Inne
Dystans całkowity: | 1203.83 km (w terenie 16.50 km; 1.37%) |
Czas w ruchu: | 57:11 |
Średnia prędkość: | 21.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.00 km/h |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 54.72 km i 2h 35m |
Więcej statystyk |
Wycieczka z historią w tle - część 1 (piątek)
d a n e w y j a z d u
57.00 km
0.00 km teren
03:34 h
Pr.śr.:15.98 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Korzystając z ciszy w domu siadam, by opisać chociaż część weekendowej wycieczki.
Planowana była od bardzo dawna. Niestety bardzo trudno było znaleźć kilka dni, kiedy wszyscy chętni na wyjazd mieliby wolne. Na szczęście w samym końcu września udało się wygospodarować 3 dni. Termin dość ryzykowny. Dni dość krótkie, poranki i wieczory chłodne i mgliste, ale przecież damy radę ;) Kierunek? Na wschód oczywiście.
Piątek zaczął się dla mnie o 6:50. Zakupy w piekarni, śniadanie, pakowanie i w drogę. Spotkanie pod bankiem PKO o 8:30. Piotrek był pierwszy:
Kilka minut później dołączyła Anka i we trójkę ruszyliśmy w kierunku Miętnego, gdzie czekał na nas Marek. Następnie skierowaliśmy się w stronę Pilawy, gdzie miała dołączyć do nas Iwona i mieliśmy wsiąść z pociąg do Łukowa.
Wyjeżdżamy na obwodnicę:
Na miejscu byliśmy kilka minut po 9.
Trasa przejazdu:
Po powitaniu z Iwoną poszliśmy po bilety. Niestety okazało się, że pociąg do Łukowa nie zabiera podróżnych z rowerami (chociaż na infolinii powiedziano nam, że można jechać z rowerem) i pani w kasie nie sprzedała nam biletów. Trzeba było wymyśleć coś innego.
Postanowiliśmy pojechać do Siedlec przez Warszawę.
Czekając na pociąg:
Pociąg miał odjechać o 9:47, ale zrobił to z kilkunastominutowym opóźnieniem. Było nam to bardzo nie na rękę, bo mieliśmy tylko 5 minut czasu na przesiadkę do pociągu jadącego do Siedlec.
Oczywiście spóźniliśmy się. Nastepny pociąg miał być dopiero za godzinę, więc uznaliśmy, że nie ma sensu siedzieć na dworcu z rowerami tylko trzeba się gdzieś przejechać. Iwona prowadziła.
Fabryka wódki Koneser.
Następnie zrobiliśmy małą rundkę po Parku Skaryszewskim (słaba jakość zdjęć)
Około 12 wróciliśmy na Dworzec Wschodni, gdzie za kilka minut podjechał nasz pociąg. Żeby nie było za kolorowo, to okazało się, że przewidziane są miejsca na tylko 3 rowery, a nas było pięcioro + rowery innych pasażerów. Przejścia prawie nie było i prawie całą drogę przejechałem na stojąco trzymając rower.
Bilety mieliśmy kupione do Siedlec, ale wysiedliśmy 3 stacje wcześniej w miejscowości o dość znajomo brzmiącej nazwie Sosnowe ;)
Było kilka minut po 13. Za wcześnie by jechać od razu do miejsca, gdzie mieliśmy spać, ale za późno by ruszać gdzieś daleko.
Wybraliśmy Żeliszew. Pomyliliśmy jednak drogę i wjechaliśmy do lasów, które okazały się bardzo ładne :)
Z pomocą panów ładujących drewno na traktor i jakiejś pani udało nam sie jednak trafić na miejsce.
Okazało sie jednak, że z byłego dworu/pałacu nie zostało nic, a obecne mury są próbą odbudowy dawnego budynku, która jednak przerosła możliwości finansowe właściciela.
Wyjeżdżając z Żeliszewa zostaliśmy zaczepieni przez jakiegoś pana, który opowiedział nam trochę o przeszłości tego miejsca. Podziękowaliśmy za informacje i ruszyliśmy do Żeliszewa Podkościelnego. Pod tamtejszym kościołem zrobiliśmy małą przerwę połączoną z jeszcze mniejszymi zakupami.
Kawałeczek dalej zjechaliśmy na łąkę i zjedliśmy obiad ;)
Najedzeni ruszyliśmy dalej. W powodu dość późnej pory postanowiliśmy odpuścić sobie Skórzec i pojechać bezpośrednio do Chlewisk, do Domu Pracy Twórczej Reymontówka.
Droga znowu wiodła przez las, często piaszczystymi drogami, więc jechało się dość ciężko.
Pytając dwukrotnie o drogę udało nam się dojechać na miejsce.
Niestety nie wpuszczono nas do środka, bo mieli gości - pracowników Urzędu Skarbowego z Garwolina (i chyba jeszcze Ostrołęki i jeszcze czegoś ;]). Mogliśmy tylko pospacerować i podziwiać dwór z zewnątrz.
Skok, który okazał się krokiem :D
I kilka wybranych praktycznie losowo zdjęć z puli wielu fotografii z tamtego miejsca
Słońce chyliło się ku zachodowi, więc uznaliśmy, że czas odnaleźć dom pana Włodzimierza, który obiecał nas przenocować. Błądząc trochę i ponownie męcząc się na piaszczystej drodze dojechaliśmy w końcu do odpowiedniej miejscowości.
Od poszukiwań noclegu oderwała nas jednak biel (może nie do końca biel...) ścian pałacyku prześwitująca przez drzewa. Musieliśmy tam zajrzeć :)
Około 18 z małymi problemami odnaleźliśmy dom pana Włodzimierza, gdzie zostaliśmy bardzo miło przyjęci. Zjedliśmy kolację, a potem rozmawialiśmy dość długo wypytując o miejscowości, które mieliśmy mijać następnego dnia, rozmawiając o naszych studiach oraz historii miejsc, w których mieszkamy.
Do łóżek dotarliśmy przed 23 (a może jeszcze wcześniej?).
Tego dnia przejechaliśmy niewiele. Wszystko przez pociągi. Najpierw "pociąg międzynarodowy z jednym wagonem krajowym" nie dla rowerów, później opóźnione Koleje Mazowieckie. Mimo tych problemów udało się zobaczyć conieco i chyba nie ma czego żałować ;)
Kategoria Inne
Faaaaaaaaajnie :D
d a n e w y j a z d u
43.20 km
0.00 km teren
01:52 h
Pr.śr.:23.14 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Jest 23:40... Pisałem relację ponad 30 minut i się nie zapisało... Zaczynam od nowa, ale to już nie będzie to samo...
Rankiem standardowo - do piekarni.
Po południu Ania napisała, że wczorajsza propozycja wyjścia na rower jest aktualna. Mi nie trzeba było 2x powtarzać :) Po powrocie do domu szybko zjadłem obiad, a potem jeszcze szybciej pojechałem do sklepu rowerowego po... nowe pedały. Taki kolejny zakup z serii, która już całkiem sporo złotówek wyciągnęła z mojego portfela, ale stare hałasowały... Mam nadzieję, że nowe wytrzymają przynajmniej tyle co stare, bo liczyłem, że kupię tańsze.
Ok. 16:50 byłem ponownie w domu. Wrzuciłem do plecaka trochę gadżetów i 20 minut później z takim pakunkiem ruszyłem w kierunku Trąbek, a dokładniej domu mojej Ani :) Na miejscu test mojej pompki na dętkach z roweru Anny i jedziemy. Przez Żabieniec - żeby nie było za krótko - do Parysowa.
Zjedliśmy lody i pojechaliśmy dalej. Miało być w kierunku Woli Starogrodzkiej, ale uznałem, że może to wyjść trochę za daleko. Skręciliśmy więc na Kozłów, by po kilkuset metrach zawrócić do Parysowa i wyjechać z niego w kierunku Łukówca.
Jakieś takie zdjęcie pod słońce ;)
Na zdjęciu droga wygląda jak po deszczu, ale na szczęście było sucho :)
Przewróciło się...
W Poschłej skręciliśmy w lewo na Wygodę. Jadąc przez tą miejscowość chciałem zrobić jakieś ładne zdjęcie z zachodzącym słońcem. Udało mi się całkiem nieźle, bo nawet Ania się na nim znalazła. Jej się nie spodobało i pewnie nie będzie zbyt zadowolona widząc to zdjęcie tutaj, ale cóż... zaryzykuję ;)
Do Ani wróciliśmy ok. 19:20 po 24 km wspólnej jazdy. Wstąpiłem do niej niby na moment, ale jakimś dziwnym trafem "zeszło się" do 20:35. Było już całkiem ciemno, więc jak należy włączyłem oświetlenie, a plecak ubrałem w kamizelkę odblaskową. Wiatr, który przywiał mnie do Trąbek ustał, więc bez zbędnych przeszkadzaczy, całkiem sprawnie (możliwe, że trochę też dzięki nowemu sprzętowi) dojechałem do domu na kilka minut przed 21.
Dziękuję bardzo Ani za miło spędzony czas:) Fajna wycieczka wyszła, z niecierpliwością czekam na następne :)
Kategoria Inne, Z Anią
Taka trochę nowość ;)
d a n e w y j a z d u
39.20 km
0.00 km teren
01:49 h
Pr.śr.:21.58 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Raniutko po 6 wycieczka po pieczywo na śniadanie - 2,1km ;]
Potem pracowanie do 16. Wróciłem do domu o 16:20.
O 16:40 szybki skok do rowerowego po lampkę na przód - pewne plany na wieczór się tworzyły i trzeba się było zabezpieczyć przed ewentualnym powrotem w ciemnościach.
Plany okazały się całkiem możliwe do wykonania i ok. 18 ruszyłem w kierunku Huty Czechy. Po ok. 20 minutach byłem na miejscu ;) Ania była już gotowa więc po kilku chwilach namysłu "gdzie jedziemy" ruszyliśmy w stronę Wygody. Dobrze się jechało, rozmawiało się chyba też całkiem dobrze (chociaż zamulałem Ani o moim pierwszym dniu w pracy) i jakoś tak wyszło, że dojechaliśmy do Poschłej (czy Poschły? - nie wiem...). Tam skręciliśmy w prawo i po kilkunastu minutach dalszej jazdy okazało się, że dojechaliśmy do Parysowa. Żeby nie wracać tą samą drogą skręciliśmy w kierunku Choin i tamtędy wróciliśmy do Trąbek ;) Miała być krótka wycieczka (bo... zresztą może już nieważne ;] ), a wyszło 18,5km, czyli całkiem sporo. Wstąpiłem do Ani na godzinkę z małym hakiem i o 21 ruszyłem w kierunku domu, żeby jednak nie jechać po nocy. Jakoś tak dobrze się jechało, że po 17 minutach dotarłem do siebie do domu (średnia 29km/h :D)
Całkiem miło wyszło :) Jeszcze raz dziękuję Ani za wycieczkę i miło spędzony czas :*
Kategoria Inne, Z Anią
Pierwszy dłuższy wyjazd w tym roku cz.1
d a n e w y j a z d u
29.00 km
0.00 km teren
01:20 h
Pr.śr.:21.75 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Podejście nr 2 do pisania relacji z wyjazdu pierwszomajowego ;)
{Musiałem tak podzielić, bo za dużo było tekstu w jednym poście...}
Głupio się pisze jeszcze raz to samo, ale poprzednim razem Firefox zastrajkował i opis "do Maciejowic" poszedł się... pisać od nowa :/ Ale cóż począć...
Zbiórka zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami odbyła się o 9:00 w okolicach garwolińskich "filarów"/wjazdu na zieleniak. Gdy dotarłem na miejsce Iwona już była, Piotrek przybył chwilę po nas. Po krótkiej rozmowie okazało się, że wszyscy zapomnieliśmy noża, a jednak czymś trzeba sobie pomagać przy jedzeniu. Na szczęście dzięki szerokim kontaktom Iwony problem został zażegnany i ok. 9:10 ruszyliśmy w drogę.
Garwolin jak przystało na świąteczny poranek był można powiedzieć - opustoszały, więc bez większych trudności jechaliśmy w kierunku Lucina. Pogoda słoneczna, trochę chłodno i wietrznie, ale ubraliśmy się dość ciepło. Wiatr wiał w plecy, więc pomagał nam w pokonywaniu drogi.
Już za obwodnicą ;)
Ok. 9:55 wjechaliśmy do Łaskarzewa i w pierwszym otwartym sklepie zakupiliśmy małe zapasy glukozy pod postacią Snickersów, Trzybitów i czekolad. Po ok. 5 minutach ruszyliśmy dalej. Dojeżdżamy do ronda:
Łaskarzewski rynek:
I uciekamy z rynku:
Wiatr dalej wiał swoje, ale kierunku nie zmienił, więc jechało się całkiem miło i szybko. Tutaj już za Polikiem (chyba):
Przed Maciejowicami skręciliśmy na Podzamcze w kierunku drogi Sobolew-Maciejowice. To już fotka z tej drogi:
I jakiś przydrożny dom:
Ok. 10:35 zatrzymaliśmy się na chwilę przy pomniku Kościuszki przed Maciejowicami
Tu zdjęcie z Iwonką:
I bez niej:
Rowery i Piotrek-Fotograf:
Po kilku minutach ruszyliśmy dalej w stronę centrum Maciejowic, gdzie znowu zatrzymaliśmy się na chwilę. Iwona spotkała znajomych harcerzy, ja z Piotrkiem zrobiliśmy po zdjęciu. Znowu Iwona ;]
I bez niej:
Jeszcze przy wyjeździe zaciekawiła mnie ta kolektura totolotka ;)
Zaraz za Maciejowicami postanowiliśmy zjeść małe conieco. Ja nie byłem zbyt głodny, ale na miejsce spotkania miałem dużo bliżej, więc nie zdążyłem zgłodnieć. Przez kilka km nie mogliśmy jednak znaleźć kameralnej łąki odpowiedniej, żeby się na niej stołować. Ostatecznie ok. 11:00 stanęliśmy w młodym lasku, jak mnie potem dość dobitnie uświadomiono - sosnowym ;)
Pojedliśmy, więc chwila odpoczynku (dla rowerów też ;]):
Potem małe rozbieranie w celu zmiany spodni na krótsze i około 11:50 ruszyliśmy dalej.
Wiatr przestał być dla nas łaskawy - teraz wiał bardziej z boku, a czasem całkowicie z przodu i mocno przeszkadzał w jeździe. Ale i tak utrzymywaliśmy prędkość ok. 20km/h. Po przejechaniu kilku kilometrów od miejsca postoju znajoma niebieska tablica poinformowała nas, że właśnie wjechaliśmy do województwa lubelskiego,
a kawałeczek dalej powitano nas w gminie Stężyca.
Mój licznik w tym momencie pokazywał taki o to przebieg dzienny.
Kategoria Inne
Pierwszy dłuższy wyjazd w tym roku cz.2
d a n e w y j a z d u
29.00 km
0.00 km teren
01:20 h
Pr.śr.:21.75 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Kilkanaście minut później zatrzymaliśmy się przy leśnym pomniku upamiętniającym rozstrzelanie 16 osób w 1943r. Przy okazji odpoczęliśmy trochę od męczącego wiatru i wyciągnęliśmy pierwsze Snickersy.
Po powrocie na drogę okazało się, że nasz następny cel podróży, Stężyca jest za najbliższym zakrętem, więc dotarliśmy tam w kilka minut. Zatrzymaliśmy się przed "klasztorkiem" dla zrobienia kilku zdjęć.
Ale wg naszych informacji gdzieś w Stężycy miał się znajdować kościół gotycki z 1523r. Pojechaliśmy więc wg porad pani czekającej z psem na ciocię, tylko nie wiemy czyja to była ciocia - psa czy tej pani? ;D Trafiliśmy prawie bez problemu.
Wystarczy ;) Teraz fotki będą trochę miały trochę mniejszy rozmiar. A może nie zobaczycie różnicy.
Stamtąd "na moje oko" wróciliśmy do głównej i nawet się udało. Znowu powalczyliśmy trochę z wiatrem kierując się w stronę Dęblina. Gdy zobaczyliśmy drogowskaz <Nadwiślanka 1| skojarzyło mi się, że gdzieś tutaj powinien być jeden z fortów. Iwona postanowiła zdobyć trochę informacji na ten temat u ludzi spotkanych na drodze. Dowiedzieliśmy się, że z tego fortu to już niewiele zostało i że powinniśmy pojechać do Stawów, tam jest najlepiej zachowany fort. Ruszyliśmy więc wg ich wskazówek. Trochę nam jednak nie wyszło i wyjechaliśmy w okolicach stacji Dęblin. Jednak moje prześwity pamięci z cotygodniowych odwiedzin Dęblina podczas podróży pociągiem pozwoliły na dojechanie do stacji. Tam zapytaliśmy o pociąg powrotny i cenę przewozu roweru koleją. Okazało się, że pociąg o 18:15 będzie, a za rowery nie zapłacimy nic.
Wspaniale ;) To jedziemy na te Stawy. Wg wskazówek z Nadwiślanki mieliśmy przejechać 2 przejazdy kolejowe, tymczasem mijaliśmy tory już 4 raz, więc czas było zapytać o drogę. Znowu Iwona się zaoferowała, ale tak się w to zaangażowała, że mało co nie wywróciła swojej informatorki do rowu. Ta na szczęście się nie pogniewała i wskazała nam drogę, a nawet potowarzyszyła nam do najbliższego skrzyżowania.
Stamtąd już było niedaleko do fortu Mierzwiączka. Oto i on:
Rzuciłem rower i od razu pobiegłem na najbliższą górę i zrobiłem kilka fotek.
Ale Iwona i Piotrek nie poszli w moje ślady więc wróciłem do nich. A tam były łabędzie ;)
Spięliśmy rowery razem dla jakiegoś tam zabezpieczenia i poszliśmy zwiedzać, teraz już razem ;)
Widzę światełko w tunelu! A... to Iwona z lampką od roweru ;]
Jakaś taka znajoma ;P
Wyżej już się nie dało wejść ;)
Sex-shop, taki był napis nad wejściem.
Tak wiało ;]
Kategoria Inne
Czas napisać kolejną
d a n e w y j a z d u
106.50 km
10.00 km teren
05:40 h
Pr.śr.:18.79 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Czas napisać kolejną recenzję z wycieczki. Już teraz wiem, że będzie to najlepiej ilustrowana wycieczka na moim blogu ;)
Wyjazd na więcej niż dobę planowaliśmy już od dawna, w końcu postanowiliśmy doprowadzić go do skutku. Po pierwszych ustaleniach okazało się, że na wyjazd możemy poświęcić tylko 2 dni: czwartek i piątek. Z Markiem zaplanowaliśmy trasę, zapisując na kartce punkty warte zobaczenia. Jeszcze w środę wieczorem ustalaliśmy ostatnie szczegóły typu: "czy brać namiot?", "czy wogóle jechać, jeżeli prognozy pogody są tak złe?". Najbliższe 2 dni miały sprawdzić czy podjęliśmy dobre decyzje.
W czwartek wstałem już o 6 rano. Standardowo wycieczka do piekarni po pieczywo na śniadanie i drogę. Kilka minut pakowania, mały przegląd roweru, sprawdzenie czy wszystko jest i o 7:10 obładowany plecakiem i śpiworem ruszyłem w stronę Rudy Talubskiej, gdzie o 7:30 miał czekać na mnie Marek. Udało mi się dotrzeć na czas. Chwilę później razem jechaliśmy w kierunku Łaskarzewa, gdzie o 8 umówiliśmy się z dziewczynami. Na miejscu byliśmy o 7:55, więc siedliśmy na ławce z widokiem na wjazd od strony Tarnowa. 10 minut po 8 zadzwonił mój telefon. Już wiedziałem co jest nie tak. Dziewczyny zaspały. Trzeba poczekać "trochę czasu". Postanowiliśmy ruszyć w ich stronę, by nie czekać bezczynnie. Zatrzymaliśmy się mniej więcej w połowie drogi między Łaskarzewem i domem Anki i nad Promnikiem rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Dziewczyny pojawiły się ok. 9:15, nie ociągając się ruszyliśmy z powrotem w kierunku Łaskarzewa, a następnie przez Pilczyn i Melanów polnymi, piaszczystymi drogami (które mocno dały nam w kość, a szczególnie Ani jadącej typowo szosowym rowerem) do Chotyni.
Zatrzymaliśmy się obok bramy bardzo ładnie wyremontowanego dworku, służącego obecnie jako hotel, luksusowa restauracja i sala konferencyjna.
Po kilku minutach zaproszono nas do środka.
Po ok. 30 minutach postoju w Chotyni ruszyliśmy dalej.
Przecięliśmy DK17 i przez Wólkę Ostrożeńską, Piastów, Goniwilk, Żelechów dojechaliśmy do Starego Zadybia. Był to najdłuższy etap tego dnia wycieczki. Tym razem bez przewodnika o wiele dokładniej obejrzeliśmy ruiny gorzelni. Zajrzeliśmy do piwnic i na strych, obeszliśmy wszystkie pomieszczenia. Oto kilka zdjęć:
Co to jest?! To ufo?! Niee.... Piec ;)
I czas na odpoczynek.
Zjedliśmy obiad, odpoczęliśmy porządnie i można było jechać dalej.
Kolejny cel: Kłoczew. Tam wg zapisków miał być kościół, kaplica i dworek. Kościół znaleźlismy bez problemów.
Trudniej było z dworkiem. Nie mogliśmy go znaleźć. Dopiero jakaś pani powiedziała nam o dworku w Jagodnem. (chyba tak się to pisze?). Wg jej wskazówek bez większych problemów trafiliśmy na miejsce. Budynek bardzo się nam wszystkim podobał. Jednak nie widzę sensu opisywania go, bo wszystko widać na zdjęciach.
Ciekawostką jest, że na teren dworku spadł samolot szkoleniowy "Iskra" z Dęblina. Pilot popełnił błąd w pilotażu podczas lotów szkoleniowych. Zginął na miejscu. Więcej informacji (nawet dokładne sprawozdanie) na temat wypadku można znaleźć w internecie. My mieliśmy szczęście być tam dokładnie w 7 rocznicę tego wydarzenia.
Spacerując po parku otaczającym dwór...
...dotarliśmy do pomnika upamiętniającego tę tragedię.
Po ok. pół godziny ruszyliśmy w dalszą drogę.
Nie na długo. Kilka kilometrów dalej znaleźliśmy kaplicę której to nie mogliśmy znaleźć w Kłoczewie.
Taki ciekawy znak ;]
Kolejnym punktem wycieczki była Okrzeja. Tam obejrzeliśmy kościół.
Następnie podjechaliśmy do kopca Sienkiewicza kawałek za Okrzeją.
A stamtąd po kilkunastu minutach postoju pod sklepem pojechaliśmy do Woli Okrzejskiej, gdzie wg notatek, a także przydrożnych drogowskazów miało się znajdować Muzeum Henryka Sienkiewicza. Przywitał nas tam sympatyczny pan, opowiadając nam historię tego miejsca. Potem zaprosił nas do środka, gdzie spędziliśmy dobrych pare minut. Oto kilka wybranych zdjęć:
Następnie wyszliśmy do bardzo dobrze utrzymanego ogrodu.
Tam w czystym sanitariacie umyliśmy się, odpoczęliśmy porządnie i zrobiliśmy wspólne zdjęcie ;)
Zbliżał się wieczór. Dochodziła 18. Czas szukać noclegu. Od opiekuna muzeum dowiedzieliśmy się, że w kolejnym punkcie naszej wyprawy, Woli Gułowskiej, znajduje się dom pielgrzyma. To właśnie tam planowaliśmy się zatrzymać na noc. Ze wskazówkami którędy jechać ruszyliśmy w ostatni tego dnia etap wycieczki.
Bez większych problemów dojechaliśmy na miejsce. Znaleźliśmy dom pielgrzyma i zapytaliśmy o możliwość noclegu. Niestety okazało się, że nas nie przyjmą. Polecono nam iść do pani Wandzi, która to wynajmuje pokoje. Jednak mieliśmy problem by znaleźć to miejsce. W końcu udało się. Pani Wandzia okazała się wspaniałym człowiekiem, bo zgodziła się nas przenocować praktycznie za darmo. Do naszej dyspozycji mieliśmy pokój z łóżkami, kuchnię i łazienkę. Luksus po prostu. Rowery zostały przed domem, pospinane zapinkami. Zjedliśmy duuużą kolację, umyliśmy się, ale zanim położyliśmy się spać zaczęła się burza. Nawet nie chcieliśmy myśleć jak wyglądałaby nasza noc pod namiotem, albo co najgorsze bez namiotu. A tak w wygodnych łóżkach i całkowitych ciemnościach z powodu braku prądu spaliśmy do samego rana. No prawie do rana, ale o tym w kolejnej notatce.
Mapka dzisiejszego przejazdu:
Kategoria Inne, Z Markiem
Rano zakupy. Ok. 21 wyjazd
d a n e w y j a z d u
30.00 km
0.00 km teren
02:00 h
Pr.śr.:15.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Rano zakupy. Ok. 21 wyjazd na miasto "pojeździć". Wracając do domu spotykam Piotrka i Rafała... Kręcimy do 23:30 ;]
Mam światełko to mi wolno :D
Kategoria Inne
Rankiem standardowo na zakupy:
d a n e w y j a z d u
61.00 km
0.00 km teren
02:44 h
Pr.śr.:22.32 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Rankiem standardowo na zakupy: 3km.
Kilka minut przed 12 sms od Iwony czy idziemy na rower. Oczywiście, że idziemy :D
O 13 wyruszam spod domu i jadę w kierunku Parysowa, gdzie z przeciwnego kierunku ma nadjechać Iwona. Po 14 km i 30 minutach jazdy przystaję na moment na skrzyżowaniu na Kozłów. Dostaję smsa, że Iwona ma małe opóźnienie, więc jadę dalej w stronę Woli Starogrodzkiej. Po kilkuset metrach spotykamy się, zawracam i ruszamy w stronę Parysowa i Wilchty. Stamtąd przez Oziemkówkę, Przykory i Zgórze do Brzegów. Trochę ponad godzina pobytu u Beaty i wracamy przez Górzno do Garwolina. Ja uciekam do domu, a Iwona zostaje w mojej mieścinie załatwiac swoje sprawy.
Ogólnie do Brzegów jechało się całkiem nieźle. Tempo dosyć wysokie (Garwolin-Brzegi: 36km w 1h30min). Powrót już gorszy, bo mocno wiało w twarz.
Mapa wyjazdu:
Kategoria Inne
Powolne i mozolne kręcenie
d a n e w y j a z d u
9.40 km
0.00 km teren
00:26 h
Pr.śr.:21.69 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Powolne i mozolne kręcenie po mieście z nudów...
Kategoria Inne
Rano powrót z ogniska...
d a n e w y j a z d u
23.00 km
3.50 km teren
01:52 h
Pr.śr.:12.32 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Rano powrót z ogniska... 40 minut piechotką z rowerkiem obok-średnia w dół.
O 18 z Piotrkiem Garwolin-Michałówka-Puznów-Głosków-Łętów-Goździk-Unin-Garwolin + kręcenie się po Garwolinie.
Kategoria Inne, Z Piotrkiem