Garwoszlakami: czerwony + żółty + niebieski
d a n e w y j a z d u
71.23 km
0.00 km teren
03:20 h
Pr.śr.:21.37 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Wstałem jakoś po 8. Trochę pokręciłem się po domu i wyskoczyłem na miasto po linkę i kółka zębate do przerzutek. Linkę kupiłem bez problemu, za kółkami objechałem wszystkie 3 sklepy rowerowe w Garwolinie i nie znalazłem odpowiednich. Wyszło 5km.
Wymieniłem linkę i wyregulowałem przerzutki raz jeszcze. Trochę nie do końca jest tak jak bym chciał, ale już nic nie zrobię...
Ok. 11 wsiadłem na rower. Kierunek: Sobolew korzystając z czerwonego garwoszlaku. Zanim dojechałem do świateł spotkałem Kaśkę. Pogadaliśmy chwilę i odprowadziłem ją pod dom. Dalej już sam przeciskałem się przez miasto po naszej mało udanej miejskiej ścieżce rowerowej. Jej główną wadą jest to, że nie ma jej tam, gdzie jest najbardziej potrzebna, czyli na skrzyżowaniach. Na ostatnich światłach skręciłem w lewo i całkiem szybkim tempem jechałem w kierunku Górzna.
Zaraz za ostatnimi domami Garwolina zadzwonił telefon wiszący na smyczy pod bluzą gdzieś w okolicach pasa. Kiedy próbowałem się do niego dobrać wypadł mi drugi telefon znajdujący się w kieszeni bluzy. Odebrałem, wyhamowałem i zawróciłem po zgubiony sprzęt. Nie wyglądało to dobrze, więc dopiero po skończeniu rozmowy wziąłem się za zbieranie części. Odpadła klapka tylna i przedni panel. Poskładałem wszystko do kupy i spróbowałem włączyć. Nie działa! Co jest?! Otwieram tylną klapkę - nie ma baterii ;] Ha... tylko gdzie ona jest? Trzeba szukać. Przeszukałem pobocze, wziąłem się za rów, w którym było sporo liści, patyków i tego typu śmieci, co znacznie utrudniało poszukiwania. Po ok. 15 minutach znalazłem zgubę jakieś 2-3 metry od miejsca, w którym leżała reszta części. Nieźle. Ze źródłem zasilania telefon włączył się bez problemu. Ulga ;) Emblematu z napisem "K510i" już nie znalazłem...
Po tej przymusowej przerwie już bez obijania pojechałem dalej. Wiatr nie przeszkadzał, więc można było całkiem sprawnie nabijać kolejne kilometry. Mijam Reducin:
I po chwili (11:45) wjeżdżam do Górzna.
Tam oznaczenia szlaku są trochę słabe i nie wiedziałem dokładnie, gdzie mam skręcić, ale ostatecznie trafiłem dobrze. Jazda w kierunku Potasznik.
I dojeżdżam do głównej:
Przecinam ją bez problemów i mijam piaskownię/żwirownię. Droga słaba, gruntowa, polna. Dużo luźnego piasku, więc jedzie się dość ciężko. Trochę pogonił mnie pies jakiejś pani dojącej krowę, ale skończyło się na lekkim strachu.
Zgodnie z przebiegiem szlaku dojeżdżam do miejscowości Gąsów (12:05). Tutaj droga już lepsza, chociaż też bez rewelacji. Na zdjęciu jakaś gimnazjalistka wraca po egzaminie do domu.
Mijam Kacprówek.
Stary Pilczyn. Skręcam w lewo na Zygmunty.
To chyba właśnie ta miejscowość ;)
Miejscowość Przyłęk. Dolinka prawie jak w górach tylko sporo mniejsza skala :)
Dojechałem do drogi Kownacica-Sobolew. Koniec mojej jazdy czerwonym szlakiem. Skręcam w prawo w kierunku Sobolewa, czyli na szlak żółty. Kapliczka na skrzyżowaniu (12:35):
Kilka minut później zobaczyłem tabliczkę "Sobolew". Trochę pobłądziłem w okolicach stacji, ale po chwili wróciłem na szlak. Sobolewski kościół (12:50):
I stary drewniany kościółek
Skręciłem na Krępę Starą. Znana mi już trasa z dawnych wojaży kurierskich z kolegą z Sulejówka ;] Stare dobre czasy.
Gdzieś w lesie zgubiłem szlak, ale kawałek dalej znowu na niego wjechałem. Jakoś tak ;] Przy skrzyżowaniu doszło do wypadku rowerowego. Syn zajechał drogę mamie i oboje się wyłożyli. Dość groźnie to wyglądało i miałem zamiar się zatrzymać i pomóc, ale zanim dojechałem to już oboje wstali i matka strasznie opieprzała młodego, więc dałem spokój, żeby i mnie coś nie doleciało ;]
Lasek :P
Chwilę później dojechałem do drogi łączącej Łaskarzew i Maciejowice. Chwilę zastanawiałem się, czy wracać już do domu czy jechać gdzieś dalej. Godzina była dość wczesna (ok. 13:10), ale nogi zaczynały już boleć. Uznałem, że pojadę do Bud Krępskich do sklepu (do którego woziłem kiedyś pieczywo). Zjem coś i pomyślę co dalej ;]
Tamtejszy kościół:
Sklep niestety okazał się zamknięty. Na drzwiach zastałem kartkę "Wracam o 13:10". Hmm... była 13:20 ;]
Poczekałem trochę pod sklepem robiąc takie zdjątko:
i uwieczniając bociana na gnieździe obok sklepu.
Gdzieś o 13:30 przyszedł jakiś koleś. Też chciał do sklepu, ale jak zobaczył kartkę to powiedział mi, że nie warto czekać, bo pewnie się zejdzie z 1,5h...
Pozostało jechać dalej na głodnego. Zapytałem o drogę do Celinowa skąd mogłem dalej jechać przez Łaskarzew do domu. "Prosto jak droga prowadzi przez las". To jadę... Droga słaba, bo piaszczysta, ale jakoś to szło.
Tak za demotywatorami:
"Jadę sobie śmieciami, a tu nagle las" :/
Na jednym ze skrzyżowań w lesie skręciłem w lewo-tak główna (bardziej wyjeżdżona) droga prowadziła. To był błąd... Wyjechałem nie w Celinowie, a w Sośnince. W sumie pod koniec wsi. Trudno. Po chwili wjechałem do Łaskarzewa od strony Maciejowic (13:50).
Objechałem kwadratowe rondo dookoła i zatrzymałem się pod sklepem. Przerwa na jedzenie i picie ;) W Łaskarzewie lans na całego. Ciepło się zrobiło, więc ludziska wylegli na rynek i się grzeją na ławkach. Sielanka ;]
Po 15 minutach postoju ruszam dalej. Na liczniku już 55km. Nogi nie chcą tak szybko kręcić, więc jadę dość wolno.
Mijam Izdebno.
Niedługo później przejeżdżam nad obwodnicą.
I dojeżdżam do Garwolina (na zdjęciu ulica Polna).
Po 45 minutach od wyjechania z Łaskarzewa docieram do domu (14:50).
Trasa trochę na wariata. W domu nie było mnie 3h50minut, z czego jazda zajęła 3h5minut. Do tego całkiem wysokie tempo... Nie lubię jeździć sam, bo zawsze jadę tak szybko jak jestem w stanie to robić. Taka trasa bez odpoczynków jest bardziej męcząca niż 100-120km zrobionych tempem turystycznym.
Mapka:
I jeszcze ciekawostka: przebieg roweru właśnie przekroczył 8tys. km ;)
Kategoria Sam