Wycieczka z historią w tle - dzień 3 (niedziela)
d a n e w y j a z d u
43.00 km
0.00 km teren
02:22 h
Pr.śr.:18.17 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Niedziela powitała nas słonecznie. Obudziłem się całkiem wyspany. Zjedliśmy śniadanie, które trochę nam się przedłużyło. Potem szybkie pakowanie, kilkanaście minut rozmowy z panem Włodkiem i przyszedł na nas czas.
Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie przed domem:
i po dość długim pożegnaniu ruszyliśmy do Kotunia, skąd przed południem miał nas zabrać pociąg do Mińska Mazowieckiego.
Na stacji czekamy z Iwoną na resztę ekipy, która robi jeszcze zakupy.
Pociąg odjechał z małym opóźnieniem, ale teraz nigdzie nam się nie spieszyło.
W Mińsku byliśmy już ok. 12:30. Znieślismy rowery do tunelu pod peronami i skierowaliśmy się w kierunku wyjścia ze stacji. A tam taki fajny podjazd dla wózków. Więc czemu nie miałby być dla rowerów? :D
A jednak nie był dla rowerów ;] Znak zakazu zobaczyliśmy dopiero gdy wyjechaliśmy ze stacji
Bez żadnego błądzenia wyjechaliśmy z Mińska w kierunku Siennicy.
Dalej droga przebiegała spokojnie. Wiatr wiał z boku więc nie przeszkadzał zbytnio w jeździe. Do tego było całkiem ciepło, nawet bardzo ciepło jak na końcówkę września. Kilka kilometrów przed Siennicą wyprzedziło nas dwóch kolarzy. Postanowiłem spróbować czy będę w stanie dotrzymać im tempa. Dogoniłem ich dość łatwo, a kawałek dalej na podjeździe do Siennicy udało mi się ich wyprzedzić. :) Jednak w Siennicy musiałem poczekać na pozostałych.
Tam też zrobiliśmy ostatnie zakupy, zjedliśmy po lodzie i po krótkim odpoczynku pojechaliśmy dalej... ale niedaleko :)
Po minięciu ostatnich zabudowań zjechaliśmy na łąkę i zarządziliśmy obiad, który baaardzo nam się przedłużył. Tak fajnie siedziało się na zielonej trawce, że nikomu nie chciało się podnieść i jechać dalej.
W końcu kilka minut przed 15 zebraliśmy się by jechać dalej. Jednak przy wyjeździe z łąki Anka chyba przeceniła swoje możliwości i przy próbie przejechania przez rów wyłożyła się pięknie w krzaki. Niewiele brakowało do uderzenia głową o betonowy murek, ale na szczęście skończyło się na śmiechu.
(wiem, wiem... zamiast ratować Annę to ja zdjęcia robię ;])
Po tym incydencie już bez większych wydarzeń dojechaliśmy do Starogrodu, gdzie pożegnaliśmy Iwonę.
We czwórkę kontynuowaliśmy przez Stodzew, Parysów
W Głoskowie Piotrek pożegnał się z Markiem i Anką, a ja odprowadziłem go kawałek w kierunku Łętowa, by pokazać mu drogę do domu. Po chwili zawróciłem i ruszyłem szybkim tempem w kierunku Garwolina.
Anke i Marka dogoniłem na wysokości Niecieplina. Stamtąd spokojnym tempem dojechaliśmy do Garwolina, gdzie zakończyła się wspólna wycieczka. W domu byłem ok. 16:30.
Bardzo chciałbym podziękować Ance, Iwonie, Markowi i Piotrkowi za wspólny wyjazd i spędzony razem czas. Bardzo się cieszyłem, że wreszcie jedziemy gdzieś razem, ale nie spodziewałem się, że wyjdzie tak fajnie i ciekawie. Na pewno wszyscy miło będą wspominać ten weekend. :) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wybierzemy się gdzieś w takim, albo jeszcze większym gronie. Będzie to na pewno coraz trudniejsze, ale może się uda ;) Pożyjemy, zobaczymy. :)
Dziękuję też Markowi za użyczenie zdjęć na potrzeby tych wpisów. Nie sa one podpisane, ale większość fotek z tej wycieczki nie należy do mnie - łatwo poznać które, bo są duuużo lepsze.
Tym sposobem chyba zakańczam sezon rowerowy 2009. Jutro rano jadę na uczelnię i czasu i pogody na rowerowanie będzie bardzo mało. Pewnie jeszcze jakiś dzień się znajdzie, ale na pewno nie będą to długie wyjazdy. Stan licznika to prawie równe 7700km. Na początku kwietnia pokazywał 6438km, więc przejechałem jakieś 1260km. Nie wszystkie wycieczki jednak znalazły swoje udokumentowanie na blogu.
Kategoria Inne
komentarze