Poniedziałek
d a n e w y j a z d u
71.95 km
0.00 km teren
03:14 h
Pr.śr.:22.25 km/h
Pr.max:38.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Victus ;]
Pobudka ok 7. Posiedziałem trochę i jakoś po 8 wymyśliłem, że może by gdzieś pojechać. Trochę po zatankowałem bidon i wsiadłem na rower. Na termometrze niby 21 stopni, ale myślałem, że będzie cieplej. Wszystko przez dość silny wiatr. Nie było mi zimno, ale wolałbym trochę cieplej.
Plan był taki, żeby machnąć jakieś 60km i koło południa wrócić do domu. A plany jak to plany - różnie z nimi bywa.
Na początek kierunek Samogoszcz. Czyli przez Garwolin, Lucin, Rudę Talubską, Kolonię Izdebno. Tempo całkiem wysokie, ale ciągle było mi trochę za chłodno. Już miałem rezygnować i zawijać do domu, ale przed Dąbrową zaczęło padać, więc docisnąłem mocniej, żeby się schować pod sklepem. Zatrzymałem się, zszedłem z roweru i... przestało padać. Chwilkę odpocząłem. No nic, jadę dalej. Koło szkoły w prawo i kierunek Wanaty. Przed Wanatami znowu deszcz. Tym razem mocniejszy, więc szybko skręciłem na Lewików i zatrzymałem się pod pierwszym drzewem.
Kilka minut postoju i można jechać dalej. Przez Lewików i dalej zielonym szlakiem do Samogoszczy. Na poczatku droga dobra - wczoraj ją chwaliłem będąc u babci.
Okazało się, że jest ładnie tylko do ostatnich zabudowań. W lesie zaczęły się piachy, więc szybko jechać się nie da. Równolegle do drogi najczęściej jest ścieżka, ale widać, że coraz rzadziej uczęszczana, bo zarasta i znika często między krzakami. Trochę zdjęć:
No i Samogoszcz.
Chwilka postoju przed kościołem.
Słońce zaczęło wychodzić, cieplej się zrobiło. Miałem wracać w kierunku Wilgi, ale brat był wczoraj w Kazimierzu i mówił, że poziom Wisły taki niski. Do Wisły niedaleko, więc długo się nie zastanawiałem. Podłęż -> Podwierzbie -> Ostrów i jestem.
Wody rzeczywiście mało. Sporo wysepek, wydm i mielizn. Postałem trochę na grobli promowej. Byłem tu już kilka razy i co roku to miejsce jest coraz bardziej zniszczone. Każdej wiosny rzeka zabiera kilka płyt. Kiedyś można było bez większych trudności dojechać rowerem do końca. Teraz nie ma na to szans.
A tutaj widać ile materiału przyniosła Wisła podczas ubiegłorocznej powodzi. Te płyty były kiedyś na równi z gruntem. Teraz, by je odkopać trzeba było usunąć nawet 0,5 m piasku.
Wracam do nadwiślanki. Fotka na prawo - widać (ledwie, bo rozdzielczość niska) kominy elektrownni Kozienice.
Obok sklepu skręciłem w lewo, żeby dojechać na skróty do Bączków (czy Bączek? :P). Zdjęcie z wałów rzeki Okrzejki.
I most przez tę rzeczkę. Kiedyś był taki drewniany, dziurawy. Teraz pełna kulturka, chociaż miejscami wystają blachy i trochę się martwiłem o opony.
Kawałek dalej wyjechałem na asfalt. Zgłodniałem trochę, więc w Rudzie Tarnowskiej zajechałem do sklepu na bułkę z bitą śmietaną - całkiem dobra była.
Po krótkiej przerwie pojechałem dalej w kierunku Wilgi. Teraz już nie jechało się tak łatwo, bo wiatr ciągle w twarz. Za Tarnowem standardowo fotka z wysokiego brzegu.
I jeszcze jakieś zdjęcie nadwiślanki.
Stamtąd już bez zatrzymywania się przez ponad 30km wróciłem do domu przez Wilgę, Trzciankę, Stoczek i Wolę Rębkowską. Ostatnie podjazdy na wiadukty męczone na niskich biegach, bo nie ukrywam, że miałem trochę dość ;]
Do domu dotarłem ok. 12:40 z przebiegiem 68km nakręconym w troszkę ponad 3h. Dodatkowe 4 km i kilka minut zrobione po mieście około 15-tej.
Mapka:
Kategoria Sam
komentarze