Mazury - część 3 - poniedziałek
d a n e w y j a z d u
65.94 km
0.00 km teren
04:04 h
Pr.śr.:16.21 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Kolejny dzień wycieczki. Tym razem bardziej rowerowy niż poprzedni.
Sporo czasu zajęło nam wymyślenie gdzie jechać. Po wczorajszym dniu okazało się, że tak naprawdę wszędzie stąd daleko i żeby coś zobaczyć trzeba się napedałować.
Z kwatery wyruszyliśmy około 10. Pogoda raczej słaba. Dość chłodno i pochmurno. W Gromie w prawo w kierunku miejscowości Jurgi. Ruch był mały więc cała droga dla nas.
Boćków na Mazurach dostatek.
Na szczęście tędy nie musieliśmy jechać.
Za Dźwiersztynami trzeba było zawrócić. Bartuś pomylił drogę.
Dźwiersztyny.
Okazało się jednak, że jednak kawałeczek trzeba pojechać po piasku. Kawałeczek miał 3 kilometry. Ania zła ;]
Pola po prostu.
Przed miejscowością Burdąg zaczęło padać. Zasuwamy na przystanek.
W końcu dojechaliśmy do Jedwabnego. Jakiś kościółek - niezbyt urodziwy.
Potem był czas na zakupy. Ania wyczarowała z Leviatana bułki z masłem czosnkowym - pojedliśmy ;)
Wjeżdżając do Jedwabnego wypatrzyłem drogowskaz "wieża widokowa". Oczywiście zapragnąłem pojechać w tamto miejsce tym bardziej, że było ją widać z daleka. Trochę po piachu, sporo pod górką i kawałek lasem. Ania znowu niezadowolona, ale jakoś dojechaliśmy. Niestety dopiero na miejscu dowiedzieliśmy się, że na darmo się siłowaliśmy pod tą górę, bo wieża jest tylko dla strażaków ;] Pozostało zrobić kawałek panoramki i wracać na dół.
Następnie obraliśmy kierunek na Szczytno, do którego mieliśmy około 20 kilometrów.
Tym razem droga krajowa. Samochodów sporo, cieżarówek też. Początkowo górki, ale im bliżej Szczytna tym bardziej płasko.
Jakieś jeziorko
Wśród swoich
W końcu Szczytno. Najpierw nad Jezioro Domowe Duże.
Szczycieńskie Muzeum Mazurskie
I ruiny zamku. Ogólnie z XIV wieku, ale to co widać zostało wybudowane w 1924 roku.
Pomnik Krzysztofa Klenczona
W międzyczasie Anię użądliło coś w kark. Konieczny był szybki kurs do najbliższego sklepu - wypadło na żabkę. Zakupiłem lekarstwo za 13 groszy (cebula) i pędem powróciłem do użądlonej. Na szczęście nic groźnego się nie stało i mogliśmy zwiedzać dalej.
Rowery przypięte do płotu, idziemy na zamek.
Na plaży za zamkiem saperzy szukają bomb. Jak się potem dowiedzieliśmy - nic nie znaleźli. Widoczne dinozaury przyjechały z Bałtowa. Niestety nie można podejść.
Dalej zwiedzanie zamku
A teraz Jezioro Domowe Małe. Spore jeziorko w centrum Szczytna. Wokół deptak, sporo drzew, na środku jeziora fontanna...
(ja)
(Ania)
(kościół)
...i...
...działąby! Tzn. łabędzie. Darmozjady trochę, ale Ania je lubi :)
W szeregu zbiórka!
Giętka szyja
:)
Kawał ptaka
W wodzie wygląda lepiej
Gdzieś pomiędzy zdjęciami łabędzi była przerwa na obiad i lody. Byliśmy też w sklepie rowerowym po dętkę do Ani roweru. Nie wzięliśmy z domu, a nie chcieliśmy kusić losu.
O 18 ruszyliśmy w drogę powrotną do Gromu. Niedaleko - około 12 km.
Tu Ania tak pędziła, że nie mogłem jej dogonić :)
Prawie Grom.
Z rowerów zsiedliśmy około 18:40. Trochę zmęczeni, ale nie było tak znowu najgorzej :)
Mapa
komentarze