Mazury - część 4 - wtorek
d a n e w y j a z d u
64.65 km
0.00 km teren
03:56 h
Pr.śr.:16.44 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Ostatni dzień naszego pobytu w Gromie. Pomysłów na trasę rowerową już nie było, więc zaczęło się kombinowanie i improwizacja.
Wyjechaliśmy jak zwykle około 10 w kierunku Pasymia. Nie zajeżdżaliśmy jednak do miasteczka tylko pojechaliśmy dalej w kierunku Tylkowa. Tam sięga najdalej wysunięta odnoga jeziora Kalwa, więc zatrzymaliśmy się na chwil kilka.
Stamtąd poprowadziłem w kierunku Tylkówka z zamiarem zobaczenia otoczonego lasami jeziora Kośno.
Droga okazała się jednak bardzo słaba.
Zawróciliśmy więc z powrotem do głównej i popedałowaliśmy tak jak na Olsztyn.
Po około 6km wymyśliłem że pojedziemy do Purdy, a potem jakoś na skróty wrócimy do Pasymia. Jak się potem okaże, z moich planów nic nie wyjdzie.
Droga do Purdy też nie rozpieszczała, ale nie było też najgorzej. Mapki w Trekbuddy sporo pomogły. Od Marcinkowa było już w porządku.
Trochę krajobrazów
W Purdzie zaciekawił nas kościół. Zatrzymaliśmy się na chwilę
Gdy już mieliśmy odjeżdżać przyszedł kościelny i zapytał czy chcemy zajrzeć do środka. Nie odmówiliśmy :) A było warto. Jeszcze nie widziałem takich ozdób w kościele:
W Purdzie zrobiliśmy małe zakupy. W międzyczasie przyjrzałem się dokładniej mapie. Wypatrzyłem, że Purdę i Pasym dzieli kilka kilometrów lasów, przez które nie przebiega żadna droga zaznaczona na moich mapach. Nie chciałem ryzykować błądzenia po słabych drogach i uznałem, że bezpieczniej będzie pojechać dookoła.
Za Purdą zatrzymaliśmy się na jedzenie. Okazało się, że zapomnieliśmy noża. Trzeba było sobie radzić bez ;] Przy okazji w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się pendrive Ani ;]
Droga wzdłuż Jeziora Serwant była oznakowanym szlakiem rowerowym...
... ale 7,5 km po górkach i piaskach trochę męczy.
W końcu dojechaliśmy do Giław. Trasa już znana z pierwszego dnia pedałowania. Kierunek Elganowo.
W Elganowie chwila zastanowienia. Było jeszcze całkiem wcześnie, a nie chciało nam się spędzać całego wieczoru w nagrzanym pokoju. Odbiliśmy więc do Pasymia.
Przypłynęły jakieś ptaki wodne. Chleba jeść nie chciały. Nurkowały za to całkiem sprawnie i przy każdym zanurzeniu wyciągały małą rybę. Sprytne bestie.
Po chwili przypłynęły też łabędzie :)
Pokrążyliśmy jeszcze trochę po Pasymiu, ale czas był wracać. Oczywiście na koniec dnia zachciało mi się jeszcze trochę pokombinować. Mianowicie wymyśliłem, że podjedziemy na zachodni brzeg jeziora Leleskiego i dojedziemy do głównej już za miasteczkiem. No to jedziemy. Droga coraz słabsza.
Po chwili jednak zrobiła się taka:
Trzeba było zawrócić. Smutno ;]
Na kwaterę dotarliśmy trochę po 18.
Mapka