Lipiec, 2011
Dystans całkowity: | 195.31 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 10:33 |
Średnia prędkość: | 18.51 km/h |
Maksymalna prędkość: | 30.00 km/h |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 48.83 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Z Jabłonowca
d a n e w y j a z d u
62.60 km
0.00 km teren
03:38 h
Pr.śr.:17.23 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Wstaliśmy koło 9. W sumie całkiem nieźle się spało, chociaż łóżko było trochę za krótkie ;]
Zaraz po śniadaniu wsiadłem na rower w poszukiwaniu drogi z Jabłonowca do Godzisza. Mieliśmy tamtędy jechać wczoraj, ale nie mieliśmy pewności w jakim ona jest stanie. Nie chcieliśmy ryzykować dlatego kawałek drogi przejechaliśmy pociągiem. Na powrocie postanowiliśmy jednak spróbować.
Pierwsze podejście się nie udało. Dojechałem do końca wsi Jabłonowiec, potem pojechałem w przeciwnym kierunku, ale jedna droga kierowała się trochę za bardzo na zachód, druga kończyła się w polach. Wróciłem do Ani. Odpocząłem chwilę, przestudiowałem jeszcze raz mapkę i postanowiłem spróbować raz jeszcze. "Przeciąłem" wieś i kawałek za nią przy kapliczce skręciłem w prawo. Kierunek mniej więcej się zgadzał, więc pojechałem dalej. Taki blady widoczek:
Kawałek dalej zaczął się bruk na którym wytrząsłem całe śniadanie. Za brukiem był Godzisz ;)
Wróciłem więc do Ani z wiadomością, że droga jest przejezdna, chociaż miejscami jest trochę błota a na 100 metrach taki piach, że pewnie trzeba będzie przeprowadzić rowery.
Zjedliśmy obiad i o 13:30 wyjechaliśmy w kierunku Godzisza. Pogoda była lepsza. Sporo cieplej, nawet trochę słońca. Niestety wiatr zmienił kierunek na przeciwny i tak jak wczoraj wiał nam w twarz. Wspominana powyżej brukowana alejka.
Po 25 minutach wyjechaliśmy na asfalt i żeby nie jechać tą samą drogą co wczoraj skręciliśmy na Oronne.
Następnym punktem przelotowym było Podzamcze.
Za Polikiem.
W Celinowie na przystanku zrobiliśmy mały odpoczynek.
A potem następny w Łaskarzewie. Tym razem dłuższy :)
Po około 30 minutach pojechaliśmy dalej. Słońca już nie było widać. Same chmury.
Lucin.
I w końcu Garwolin.
Tam obejrzeliśmy się za siebie i zobaczyliśmy... ciemną chmurę. Chwilę później trochę też zagrzmiało. No ale nic. Jedziemy dalej. Miałem zamiar odprowadzić Anię do Trąbek.
Za Garwolinem chmura stała się duużo większa. Tak to uchwycił aparat Ani.
... a tak mój w telefonie ;]
W Michałówce uznaliśmy, że lepiej będzie jak z Miętnego wrócę do domu, bo burza chyba nie ma zamiaru nas ominąć. Pożegnaliśmy się w pośpiechu i ruszyliśmy każde w swoją stronę. Nie zdążyłem odjechać nawet 50 metrów i zaczęło padać. Niestety Ania już wjeżdżała na obwodnicę, a telefon miała w torbie. Ja zawinąłem pod wiadukt i tam zostałem. O tak padało:
Poczekałem ze 20 minut, przeszło trochę i ruszyłem do domu. Powoli żeby się nie schlapać za mocno.
Niestety w okolicach ekonomika przyszła druga fala deszczu. Nie miałem za bardzo gdzie się schować, zresztą do domu już blisko. Niestety wystarczająco daleko, żeby zdążyć zmoknąć ;] Do tego przejazd ulicą Zacisze przemalował moje plecy na rudo. Trudno. Ania zmokła bardziej niż ja.
Mapka:
Standardowo dziękuję za wycieczkę. Cieszę się, że wyjazd doszedł do skutku i że było tak miło. Szkoda tylko, że zabrakło nam 15 minut na suchy powrót, ale co tam - trochę urozmaicenia nie zaszkodzi ;)
Kategoria Z Anią
Do Jabłonowca
d a n e w y j a z d u
50.61 km
0.00 km teren
03:01 h
Pr.śr.:16.78 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Wyjazd planowany był już od kilku dni. Zamiary: pojechać jednego dnia do Jabłonowca, przenocować i wrócić dzień później. Niestety sobota przywitała nas chłodem i nieprzyjemną mżawką. Z tego też powodu przesunęliśmy wyjazd z okolic 10 rano na trochę później.
0 10:30 wyruszyłem do Trąbek. O 11 byłem na miejscu. Chwilę potrwało zanim się stamtąd zebraliśmy, ale o 11:25 wracałem już z Anią w stronę Garwolina. Deszcz na szczęście ustał i ulice zaczęły wysychać, ale zimny wiatr w twarz trochę przeszkadzał.
Za Lucinem.
Ania była trochę poobijana po małym wypadku z dnia poprzedniego, więc staraliśmy się jechać wzdłuż torów kolejowych, żeby w razie czego móc wsiąść w pociąg i przejechać część trasy.
W Rudzie Talubskiej skręciliśmy w lewo i przez Talubę i Wolę Rowską dojechaliśmy do stacji w Łaskarzewie. Tam znowu w lewo. Pierwszy postój zrobiliśmy pod sklepem w Pilczynie. Bo zgłodniałem.
Dalej przez Melanów.
I Przyłęk.
Dojechaliśmy do drogi Kownacica - Sobolew. W Sobolewie kupiliśmy bilety do Miki na najbliższy pociąg. Miał być za godzinę więc w międzyczasie zrobiliśmy małą rundkę po Sobolewie. Miasteczko małe, przejażdżka krótka - resztę czasu spędziliśmy na peronie.
Z Miki do Jabłonowca nie było już daleko. Kilka kilometrów. Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu.
Obiadek, chwilka odpoczynku i wyszliśmy na spacer. Fotki ze spaceru:
Po spacerku grillowa kolacyja i pcia :)
Trasa wycieczki:
Kategoria Z Anią
Wolny czwartek
d a n e w y j a z d u
15.42 km
0.00 km teren
00:40 h
Pr.śr.:23.13 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Wykorzystując wolny dzień - do Anki na śniadanie ;) i z powrotem.
Kategoria Sam
Z Anią
d a n e w y j a z d u
66.68 km
0.00 km teren
03:14 h
Pr.śr.:20.62 km/h
Pr.max:30.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Znowu długa przerwa od jeżdżenia na rowerze - nie ma kiedy...
Tym razem umówiłem się z Anią na 10. Wymyśliłem jednak, że wstanę wcześniej i pojadę do niej trochę okrężną drogą.
Dlatego o 8:20 już siedziałem na rowerze i kręciłem w stronę Borowia.
W Borowiu skręciłem na Jaźwiny. Jakiś angielski rowerzysta
I kilkadziesiąt metrów przed nim kolejny
Z Jaźwin przez Gózd
i Starowolę
do Parysowa.
Tam rynek. Dość ciężko się przebić bo na ulicach przed kościołem porozstawiane różniste towary i zwierzęta też ;)
Było trochę po 9-tej, więc wydłużyłem sobie drogę do Trąbek jadąc przez Łukowiec i Wygodę zamiast przez Choiny. Ale i tak w Hucie byłem już o 9:40, więc zajechałem do sklepu coś zjeść, bo śniadanie zjadłem słabe.
Chwilę później pojechałem do Ani. Stamtąd ruszyliśmy po kilkunastu minutach. Pojechaliśmy w stronę Miętnego. Za kościołem skręciliśmy w prawo i taką dróżką dojechalismy do Woli Rębkowskiej.
Koło stacji kolejowej przeskoczyliśmy przez tory i pokręciliśmy do Huty Garwolińskiej. Tam spędziliśmy z godzinkę :) Kilka zdjęć.
Po dość długim odpoczynku ruszyliśmy dalej. Najpierw do Starej Huty, a dalej leśną drogą do Łucznicy. Wzdłuż drogi przez las płynął sobie taki strumyk :)
W Łucznicy zrobiliśmy kolejny krótki postój pod sklepem o wdzięcznej nazwie "Bartuś" :) Po kilkunastu minutach pokręciliśmy w stronę Pilawy.
Z Pilawy już bez zatrzymywania wrócilismy do Trąbek. Posiedziałem chwilę i wróciłem do domu :)
Mapka
Jak zawsze dziękuję za wycieczkę. Mi się podobało i czekam na więcej :)
Kategoria Sam, Z Anią