pl, bo maps.google.pl jest niedokładne, a targeo.pl ma mało przystępną skalę.
Kategoria Sam
Wide photos
d a n e w y j a z d u
20.03 km
0.00 km teren
00:59 h
Pr.śr.:20.37 km/h
Pr.max:33.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Przed 15 włóczenie się po mieście i okolicach robiąc przy okazji trochę szerokich fotek. Wyszły słabo, bo słońce nie chciało wyjść zza chmur. Fotki:
!zapomniałem zmniejszyć zdjęć - po kliknięciu długo się ładują!
Jakoś słabo mi się jeździło. Po 8km wróciłem do domu.
Po 19 wyszedłem raz jeszcze. Standardowe kółko Garwolin-Miętne-Wola Rębkowska-Garwolin. 12km.
Kategoria Sam
Niedziela :)
d a n e w y j a z d u
25.16 km
5.00 km teren
01:13 h
Pr.śr.:20.68 km/h
Pr.max:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Koło 16 wycieczka. Do Miętnego. Po drodze panoramka z wiaduktu.
Dalej w kierunku Huty Garwolińskiej, ale coś zaplątałem.
Po polach dojechałem do Krystyny, gdzie skręciłem w prawo. Po kilkuset metrach skończył się asfalt i wjechałem do lasu. Na wyczucie/azymut/cokolwiek spróbowałem dojechać w okolice ścieżki ekologicznej. Po 5 km kręcenia po lesie (dość mokro po wczorajszej burzy) udało się - wyjechałem kilometr za daleko :)
Wracając zajechałem do Anki, gdzie spędziłem z godzinę.
Kategoria Sam
Sobota ;)
d a n e w y j a z d u
13.51 km
0.00 km teren
00:38 h
Pr.śr.:21.33 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Do Ani do Tesco. Posiedziałem z godzinę. Wracając runda po mieście zahaczając o szpital - otwarcie lądowiska dla helikopterów. Kilka zdjęć:
Kategoria Sam
Baaardzo miła wycieczka :)
d a n e w y j a z d u
44.15 km
0.00 km teren
02:15 h
Pr.śr.:19.62 km/h
Pr.max:50.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
New.meteo.pl prognozowało opady deszczu od 14:00. 14 minęła a na niebie chmur deszczowych brak, więc uznałem, że trzeba gdzieś pojechać. Ostatnio częściej jeździłem na zachód i południe od Garwolina: Górzno, Sobolew, Łaskarzew, Wilga, Pilawa, Osieck. Dzisiaj postanowiłem to zmienić :) Od dłuższego czasu planowaliśmy z Anką wspólny wyjazd rowerowy, ale pogoda nam nie pozwalała. Pomimo sporego zachmurzenia i tego, że w Boże Ciało co roku są burze zapytałem Anię czy ma ochotę na wyjazd dziś. Zgodziła się bez wahania, więc o 14:20 ruszyłem w stronę Trąbek :)
Garwolińska ścieżka rowerowa
I wpadam na końcówkę obwodnicy
Na miejscu byłem ok. 14:45. Po chwili Ania wzięła swój rower i ruszyliśmy. Całkiem się wypogodziło, więc bez większych obaw skierowaliśmy się w kierunku Parysowa, wydłużając sobie nieco drogę przez Wygodę.
Gdzieś niedaleko Parysowa.
Równina w okolicach Parysowa
Po drodze uznaliśmy, że damy radę dojechać nad Świder do Górek. Miałem ochotę jechać tam od dawna, a nie byłem tam kilka(-naście?) lat.
Droga na Kozłów.
Wyjeżdżamy z Kozłowa.
Droga wśród pól i łąk. Ładnie tam :)
Moja towarzyszka podróży ale nie tylko :)
I jej towarzysz podróży ;]
Kawałeczek za Kozłowem zjechaliśmy z asfaltu w boczną, piaszczystą drogę. Na szczęscie piach był mokry i ubity i jechało się całkiem nieźle, ale Ania i tak trochę narzekała ;]
Gospodarstwo pośród lasów.
Ja ;] Dośc rzadko pokazuję mordę na blogu, więc teraz nadrabiam zaległości
Po ok. 50 minutach od wyjazdu z Trąbek dojechaliśmy do mostu nad Świdrem. Okazało się, że nie tylko my wybraliśmy to miejsce na cel wyprawy :) Oprócz nas było tam jeszcze kilkanaście osób, ale po pewnym czasie porozchodzili/porozjeżdżali się w swoje strony.
Taka panoramka z mostu :)
Główni bohaterowie opisu, czyli my :)
Świder :D
Trochę pozwiedzaliśmy okolicę :)
Ja w nowym stylu ;]
:)
Sprawdzałem czy da się mieszkać ;]
Słoneczko grzało, wietrzyk chłodził, miło było i przyjemnie. Ale chmury z północnej strony zmieniły odcień na ciemniejszy i ok. 16:30 uznaliśmy, że czas spadać, bo do domu całkiem spory kawałek ;]
Troszkę inną drogą dla odmiany. Ani się mało podobała...
ale po kilkuset metrach dojechaliśmy do asfaltu, a tam z pomocą wiatru jechało się już bardzo łatwo i szybko.
Przez Parysów przejechaliśmy bez zatrzymywania i skręciliśmy na Choiny. Chmura za nami coraz bardziej rosła i ciemniała. Do tego wiało dość mocno bardziej od przodu, więc nie dało się zbyt szybko jechać. Widok na Parysów.
Przed Choinami.
Za Choinami trochę pomogłem Ani, bo zmęczona odrobinkę była, a zależało mi na szybkim powrocie.
Prawie Trąbki, a za nami:
Po 45 minutach całkiem sprawnego pedałowania dojechaliśmy do Trąbek. Nie zatrzymywałem się długo. Chmura była coraz bliżej, a chciałem przed nią dojechać do domu. O 17:20 wystartowałem spod domu Ani. Prędkość była rekordowa jak na mnie ;] Po 15 minutach byłem w domu, czyli średnia prędkość na powrocie wyszła... 31,3km/h :)
Mapka
Wycieczka pomimo nadzwyczaj szybkiego powrotu bardzo udana. Ani się chyba podobało, więc jest nadzieja, że za jakiś czas uda się ją znowu gdzieś wyciągnąć :)
Dziękuje za fajny wyjazd i baaaardzo miło spędzony czas :* Czekam na następne :)
Kategoria Inne, Z Anią