X

Archiwum

X

Kategorie bloga

X

Znajomi

wszyscy znajomi(2)
X

Szukaj


X

O mnie

Jestem sosna z Garwolina. Na tym blogu znajdziesz opis 14020.89 kilometrów moich tras z czego 187.50 w terenie.
Moja prędkość średnia to jedynie 22.66 km/h, ale cały czas rośnie. Więcej o mnie.

Moje rowery

Button rowerowy

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sosna.bikestats.pl

sosna prowadzi tutaj blog rowerowy

sosna

Wpisy archiwalne w kategorii

Inne

Dystans całkowity:1203.83 km (w terenie 16.50 km; 1.37%)
Czas w ruchu:57:11
Średnia prędkość:21.05 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:54.72 km i 2h 35m
Więcej statystyk

Na raty

  d a n e    w y j a z d u 90.42 km 0.00 km teren 03:16 h Pr.śr.:27.68 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 27 kwietnia 2014 | dodano: 27.04.2014

O 8 rano mała pętla: Garwolin -> Wola Rębkowska -> Rębków -> Stoczek -> Wilkowyja -> Izdebnik -> Górki -> Czyszkówek -> Garwolin.
Razem 26 kilometrów. W domu o równej 9. Miejscami było jeszcze mokro, szczególnie w lasach.

O 11:05 start pod Urząd Skarbowy. Zdążyłem w ostatniej chwili, bo ekipa już chciała odjeżdżać. Pochmurno, pogoda niepewna, więc na początku bez szaleństw. Wyszła mała pętla: Garwolin -> Lucin -> Czyszkówek -> Garwolin. Potem nieco odważniej: Garwolin -> Lucin -> Ruda Talubska -> Górki -> Czyszkówek -> Garwolin. Zaczynając kolejną pętlę uznaliśmy, że niebo się trochę rozjaśniło i można zrobić coś większego. Garwolin -> Lucin -> Ruda Talubska -> Kolonia Izdebno -> Łaskarzew -> Pilczyn -> Górzno -> Mierżączka i w końcu dom. W domu o 13:20.


Kategoria Inne

Z towarzystwem ponownie

  d a n e    w y j a z d u 127.40 km 0.00 km teren 04:45 h Pr.śr.:26.82 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 13 kwietnia 2014 | dodano: 13.04.2014

Po dwutygodniowej przerwie od roweru dzisiaj udało się zebrać.
Start około 9:50. Na początku pokręciłem się po mieście dla rozgrzewki, potem zrobiłem kółko przez Miętne i Wolę Rębkowską i posiedziałem trochę na Zarzeczu. Tak minął czas do 10:50, kiedy to podjechałem pod Urząd Skarbowy w Garwolinie.
Byłem pierwszy z grupy, ale po chwili zaczęli zjeżdżać się pozostali. O 11:10 ruszyliśmy w kierunku południowym. Na 9 kilometrze czekały jeszcze dwie osoby. Dołączyły do nas "w locie". Jechaliśmy główną aż do Trojanowa. Tam skręciliśmy w lewo, ale po kilku kilometrach wróciliśmy na główną i tak dociągnęliśmy do Ryk. Tam na pierwszych światłach skręciliśmy w prawo i po chwili opuściliśmy miejscowość. Dalej jazda przez Swaty, Nową Rokitnię, Podebłocie i Życzyn, gdzie zarządzono pierwszy postój. Po zjedzeniu zapasów ruszyliśmy dalej. Grabniak, Sobolew, Przyłęk, Melanów, Łaskarzew, Kolonia Izdebno, Ruda Talubska, Lucin i w końcu Garwolin. Ostatnie kilometry wchodziły bardzo słabo - szczególnie podjazdy pod górki. Na szczęście jakoś się dowlokłem do domu.


Kategoria Inne

Z towarzystwem

  d a n e    w y j a z d u 94.08 km 0.00 km teren 03:26 h Pr.śr.:27.40 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 30 marca 2014 | dodano: 30.03.2014

Start o 10:30. Mała pętla po mieście w ramach rozgrzewki. O 10:50 pod Urząd Skarbowy. Tam trochę czekania na pozostałe osoby.
Około 11:10 ruszyliśmy kilkunastosobową grupą. Unin, Goździk, Kamionka, Borowie, Chromin, Laliny, Iwowe, Oleksianka, Seroczyn, Kołodziąż, Zgórznica, Toczyska, Rosy. Tempo jazdy raczej wysokie, prawie cały czas ponad 30 km/h.
W Rosach uznałem, że trochę za dużo już tych kilometrów jak na początek sezonu, odłączyłem się od grupy i zacząłem wracać. Łosiniec, Róża, Wólka Różańska, Zabiele, Stoczek Łukowski, Stara Prawda, Kienkówka (tu 5 minut pod sklepem, po wodę i batony), Łopacianka, Chromin, Borowie, Wilchta, Głosków, Garwolin. W domu o 14:25.

Rozgrzewka:
http://www.endomondo.com/workouts/315648582/145583...
Jazda właściwa
http://www.endomondo.com/workouts/315648643/145583...


Kategoria Inne

Terenowo ;)

  d a n e    w y j a z d u 50.73 km 0.00 km teren 02:32 h Pr.śr.:20.02 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Niedziela, 15 lipca 2012 | dodano: 15.07.2012

Tytuł wpisu zaproponowany przez kolegę MTBike ;)

Dzisiaj znowu coś nowego. Nowego podwójnie, bo po pierwsze: jeździliśmy w 3 osoby, po drugie: bardziej terenowo niż 95% wpisów na tym blogu.

Start z domu o 9:40. W umówionym miejscu na PKP w Woli Rębkowskiej byłem 15 minut później. Chwilę później pojawił się MTBike ze znajomym i ruszyliśmy w kierunku Huty Garwolińskiej.
Przebiegu trasy nie ma co opisywać, bo ciężko określić, gdzie kiedy skręciliśmy. Na szczęście wszystko zapisało Endomondo i można poniżej spojrzeć, którędy jeździliśmy.
Ogólnie mówiąc chłopaki przeciągnęli mnie po lasach, górkach i piachach. Dawno tak nie jeździłem i chyba największym sukcesem dzisiejszego dnia było to, że ani razu nie zaliczyłem gleby. Pod koniec trochę zdychałem, szczególnie nogi dokuczały, ale nie były potrzebne żadne dodatkowe postoje, a chłopaki nie musieli na mnie czekać. Czyli było dobrze ;)

W domu około 12:45.


Kategoria Inne

Coś nowego

  d a n e    w y j a z d u 60.17 km 0.00 km teren 02:44 h Pr.śr.:22.01 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 8 lipca 2012 | dodano: 08.07.2012

Start o 9:30. Na początku GPS nie chciał złapać fixa, więc zapis trasy zaczyna się kawałek dalej. Do Rudy Talubskiej na szybko. Tam spotkanie z dzisiejszym towarzyszem podróży :)
Razem już trochę wolniejszym tempem - najpierw do Ewelina przez Górki, Rębków i Ewelin. Stamtąd przez Władysławów, Wolę Władysławowską i Cyganówkę do Wilgi. Następnie powrót do domu zahaczając o Las-Wodę w Wildze, przez Żabieniec, Wilkowyję, Górki i Czyszkówek.


Kategoria Inne

Z Wiro

  d a n e    w y j a z d u 66.06 km 0.00 km teren 02:30 h Pr.śr.:26.42 km/h Pr.max:45.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Poniedziałek, 28 czerwca 2010 | dodano: 29.06.2010

Rano do sklepu po bułki - 2 km ;]

Przed 18 kosiłem trawę i siostra powiedziała, że ktoś do mnie 2x dzwonił. Patrzę - 2x Wiro. Oddzwaniam. "Orange poczta głosowa". Aha ;] No nic. Koszę dalej. Po kilku minutach dałem spokój i dzwonię jeszcze raz. Tym razem Wiro odebrał. Ustawiliśmy się w Łaskarzewie za około godzinę. Szybkie myju i o 18 wystartowałem z domu.
Przez miasto przejechałem w miarę szybko, chociaż musiałem 2x postać na światłach.
Lucin. (rozmazało się)

Z wiaduktu nad obwodnicą.

I Sulbiny. Robią nowe rondo i jak narazie trochę się kurzy ;]

Prawie Ruda Talubska.

Izdebno.

Las przed Łaskarzewem.

Po 35 minutach jazdy i przejechaniu 17 km zatrzymałem się w centrum Łaskarzewa. Wiatr w plecy bardzo dobrze pomagał, więc średnia wyszła wysoka. Dzwonię do Wiro z pytaniem gdzie jest. Mówi, że kilka km przed Łaskarzewem, więc wyjadę w jego stronę. Fotka Łaskarzewskiego kościoła.

I wyjeżdżam w stronę Maciejowic. Ciągle z wiatrem, więc znowu szybko.

W Celinowie zobaczyłem pędzącego Wiro, więc zatrzymałem się na poboczu. Krótka rozmowa i wracamy do Łaskarzewa. Po drodze zamiana rowerów na chwilę, bo chciałem przejechać się na kolarce ;] Okazało się, że kolarka nie jest taka idealna jak myślałem, a Wiro stwierdził, że mój rower nie jest taki zły na jaki wygląda :D W Łaskarzewie wróciliśmy na swoje rowery. Mały problem z wyborem gdzie jechać, ale ostatecznie wybraliśmy kierunek na zachód. W Pilczynie chwila postoju pod sklepem. Okazało się, że od Pilczyna do głównej kładą asfalt, więc śmierdzi smołą ;] Wiro dodatkowo ponarzekał na lipną drogę, ale jakoś jechaliśmy. Przed dojazdem do głównej na podjeździe Wiro uciekł mi na dobre 150 metrów, ale poczekał przed skrzyżowaniem ;]

Skręciliśmy w lewo i pojechaliśmy kawałek po Lubelskiej. Na kole u Wira ;]

Następnie skręciliśmy na Górzno. Trochę po zamulaliśmy, ale potem już szybciej. W Górznie prosto jak na Miastków i po chwili w lewo [Chęciny 3]. Kiedyś tam była słaba droga, ale teraz jest już bardzo ok. Do tego niewielki ruch samochodów. Fajnie :)

I spojrzenie wstecz.

W Chęcinach skręciliśmy w prawo i zatrzymaliśmy się przed sklepem, bo musiałem się napić. Przede mną młodzieniec poprosił o doładowanie orange za 5zł i "szejść gumów kulków". Pozostawię bez komentarza ;]
Po chwili ruszyliśmy w kierunku Łąk, a stamtąd skręciliśmy na Brzegi. Wjeżdżamy tam.

Mieliśmy jechać do Miastkowa, ale trochę wcześniej skręciliśmy na Zgórze. Wirowi droga się spodobała, bo było sporo podjazdów jak na nasze tereny.

Oczywiście po chwili mi uciekł, chociaż próbowałem się utrzymać za nim.

Dogoniłem go dopiero w Zgórzu. W Przykorach skręciliśmy w lewo i przez Goździk u Unin około 20:30 wróciliśmy do Garwolina. Tam podziękowaliśmy sobie za wspólną jazdę i każdy z nas pojechał w swoją stronę.
Mapka z wyjazdu - na zielono jazda z Wiro.


Cała trasa pokonana w wysokim jak dla mnie tempie. Dla Wira prędkość raczej była powolna, ale nie ma co się dziwić. Tylko w tym roku ma przejechane 10 razy więcej kilometrów ode mnie ;] Bałem się, że zdechnę po drodze, ale jakoś wytrzymałem i obeszło się bez skurczy po drodze i bez żadnych zakwasów po jeździe. Nie jest może ze mną tak źle ;] Trochę pewnie popsułem Wirowi trening, ale może się nie obrazi i jeszcze kiedyś razem pojeździmy ;]


Kategoria Inne

Baaardzo miła wycieczka :)

  d a n e    w y j a z d u 44.15 km 0.00 km teren 02:15 h Pr.śr.:19.62 km/h Pr.max:50.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Czwartek, 3 czerwca 2010 | dodano: 03.06.2010

New.meteo.pl prognozowało opady deszczu od 14:00. 14 minęła a na niebie chmur deszczowych brak, więc uznałem, że trzeba gdzieś pojechać. Ostatnio częściej jeździłem na zachód i południe od Garwolina: Górzno, Sobolew, Łaskarzew, Wilga, Pilawa, Osieck. Dzisiaj postanowiłem to zmienić :) Od dłuższego czasu planowaliśmy z Anką wspólny wyjazd rowerowy, ale pogoda nam nie pozwalała. Pomimo sporego zachmurzenia i tego, że w Boże Ciało co roku są burze zapytałem Anię czy ma ochotę na wyjazd dziś. Zgodziła się bez wahania, więc o 14:20 ruszyłem w stronę Trąbek :)
Garwolińska ścieżka rowerowa

I wpadam na końcówkę obwodnicy

Na miejscu byłem ok. 14:45. Po chwili Ania wzięła swój rower i ruszyliśmy. Całkiem się wypogodziło, więc bez większych obaw skierowaliśmy się w kierunku Parysowa, wydłużając sobie nieco drogę przez Wygodę.

Gdzieś niedaleko Parysowa.

Równina w okolicach Parysowa

Po drodze uznaliśmy, że damy radę dojechać nad Świder do Górek. Miałem ochotę jechać tam od dawna, a nie byłem tam kilka(-naście?) lat.
Droga na Kozłów.

Wyjeżdżamy z Kozłowa.

Droga wśród pól i łąk. Ładnie tam :)

Moja towarzyszka podróży ale nie tylko :)

I jej towarzysz podróży ;]

Kawałeczek za Kozłowem zjechaliśmy z asfaltu w boczną, piaszczystą drogę. Na szczęscie piach był mokry i ubity i jechało się całkiem nieźle, ale Ania i tak trochę narzekała ;]
Gospodarstwo pośród lasów.

Ja ;] Dośc rzadko pokazuję mordę na blogu, więc teraz nadrabiam zaległości

Po ok. 50 minutach od wyjazdu z Trąbek dojechaliśmy do mostu nad Świdrem. Okazało się, że nie tylko my wybraliśmy to miejsce na cel wyprawy :) Oprócz nas było tam jeszcze kilkanaście osób, ale po pewnym czasie porozchodzili/porozjeżdżali się w swoje strony.
Taka panoramka z mostu :)

Główni bohaterowie opisu, czyli my :)

Świder :D

Trochę pozwiedzaliśmy okolicę :)

Ja w nowym stylu ;]

:)

Sprawdzałem czy da się mieszkać ;]

Słoneczko grzało, wietrzyk chłodził, miło było i przyjemnie. Ale chmury z północnej strony zmieniły odcień na ciemniejszy i ok. 16:30 uznaliśmy, że czas spadać, bo do domu całkiem spory kawałek ;]
Troszkę inną drogą dla odmiany. Ani się mało podobała...

ale po kilkuset metrach dojechaliśmy do asfaltu, a tam z pomocą wiatru jechało się już bardzo łatwo i szybko.

Przez Parysów przejechaliśmy bez zatrzymywania i skręciliśmy na Choiny. Chmura za nami coraz bardziej rosła i ciemniała. Do tego wiało dość mocno bardziej od przodu, więc nie dało się zbyt szybko jechać. Widok na Parysów.

Przed Choinami.

Za Choinami trochę pomogłem Ani, bo zmęczona odrobinkę była, a zależało mi na szybkim powrocie.
Prawie Trąbki, a za nami:

Po 45 minutach całkiem sprawnego pedałowania dojechaliśmy do Trąbek. Nie zatrzymywałem się długo. Chmura była coraz bliżej, a chciałem przed nią dojechać do domu. O 17:20 wystartowałem spod domu Ani. Prędkość była rekordowa jak na mnie ;] Po 15 minutach byłem w domu, czyli średnia prędkość na powrocie wyszła... 31,3km/h :)

Mapka


Wycieczka pomimo nadzwyczaj szybkiego powrotu bardzo udana. Ani się chyba podobało, więc jest nadzieja, że za jakiś czas uda się ją znowu gdzieś wyciągnąć :)
Dziękuje za fajny wyjazd i baaaardzo miło spędzony czas :* Czekam na następne :)


Kategoria Inne, Z Anią

A teraz od północy i zachodu ;)

  d a n e    w y j a z d u 65.72 km 0.00 km teren 02:58 h Pr.śr.:22.15 km/h Pr.max:41.00 km/h Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 18 kwietnia 2010 | dodano: 18.04.2010

Do kościoła pobiegłem raniutko na 8. Msza się trochę przedłużyła, ale już o 9:30 byłem w domu. Posiedziałem chwilę i ok. 9:50 wyciągnąłem rower z piwnicy. Bez zastanowienia skierowałem się w kierunku Parysowa.
Tutaj pomiędzy Niecieplinem i Puznowem.

A to już za Wilchtą.

Kwadrans po 10 zrobiłem chwilkę sobie przerwy na wiadukcie kolejowym przed Parysowem. Taka panoramka z tego miejsca.

I przejeżdżająca ciężarówka ;)

W Parysowie trafiłem akurat na mszę świętą. Zrobiłem więc takie zdjęcie kościoła i rynku parysowskiego (połączone z 4 zdjęć)

Po chwili objeżdżając kościół, a następnie mijając cmentarz wyjechałem z miasteczka w kierunku Łukowca. Dwie fotki w lesie przed Poschłą.

W Poschłej skręciłem na Wygodę i po przejechaniu całej wsi zatrzymałem się przed Trąbkami. Zadzwoniłem do Ani czy nie ma czasem ochoty na niespodziewane spotkanie. Zgodziła się oczywiście (spróbowałaby nie :P) tylko musiałem podjechać do jej babci. Niedaleko ;)
Porozmawialiśmy z pół godzinki i trzeba było się rozstać.
W Lipówkach przeciąłem DK 17 i przez Pilawę, Łucznicę i Starą Hutę dojechałem do Kościelisk, gdzie zrobiłem sobie następne kilka minut przerwy.
Droga do Łucznicy

Wyjeżdżam ze Starej Huty.

Po postoju w Kościeliskach uznałem, że jest jeszcze wcześnie (była 12) i zdążę wrócić przez Stoczek i Wilkowyję. Skręciłem więc w prawo na Budy Usniackie, która po chwili minąłem

i jechałem dalej w kierunku Władysławowa. Kilkaset metrów przed wsią zobaczyłem dwóch rowerzystów młodszych ode mnie, którzy męczyli się z mapą. Poczekałem na nich na najbliższym skrzyżowaniu

i zapytałem czy nie potrzebują pomocy ;) W ten sposób poznałem Artura i Damiana o całkiem znajomo brzmiącym nazwisku. Okazało się, że jedziemy w tym samym kierunku, więc w dalszą drogę ruszyliśmy już w trzyosobowej grupie.
Przejąłem funkcję nawigatora jako lepiej znający teren, ale okazało się, że słabo sprawdziłem się w tej roli ;] Chciałem wyjechać w Stoczku na łuku drogi (drogowskaz na Budy Uśniackie/Uśniaki), a wyjechaliśmy w Trzciance przy skręcie na Żabieniec :D Na szczęście ruch na drodze łączącej Garwolin z Wilgą był bardzo mały i mogliśmy spokojnie rozmawiać w czasie jazdy. W Stoczku zatrzymaliśmy się pod sklepem, gdzie kupiłem wodę i Pawełka, którym chamsko się nie podzieliłem (wybaczcie chłopaki, głodny byłem jak diabli). Następnie skręciliśmy na Wilkowyję i nie śpiesząc się zbytnio dojechaliśmy do Górek. Tam akurat skończyła się msza i na drodze zrobił się całkiem spory zator, więc trzeba było trochę poomijać. Zatrzymaliśmy się przed Sanktuarium.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, pokazałem chłopakom jak mają dalej jechać (pewnie i tak nie zrozumieli moich zakręconych poleceń, ale próbowałem :P), wymieniliśmy się numerami telefonów i uciekłem do domu. Na obiad zdążyłem. Byłem o 13:40.

Chyba trochę za ambitnie było. Za duży dystans na sam początek jazdy w tym roku, za szybkie tempo pomiędzy Trąbkami i Władysławowem (cały czas pod wiatr) i muszę przyznać, że pod koniec miałem dość pedałowania. Wejście po schodach do domu zajęło mi nadzwyczaj dużo czasu ;] Ale teraz już jest ok. Pójdę sobie wcześniej spać i odpocznę do jutra ;]
Dziękuję Ani za miłe, chociaż krótkie spotkanie :* oraz Arturowi i Damianowi za wspólne kilkanaście kilometrów wspólnej jazdy. Miło było poznać, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się zgadać i razem pojeździć.

Mapka w starym stylu


Kategoria Inne, Sam

Wycieczka z historią w tle - dzień 3 (niedziela)

  d a n e    w y j a z d u 43.00 km 0.00 km teren 02:22 h Pr.śr.:18.17 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 27 września 2009 | dodano: 29.09.2009

Niedziela powitała nas słonecznie. Obudziłem się całkiem wyspany. Zjedliśmy śniadanie, które trochę nam się przedłużyło. Potem szybkie pakowanie, kilkanaście minut rozmowy z panem Włodkiem i przyszedł na nas czas.
Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie przed domem:

i po dość długim pożegnaniu ruszyliśmy do Kotunia, skąd przed południem miał nas zabrać pociąg do Mińska Mazowieckiego.
Na stacji czekamy z Iwoną na resztę ekipy, która robi jeszcze zakupy.

Pociąg odjechał z małym opóźnieniem, ale teraz nigdzie nam się nie spieszyło.

W Mińsku byliśmy już ok. 12:30. Znieślismy rowery do tunelu pod peronami i skierowaliśmy się w kierunku wyjścia ze stacji. A tam taki fajny podjazd dla wózków. Więc czemu nie miałby być dla rowerów? :D

A jednak nie był dla rowerów ;] Znak zakazu zobaczyliśmy dopiero gdy wyjechaliśmy ze stacji

Bez żadnego błądzenia wyjechaliśmy z Mińska w kierunku Siennicy.

Dalej droga przebiegała spokojnie. Wiatr wiał z boku więc nie przeszkadzał zbytnio w jeździe. Do tego było całkiem ciepło, nawet bardzo ciepło jak na końcówkę września. Kilka kilometrów przed Siennicą wyprzedziło nas dwóch kolarzy. Postanowiłem spróbować czy będę w stanie dotrzymać im tempa. Dogoniłem ich dość łatwo, a kawałek dalej na podjeździe do Siennicy udało mi się ich wyprzedzić. :) Jednak w Siennicy musiałem poczekać na pozostałych.
Tam też zrobiliśmy ostatnie zakupy, zjedliśmy po lodzie i po krótkim odpoczynku pojechaliśmy dalej... ale niedaleko :)
Po minięciu ostatnich zabudowań zjechaliśmy na łąkę i zarządziliśmy obiad, który baaardzo nam się przedłużył. Tak fajnie siedziało się na zielonej trawce, że nikomu nie chciało się podnieść i jechać dalej.

W końcu kilka minut przed 15 zebraliśmy się by jechać dalej. Jednak przy wyjeździe z łąki Anka chyba przeceniła swoje możliwości i przy próbie przejechania przez rów wyłożyła się pięknie w krzaki. Niewiele brakowało do uderzenia głową o betonowy murek, ale na szczęście skończyło się na śmiechu.

(wiem, wiem... zamiast ratować Annę to ja zdjęcia robię ;])
Po tym incydencie już bez większych wydarzeń dojechaliśmy do Starogrodu, gdzie pożegnaliśmy Iwonę.
We czwórkę kontynuowaliśmy przez Stodzew, Parysów

W Głoskowie Piotrek pożegnał się z Markiem i Anką, a ja odprowadziłem go kawałek w kierunku Łętowa, by pokazać mu drogę do domu. Po chwili zawróciłem i ruszyłem szybkim tempem w kierunku Garwolina.
Anke i Marka dogoniłem na wysokości Niecieplina. Stamtąd spokojnym tempem dojechaliśmy do Garwolina, gdzie zakończyła się wspólna wycieczka. W domu byłem ok. 16:30.


Bardzo chciałbym podziękować Ance, Iwonie, Markowi i Piotrkowi za wspólny wyjazd i spędzony razem czas. Bardzo się cieszyłem, że wreszcie jedziemy gdzieś razem, ale nie spodziewałem się, że wyjdzie tak fajnie i ciekawie. Na pewno wszyscy miło będą wspominać ten weekend. :) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wybierzemy się gdzieś w takim, albo jeszcze większym gronie. Będzie to na pewno coraz trudniejsze, ale może się uda ;) Pożyjemy, zobaczymy. :)

Dziękuję też Markowi za użyczenie zdjęć na potrzeby tych wpisów. Nie sa one podpisane, ale większość fotek z tej wycieczki nie należy do mnie - łatwo poznać które, bo są duuużo lepsze.

Tym sposobem chyba zakańczam sezon rowerowy 2009. Jutro rano jadę na uczelnię i czasu i pogody na rowerowanie będzie bardzo mało. Pewnie jeszcze jakiś dzień się znajdzie, ale na pewno nie będą to długie wyjazdy. Stan licznika to prawie równe 7700km. Na początku kwietnia pokazywał 6438km, więc przejechałem jakieś 1260km. Nie wszystkie wycieczki jednak znalazły swoje udokumentowanie na blogu.


Kategoria Inne

Wycieczka z historią w tle - dzień 2 (sobota)

  d a n e    w y j a z d u 85.00 km 0.00 km teren 05:19 h Pr.śr.:15.99 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Sobota, 26 września 2009 | dodano: 29.09.2009

Początek drugiego dnia naszej wyprawy nie był dla mnie zbyt przyjemny. Nie spałem pół nocy i po prostu się nie wyspałem ;] Z łóżka wydostałem się jednak dopiero o 7:30 i po szybkim ogarnięciu pojechałem z Iwoną do sklepu po jedzenie na śniadanie.
Wracaliśmy z nastawieniem, że czeka już na nas gorąca herbata, bo troszkę zmarzliśmy po drodze, ale niestety rozczarowaliśmy się. Wszyscy byli jeszcze w łóżkach...
Po śniadaniu przepakowaliśmy plecaki i sakwy zostawiając część niepotrzebnych rzeczy. Pan Włodek miał dla nas "misję specjalną" do wykonania. Poprosił nas o znalezienie informacji na temat jego krewnego, który walczył w okolicach Siedlec podczas II Wojny Światowej. Znał tylko jego imię i nazwisko i wiedział, że zginął zaraz po wojnie. Nie nastawialiśmy się zbyt mocno, że nam się uda dowiedzieć czegokolwiek, ale postanowiliśmy spróbować.

W drogę wyruszyliśmy kilkanaście minut po 9. Zgodnie z radami pana Włodka skierowaliśmy się na Kotuń, ale w miejscowości Pieróg skręciliśmy na północ, by zobaczyć wydmy. Droga nie rozpieszczała. Duża ilość luźnego piasku zmuszała do przeprowadzania rowerów przez niektóre odcinki.
Chwila odpoczynku:

Na wydmy i tak nie trafiliśmy. Wyjechaliśmy obok torów w Kotuniu mijając stawy od strony zachodniej. Trudno... Przerzuciliśmy rowery przez tory i pojechaliśmy w kierunku Broszkowa.
Przecięliśmy drogę krajową nr 2 i skierowaliśmy się na Mokobody.

Tutaj droga była lepsza chociaż bardzo wyboista. Asfalt położony bezpośrednio na bruk kruszył się w wielu miejscach a łaty tworzyły postrzępioną mozaikę.

Za kilka kilometrów skończył się jednak asfalt i kolejny etap dane nam było jechać po bruku, który wytrząsł mi śniadanie z brzucha ;] Iwonie się jednak podobało...


Takim ciekawym traktem dojechaliśmy do Zaliwia, gdzie zajęliśmy się poszukiwaniami krewnego pana Włodzimierza. Napotkana starsza pani skierowała nas do najstarszej kobiety we wsi, która to mogła coś wiedzieć. Od niej dostaliśmy informację, jak znaleźć rodzinę poszukiwanego. Trzeba było wrócić z powrotem do wsi przez kładkę
i znaleźć czerwony dom obok kapliczki. Udało się z małą pomocą mieszkańców.

Okazało się, że trafiliśmy idealnie. Zdobyliśmy najważniejsze informacje dotyczące krewnego pana Włodzimierza oraz jego rodziny i pojechaliśmy dalej w kierunku Mokobód. Znowu przez kładkę :)

W Mokobodach zrobiliśmy małe zakupy, a ja naprawiłem licznik, który zaczął szwankować.

Po krótkim postoju ruszyliśmy w kierunku Męczyna. Droga na początku była całkiem przyjemna.

Potem standardowo zmieniła się w piaskową...

Po kilku kilometrach wróciliśmy jednak na asfalt

i po takiej luksusowej nawierzchni dojechaliśmy do Wyszkowa :)

W Wyszkowie skorzystaliśmy z gościny przedkościelnego trawnika i zjedliśmy trochę czekolady.

Studiujemy mapę ;]

Niestety (albo stety ;)) trochę pomyliliśmy drogę i okazało się, że jedziemy po prawej stronie Liwca (a mieliśmy jechać po lewej). Powrót do Wyszkowa średnio nam się podobał, więc w miejscowości Pierzchały zapytaliśmy o drogę do Grodziska (wioska leżąca po drugiej stronie rzeki). Treść rozmowy tak mniej więcej ;]
- Dzień dobry, my chcieliśmy się do Grodziska dostać.
- A to musicie przez rzekę... jedźcie tą drogą potem w lewo i cały czas prosto aż do rzeki.
- A to tam jakaś kładka jest?
- Nie... Kładki nie ma, ale woda po kolana tylko.
Kilka minut później dojechaliśmy do rzeki. Iwona jako pierwsza wskoczyła do wody zanim my wogóle zdążyliśmy pomyśleć o zdjęciu butów ;]

Woda rzeczywiście okazała się tylko do kolan. Do tego na drugim brzegu rzeki była łódka, którą Marek z Piotrkiem postanowili popłynąć w górę rzeki :D

Niestety nie byli w stanie opanować tego trumnopodobnego kanu i dali spokój. Po chwili na brzegu pojawił się właściciel łódki, bo chciał się przedostać na drugą stronę rzeki, więc chłopaki przeprawili Ankę i oddali własność ;]

A ja piechotką ;)





Od właściciela łódki dostaliśmy też dokładne wskazówki jak jechać dalej. Po kilkunastu minutach przejechaliśmy przez Grodzisk, gdzie dziewczyny zostały "obsypane" komplementami od grupki dziadków siedzących na ławce pod drzewem ;)
Za wsią skręciliśmy do lasu i przez następne kilka kilometrów męczyliśmy się na nieutwardzonej drodze.

W końcu dojechaliśmy do drogi głównej. Znak obwieścił nam, że do dzisiejszego celu naszej podróży zostało już całkiem niewiele

Już widać wieże kościoła

A nawet sam kościół.

Dojeżdżamy do zamku, z którego jak widać została sama wieża i trochę murów

Wspólne zdjęcia

Rowery zaparkowane...

...więc idziemy zwiedzić muzeum. Oczywiście zrobiliśmy to mało profesjonalnie i idąc w kierunku odwrotnym do kierunku zwiedzania. Trudno ;]

Następnie obejrzeliśmy całą budowlę z zewnątrz i przysiedliśmy na murach...


...co okazało się zabronione...

Wreszcie obiad ;)


Po blisko 2 godzinach spędzonych w Liwie nadszedł czas wracać. Kupilismy trochę prowiantu na (głównie pieczywa ;]) na kolację i niedzielę

i skierowaliśmy się na Jarnice i Wyszków. Pomiędzy tymi dwoma miejscowościami znajduje się punkt widokowy zwany Sowią Górą i oczywiście nie mogło nas tam nie być.

W Wyszkowie skręciliśmy w prawo na Oszczerze, a tam znowu w lewo do miejscowości Kopcie. Dalej wracaliśmy przez Czarnowąż i Kotuń. Kilka zdjęć z tego odcinka.

W Kotuniu znowu zrobiliśmy małe zakupy. Ja w międzyczasie pojechałem na stację sprawdzić o której odjeżdżają pociągi do Mińska. Rzut obiektywu (tzn. takiej soczewki w moim telefonie ;]) na kotuński, niezbyt ładny kościół

Z Kotunia wyjechaliśmy z małymi problemami dotyczącymi kierunku jazdy. Było chłodno. Mi nawet zimno, więc rozgrzewałem się kręcąc na niskim przełożeniu.
Ok 18:30 dojechaliśmy do Cisie

Pan Włodzimierz wyglądał nas już na drodze. Po kolacji i małym ogarnięciu się poszliśmy zdać relację z wycieczki oraz przekazać informacje na temat krewnego pana Włodka z czego bardzo się ucieszył.

Trochę po 22 wróciliśmy do swojego pokoju, gdzie zajęliśmy się przeglądaniem zdjęć Syberii, czytaniem poezji pana Włodka oraz popijaniem piwa zagryzanego chipsami. Trochę przed północą poszliśmy do łóżek, gdzie zasnąłem dość szybko :)

Trasa przejazdu:


Kategoria Inne