Lipiec, 2012
Dystans całkowity: | 513.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 26:24 |
Średnia prędkość: | 19.44 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.00 km/h |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 34.21 km i 1h 45m |
Więcej statystyk |
Mazury - część 4 - wtorek
d a n e w y j a z d u
64.65 km
0.00 km teren
03:56 h
Pr.śr.:16.44 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Ostatni dzień naszego pobytu w Gromie. Pomysłów na trasę rowerową już nie było, więc zaczęło się kombinowanie i improwizacja.
Wyjechaliśmy jak zwykle około 10 w kierunku Pasymia. Nie zajeżdżaliśmy jednak do miasteczka tylko pojechaliśmy dalej w kierunku Tylkowa. Tam sięga najdalej wysunięta odnoga jeziora Kalwa, więc zatrzymaliśmy się na chwil kilka.
Stamtąd poprowadziłem w kierunku Tylkówka z zamiarem zobaczenia otoczonego lasami jeziora Kośno.
Droga okazała się jednak bardzo słaba.
Zawróciliśmy więc z powrotem do głównej i popedałowaliśmy tak jak na Olsztyn.
Po około 6km wymyśliłem że pojedziemy do Purdy, a potem jakoś na skróty wrócimy do Pasymia. Jak się potem okaże, z moich planów nic nie wyjdzie.
Droga do Purdy też nie rozpieszczała, ale nie było też najgorzej. Mapki w Trekbuddy sporo pomogły. Od Marcinkowa było już w porządku.
Trochę krajobrazów
W Purdzie zaciekawił nas kościół. Zatrzymaliśmy się na chwilę
Gdy już mieliśmy odjeżdżać przyszedł kościelny i zapytał czy chcemy zajrzeć do środka. Nie odmówiliśmy :) A było warto. Jeszcze nie widziałem takich ozdób w kościele:
W Purdzie zrobiliśmy małe zakupy. W międzyczasie przyjrzałem się dokładniej mapie. Wypatrzyłem, że Purdę i Pasym dzieli kilka kilometrów lasów, przez które nie przebiega żadna droga zaznaczona na moich mapach. Nie chciałem ryzykować błądzenia po słabych drogach i uznałem, że bezpieczniej będzie pojechać dookoła.
Za Purdą zatrzymaliśmy się na jedzenie. Okazało się, że zapomnieliśmy noża. Trzeba było sobie radzić bez ;] Przy okazji w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się pendrive Ani ;]
Droga wzdłuż Jeziora Serwant była oznakowanym szlakiem rowerowym...
... ale 7,5 km po górkach i piaskach trochę męczy.
W końcu dojechaliśmy do Giław. Trasa już znana z pierwszego dnia pedałowania. Kierunek Elganowo.
W Elganowie chwila zastanowienia. Było jeszcze całkiem wcześnie, a nie chciało nam się spędzać całego wieczoru w nagrzanym pokoju. Odbiliśmy więc do Pasymia.
Przypłynęły jakieś ptaki wodne. Chleba jeść nie chciały. Nurkowały za to całkiem sprawnie i przy każdym zanurzeniu wyciągały małą rybę. Sprytne bestie.
Po chwili przypłynęły też łabędzie :)
Pokrążyliśmy jeszcze trochę po Pasymiu, ale czas był wracać. Oczywiście na koniec dnia zachciało mi się jeszcze trochę pokombinować. Mianowicie wymyśliłem, że podjedziemy na zachodni brzeg jeziora Leleskiego i dojedziemy do głównej już za miasteczkiem. No to jedziemy. Droga coraz słabsza.
Po chwili jednak zrobiła się taka:
Trzeba było zawrócić. Smutno ;]
Na kwaterę dotarliśmy trochę po 18.
Mapka
Mazury - część 3 - poniedziałek
d a n e w y j a z d u
65.94 km
0.00 km teren
04:04 h
Pr.śr.:16.21 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Kolejny dzień wycieczki. Tym razem bardziej rowerowy niż poprzedni.
Sporo czasu zajęło nam wymyślenie gdzie jechać. Po wczorajszym dniu okazało się, że tak naprawdę wszędzie stąd daleko i żeby coś zobaczyć trzeba się napedałować.
Z kwatery wyruszyliśmy około 10. Pogoda raczej słaba. Dość chłodno i pochmurno. W Gromie w prawo w kierunku miejscowości Jurgi. Ruch był mały więc cała droga dla nas.
Boćków na Mazurach dostatek.
Na szczęście tędy nie musieliśmy jechać.
Za Dźwiersztynami trzeba było zawrócić. Bartuś pomylił drogę.
Dźwiersztyny.
Okazało się jednak, że jednak kawałeczek trzeba pojechać po piasku. Kawałeczek miał 3 kilometry. Ania zła ;]
Pola po prostu.
Przed miejscowością Burdąg zaczęło padać. Zasuwamy na przystanek.
W końcu dojechaliśmy do Jedwabnego. Jakiś kościółek - niezbyt urodziwy.
Potem był czas na zakupy. Ania wyczarowała z Leviatana bułki z masłem czosnkowym - pojedliśmy ;)
Wjeżdżając do Jedwabnego wypatrzyłem drogowskaz "wieża widokowa". Oczywiście zapragnąłem pojechać w tamto miejsce tym bardziej, że było ją widać z daleka. Trochę po piachu, sporo pod górką i kawałek lasem. Ania znowu niezadowolona, ale jakoś dojechaliśmy. Niestety dopiero na miejscu dowiedzieliśmy się, że na darmo się siłowaliśmy pod tą górę, bo wieża jest tylko dla strażaków ;] Pozostało zrobić kawałek panoramki i wracać na dół.
Następnie obraliśmy kierunek na Szczytno, do którego mieliśmy około 20 kilometrów.
Tym razem droga krajowa. Samochodów sporo, cieżarówek też. Początkowo górki, ale im bliżej Szczytna tym bardziej płasko.
Jakieś jeziorko
Wśród swoich
W końcu Szczytno. Najpierw nad Jezioro Domowe Duże.
Szczycieńskie Muzeum Mazurskie
I ruiny zamku. Ogólnie z XIV wieku, ale to co widać zostało wybudowane w 1924 roku.
Pomnik Krzysztofa Klenczona
W międzyczasie Anię użądliło coś w kark. Konieczny był szybki kurs do najbliższego sklepu - wypadło na żabkę. Zakupiłem lekarstwo za 13 groszy (cebula) i pędem powróciłem do użądlonej. Na szczęście nic groźnego się nie stało i mogliśmy zwiedzać dalej.
Rowery przypięte do płotu, idziemy na zamek.
Na plaży za zamkiem saperzy szukają bomb. Jak się potem dowiedzieliśmy - nic nie znaleźli. Widoczne dinozaury przyjechały z Bałtowa. Niestety nie można podejść.
Dalej zwiedzanie zamku
A teraz Jezioro Domowe Małe. Spore jeziorko w centrum Szczytna. Wokół deptak, sporo drzew, na środku jeziora fontanna...
(ja)
(Ania)
(kościół)
...i...
...działąby! Tzn. łabędzie. Darmozjady trochę, ale Ania je lubi :)
W szeregu zbiórka!
Giętka szyja
:)
Kawał ptaka
W wodzie wygląda lepiej
Gdzieś pomiędzy zdjęciami łabędzi była przerwa na obiad i lody. Byliśmy też w sklepie rowerowym po dętkę do Ani roweru. Nie wzięliśmy z domu, a nie chcieliśmy kusić losu.
O 18 ruszyliśmy w drogę powrotną do Gromu. Niedaleko - około 12 km.
Tu Ania tak pędziła, że nie mogłem jej dogonić :)
Prawie Grom.
Z rowerów zsiedliśmy około 18:40. Trochę zmęczeni, ale nie było tak znowu najgorzej :)
Mapa
Mazury - część 2 - niedziela
d a n e w y j a z d u
23.17 km
0.00 km teren
01:21 h
Pr.śr.:17.16 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Niedziela zapowiadała się upalnie, więc niewiele myśląc uznaliśmy, że robimy dzień bez roweru. Zerwaliśmy się (czytaj: ledwo zwlekliśmy się z łóżka) skoro świt (o 9) i już 2 godziny później dreptaliśmy z plecakami nad jezioro Gromskie. Niestety pomyliliśmy trochę drogę i zrobił się z tej wycieczki całkiem długi spacer po polach i łąkach.
Po nieokreślonym czasie udało nam się jednak dotrzeć na miejsce. Okazało się, że plaży nie ma, bo na samym brzegu jeziora rosną drzewa i jest tylko jeden, dość mały pomost. Woda też nie była za specjalnie ciepła, ale no nic. Koniec narzekań :)
Sielankę przerwał nam wzmagający się wiatr, a chwilę później ciemna chmura wyłaniająca się zza linii drzew.
Trzeba było szybko zmieniać gacie i zawijać się w stronę domu. A do domu niestety daleko.
Zanim doszliśmy do pierwszych zabudowań wiatr już nam kurzył w oczy. Mijając kościół zastanawialiśmy się czy w nim nie zostać na czas burzy, ale zaryzykowaliśmy i poszliśmy jeszcze kawałek dalej - do sklepu. Tam kupiliśmy parę rzeczy na obiad, ale zanim zdążyliśmy się zebrać zaczęła się ulewa. Pozostało czekać aż przejdzie. Spędziliśmy tam ponad godzinę.
Po powrocie na kwaterę w końcu się najedliśmy. Posiedzieliśmy chwilę i doszliśmy do wniosku, że trzeba gdzieś pojechać bo się zanudzimy. O 17 pedałowaliśmy już w kierunku oddalonego o kilka kilometrów Pasymia.
Najpierw podjechaliśmy pod kościół, a potem nad jezioro. Było niedaleko:
Potem znowu pod kościół
Następnie pojechaliśmy na północny brzeg jeziora Kalwa.
Stara wieża ciśnień:
Powrót na rynek. Zachciało nam się lodów, ale niestety słabe były.
Teraz wjeżdżamy na półwysep dzielący jezioro niejako na dwie części.
Sosna długa ręka
Przed 19 ruszyliśmy w kierunku domu, gdzie dotarliśmy po około 20 minutach jazdy.
Mapka
Kategoria Z Anią
Mazury - część 1 - sobota
d a n e w y j a z d u
60.48 km
0.00 km teren
04:05 h
Pr.śr.:14.81 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Z kilkudniowym opóźnieniem przystępuję do opisania naszych mazurskich wojaży.
Wszystko tak naprawdę zaczęło się w piątek, 27 lipca rano, kiedy to kupiłem bilety do Olsztyna. Ostatni przedurlopowy dzień w pracy minął szybko. W domu pakowanie, sprawdzenie roweru, przykręcenie nowego bagażnika i do łóżka. Gadżety od Ani:
Budzik zadzwonił o 3:00. Śniadanie, golenie i końcowe pakowanie. Z domu wyszedłem o 4:00. Kilka minut zajęło mi zamontowanie wypchanych sakw i plecaka na bagażniku, ale w końcu ruszyłem. Dopiero świtało gdy wyjeżdżałem z Garwolina.
Pierwszym celem podróży były Trąbki. Ania czekała już na mnie przed bramą. Po krótkim powitaniu pokręciliśmy w stronę Pilawy.
Na peron dojechaliśmy około 4:35, czyli z dość dużym zapasem. Pociąg pojawił się ok. 5:00 i z pewnym trudem wepchnęliśmy rowery do przedziału. Jedziemy :)
O 6:26 wysiedliśmy na PKP Warszawa Zachodnia. Trzeba było przetarabanić się z rowerami po schodach i podreptać na peron 8 (dawna stacja Warszawa Wola) skąd kilka minut przed 7:00 zabrał nas pociąg do Działdowa.
Po trzech godzinach jazdy przesiedliśmy się w pociąg do Olsztyna - głównego celu naszej kolejowej części podróży zaplanowanej na ten dzień.
Wysiedliśmy na stacji Olsztyn Zachodni, bo uznaliśmy, że tak będzie wygodniej.
Od razu ruszyliśmy w kierunku zamku i starej części miasta. Kręcąc się po brukowanych uliczkach spędziliśmy sporo czasu. Miałaa nam w tym pomóc mapa z zaznaczonymi atrakcjami turystycznymi, którą kilka dni wcześniej Ania przygotowała, ale oczywiście niedobry Bartek zapomniał zabrać z domu (mapy, nie Ani). Trzeba było sobie radzić inaczej. Trochę zdjęć:
Kierując się powoli ku wyjazdowi zahaczyliśmy o Obserwatorium Astronomiczne. Trochę spóźniliśmy się na wejście, ale udało nam się dołączyć do jakże licznej grupy zwiedzających (3 osoby, z nami 5). Pan oprowadzający niezbyt się starał, ale jakoś wytrzymaliśmy prawie godzinę. Zdjątko ze szczytu:
O 15 uznaliśmy, że czas najwyższy jechać w stronę noclegu. Jakiś kościół:
Wyjechaliśmy z Olsztyna i zaczęły się Mazury. Tzn. Warmia dokładniej, ale kto by się przejmował. Trochę górek, trochę zjazdów - tak jak to w tamtych stronach bywa ;) Ani niezbyt się to podobało, ale nie miała wyjścia :P
Pierwsze napotkane jezioro:
Po prostu droga:
Pod górkę:
Jakiś dom pośród pól:
W okolicach Klebarka Wielkiego zatrzymaliśmy się na jedzonko. Przy okazji zmieniłem sposób mocowania plecaka i w końcu przestał się zsuwać.
Okolice Giław:
Jakiś widoczek:
Boćki:
Naprzód:
Od Grzegrzółek towarzyszyła nam taka chmurka:
Elganowo. Jeszcze tylko 5 km.
Niestety - po takim piachu:
Do Gromu trafiliśmy bez problemu. Gorzej było ze znalezieniem właściwego domu. Nie było zbyt dużo czasu na zastanawianie, bo wspominana wyżej chmura zaczęła błyskać i hałasować. W końcu około 18:00 z pomocą napotkanych ludzi udało się dotrzeć na miejsce. Rowery powędrowały do garażu, a my pod prysznic. Zarwana poprzednia noc, upał, przeciwny wiatr i górki dały nam tak w kość, że pospaliśmy się jak dzieci. Już o dwudziestej chrapaliśmy jak susły i tak do 9 rano ;]
Mapka dnia pierwszego
Kategoria Z Anią
Po bilety
d a n e w y j a z d u
10.90 km
0.00 km teren
00:27 h
Pr.śr.:24.22 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
O 7 do Woli Rębkowskiej po bilety. Powrót przed 8.
Kategoria Sam
Rankiem
d a n e w y j a z d u
13.58 km
0.00 km teren
00:31 h
Pr.śr.:26.28 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Start o 7. Zapomniałem wziąć wody i uschłem po drodze.
Kategoria Sam
Z Anią
d a n e w y j a z d u
51.85 km
0.00 km teren
02:26 h
Pr.śr.:21.31 km/h
Pr.max:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
W ramach przygotowań do wyjazdu na Mazury wyciągnąłem Anię na rower.
Start z domu o 15:00. U Ani byłem 20 minut później. Kilka minut później już we dwóje jechaliśmy w stronę Michałówki, gdzie skręciliśmy w lewo. Przez Jagodne i Puznów wiatr w plecy, więc poszło szybko. Następnie na Głosków, potem Słup i do Borowia. Tam zrobiliśmy kilka minut przerwy. Przy okazji zdjęcia bocianiej rodziny.
Następnie przez Jaźwiny, Gózd i Starowolę dojechaliśmy do Parysowa. Tam wypadł kolejny postój na ławeczce przed Topazem. Taka ciekawostka (dziś jest 22 lipca):
Z Parysowa przez Łukówiec, Poschłę i Wygodę wróciliśmy do Ani. Na miejscu byliśmy około 17:50.
U Ani zjadłem troszkę, odpocząłem i o 18:20 wyruszyłem w drogę powrotną. Tempo wysokie. W domu byłem już 15 minut później.
Kategoria Z Anią
Rankiem
d a n e w y j a z d u
13.57 km
0.00 km teren
00:32 h
Pr.śr.:25.44 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Krótka pętla i powrót do domu, bo tylko 13 stopni było na termometrze.
Kategoria Sam
Terenowo ;)
d a n e w y j a z d u
50.73 km
0.00 km teren
02:32 h
Pr.śr.:20.02 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Tytuł wpisu zaproponowany przez kolegę MTBike ;)
Dzisiaj znowu coś nowego. Nowego podwójnie, bo po pierwsze: jeździliśmy w 3 osoby, po drugie: bardziej terenowo niż 95% wpisów na tym blogu.
Start z domu o 9:40. W umówionym miejscu na PKP w Woli Rębkowskiej byłem 15 minut później. Chwilę później pojawił się MTBike ze znajomym i ruszyliśmy w kierunku Huty Garwolińskiej.
Przebiegu trasy nie ma co opisywać, bo ciężko określić, gdzie kiedy skręciliśmy. Na szczęście wszystko zapisało Endomondo i można poniżej spojrzeć, którędy jeździliśmy.
Ogólnie mówiąc chłopaki przeciągnęli mnie po lasach, górkach i piachach. Dawno tak nie jeździłem i chyba największym sukcesem dzisiejszego dnia było to, że ani razu nie zaliczyłem gleby. Pod koniec trochę zdychałem, szczególnie nogi dokuczały, ale nie były potrzebne żadne dodatkowe postoje, a chłopaki nie musieli na mnie czekać. Czyli było dobrze ;)
W domu około 12:45.
Kategoria Inne
Chłodno
d a n e w y j a z d u
13.44 km
0.00 km teren
00:32 h
Pr.śr.:25.20 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Start o 7. Dzisiaj chłodno i trochę wieje, więc postanowiłem przetestować opaskę na głowę, którą kupiłem jakiś czas temu. Trasa trochę krótsza niż zwykle - do Lucina, potem wzdłuż obwodnicy i powrót przez Czyszkówek.
Opaska spełnia swoją rolę - czachy mi nie przewiało. Jednak na temperatury około 15 stopni jest chyba trochę za ciepła. Wycisza też dość mocno dźwięki z otoczenia - słabiej słychać nadjeżdżające samochody, a szumu wiatru nie słychać praktycznie wcale.
Kategoria Sam