X

Archiwum

X

Kategorie bloga

X

Znajomi

wszyscy znajomi(2)
X

Szukaj


X

O mnie

Jestem sosna z Garwolina. Na tym blogu znajdziesz opis 14020.89 kilometrów moich tras z czego 187.50 w terenie.
Moja prędkość średnia to jedynie 22.66 km/h, ale cały czas rośnie. Więcej o mnie.

Moje rowery

Button rowerowy

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sosna.bikestats.pl

sosna prowadzi tutaj blog rowerowy

sosna

Drugie podejście do opisania

  d a n e    w y j a z d u 35.00 km 15.00 km teren 02:00 h Pr.śr.:17.50 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Środa, 13 sierpnia 2008 | dodano: 18.08.2008

Drugie podejście do opisania tak krótkiej przecież wycieczki. Poprzednio zastrajkowała Opera... Pokazała raport o błędach i tyle. Kawał tekstu poszedł się... turlać.

Dawno nic nie pisałem. Nie znaczy to, że nic nie jeździłem. Przez ten miesiąc przekulałem pare km, ale głównie była to jazda typu "po bułki do sklepu". No ale nareszcie Marek znalazł trochę czasu, pogoda zachęcała do wyjazdu więc się wybraliśmy.
Było coś koło 17 kiedy Marek przyjechał do mnie pod dom. Szybkie spojrzenie w mapę, gdzie dziś jedziemy i już pedałujemy. Mapa nie była potrzebna. Jechaliśmy polnymi drogami w okolicach Budzenia - tereny gdzie tak naprawdę uczyłem się jeździć na rowerze. To tamtędy przebiegały trasy moich pierwszych rowerowych wypadów "bez rodziców" jeszcze na składaku SALTO. I pierwsze fotki. Ptasia armia:

I ja praktycznie "u siebie":

Dojechaliśmy do drogi tzw. Parysowskiej. Teraz jest to zwykła, polna, piaskowa droga, odznacza się tylko tym, że jest szersza od pozostałych w okolicy. Za to kiedyś była ważną arterią komunikacyjną łączącą Garwolin z Parysowem (dokładniej ze stacją kolejową obok Parysowa). Przecinamy asfalt w Puznowie i kontynuujemy tą samą drogą. Dojeżdzamy do Żabieńca, gdzie można zobaczyć bardzo wiekowe już wierzby.

Kiedyś droga prowadziła prosto do stacji PKP Parysów, teraz jadąc "z prądem" wpada się do Żabieńca. Dojechaliśmy do torów i zaraz za nimi skręciliśmy w prawo w jakąś dróżkę, która po chwili zaczęła zanikać. Ale co to dla nas. Po kilkuset metrach dojechaliśmy do przejazdu kolejowego na skraju lasu, który pamiętam z wycieczki rowerowej sprzed kilku (-nastu) lat. Podjeżdzamy. Szlabany opuszczone. Na szlabanie tabliczka:

Więc Marek bez zastanowienia wypalił: "Żądamy otwarcia!". A tu co? Szlabany podnoszą się. Droga wolna. Ameryka :D

Okazało się jednak, że do otwarcia szlabanów nie potrzeba żadnych okrzyków. Wystarczy podejść. Fotokomórki wykryją ruch i jeśli nie nadjeżdza pociąg zezwolą na podniesienie szlabanów.

Przejechaliśmy na drugą stronę torów i ruszyliśmy dalej wzdłuż nich. Droga jednak zaczęła zanikać. Zatrzymaliśmy się przy jabłoni i weszliśmy na nasyp.

Postaliśmy trochę, zbadaliśmy rodzaj podkładów kolejowych pod starą bocznicą (spruchniałe drewniane), pojedliśmy jabłek i postanowiliśmy przenieść rowery na drugą stronę torów - tam droga była o wiele lepsza.
Tym duktem dojechaliśmy do starej stacji, a raczej tego co z niej zostało. Weszliśmy do środka. W małym pomieszczeniu bez drzwi zobaczyliśmy ogromną ilość papierów, które pokrywały całą podłogę tego pomieszczenia na grubość ok. 30 cm.

Były to dzienniki, raporty, sprawozdania, arkusze i inne pisma - pozostałości po stacji. Większość z lat 1981-1984.

Po kilkunastu minutach ruszyliśmy dalej w stronę Parysowa. Minęliśmy się z pociągiem jadącym prawdopodobnie z Moskwy. Zajechaliśmy jeszcze na obecną stację. Na rozkładzie jazdy 4 pociągi dziennie. Rano i wieczorem, jeden do Łukowa, drugi do Pilawy.

No ale trzeba jechać dalej. Dojeżdżamy do głównej drogi. Marek jeszcze wskakuje w pole zrobić zdjęcia:

Docieramy do Parysowa. Zdjęcie kościoła na brukowanym rynku.

Ja wpadam do sklepu po wodę.

Po chwili ruszamy w stroną Starowoli i potem przez Gózd i Jaźwiny dojeżdzamy do Borowia. Tam spędzamy sporo czasu oglądając stary kościół i stojącą przed nim jeszcze starszą dzwonnicę.

Zajeżdżamy jeszcze zobaczyć dworek, w którym obecnie znajduje się urząd gminy.


Potem stajemy na moment nad stawem.


Stamtąd przez Starą i Nową Brzuzę jedziemy do Filipówki, gdzie skręcamy w jakąś polną dróżkę. Po chwili doprowadza nas ona do lasu. Nie zwyczajni wracać zagłębiamy się w dosyć pagórkowaty las.

W świetle zachodzącego słońca jeździło się bardzo fajnie, ale trzeba było w końcu wracać. Skierowaliśmy się więc pierwszą lepszą drogą po prostu w stronę słońca. W ten sposób dojechaliśmy do jakichś zabudowań. Okazało się, że to Oziemkówka i miejsce znane nam z poprzedniego wypadu. Nauczeni błędem skręcamy w lewo (wtedy pojechaliśmy na Miastków) i po kilku kilometrach dojeżdzamy do Przykór. Stamtąd już tylko ok. 10km do domu. Jednak zanim dojechaliśmy zrobiło się prawie całkiem ciemno, więc włączyliśmy oświetlenie. Do domu dotarłem kilka minut po 21.

Standardowo mapka wyprawy:

No i najkrótsza trasa, a opis wcale nie :D


Kategoria Z Markiem


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa mawid
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]