X

Archiwum

X

Kategorie bloga

X

Znajomi

wszyscy znajomi(2)
X

Szukaj


X

O mnie

Jestem sosna z Garwolina. Na tym blogu znajdziesz opis 14020.89 kilometrów moich tras z czego 187.50 w terenie.
Moja prędkość średnia to jedynie 22.66 km/h, ale cały czas rośnie. Więcej o mnie.

Moje rowery

Button rowerowy

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sosna.bikestats.pl

sosna prowadzi tutaj blog rowerowy

sosna

Wpisy archiwalne w kategorii

Sam

Dystans całkowity:8372.52 km (w terenie 54.50 km; 0.65%)
Czas w ruchu:350:44
Średnia prędkość:23.87 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:229 (114 %)
Maks. tętno średnie:166 (83 %)
Suma kalorii:8130 kcal
Liczba aktywności:268
Średnio na aktywność:31.24 km i 1h 18m
Więcej statystyk

Niedziela :)

  d a n e    w y j a z d u 25.16 km 5.00 km teren 01:13 h Pr.śr.:20.68 km/h Pr.max:34.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 13 czerwca 2010 | dodano: 13.06.2010

Koło 16 wycieczka. Do Miętnego. Po drodze panoramka z wiaduktu.


Dalej w kierunku Huty Garwolińskiej, ale coś zaplątałem.

Po polach dojechałem do Krystyny, gdzie skręciłem w prawo. Po kilkuset metrach skończył się asfalt i wjechałem do lasu. Na wyczucie/azymut/cokolwiek spróbowałem dojechać w okolice ścieżki ekologicznej. Po 5 km kręcenia po lesie (dość mokro po wczorajszej burzy) udało się - wyjechałem kilometr za daleko :)

Wracając zajechałem do Anki, gdzie spędziłem z godzinę.


Kategoria Sam

Sobota ;)

  d a n e    w y j a z d u 13.51 km 0.00 km teren 00:38 h Pr.śr.:21.33 km/h Pr.max:40.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Sobota, 12 czerwca 2010 | dodano: 13.06.2010

Do Ani do Tesco. Posiedziałem z godzinę. Wracając runda po mieście zahaczając o szpital - otwarcie lądowiska dla helikopterów. Kilka zdjęć:








Kategoria Sam

Niedzielny spacerek

  d a n e    w y j a z d u 32.61 km 0.00 km teren 01:24 h Pr.śr.:23.29 km/h Pr.max:33.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 23 maja 2010 | dodano: 23.05.2010

O 9:50 wyruszyłem do Anki. Było ciepło, wiatr wiejący w prosto w twarz nie przeszkadzał tylko przyjemnie chłodził. Po ok. 20 minutach byłem w Trąbkach. Zdjecia z przejazdu.

Pospacerowaliśmy trochę, potem posiedziałem chwilę u Ani i trochę przed 12 pojechałem dalej. Spokojnie, bez przemęczania się i rwania tempa minąłem Pilawę, następnie skręciłem na Łucznicę, Starą Hutę i przez Hutę Garwolińską i Wolę Rębkowską wróciłem do domu. W okolicach ścieżki ekologicznej sporo rowerzystów korzystających z ładnej pogody.

Gdzieś w lesie

Słaba panoramka stacji w Woli Rębkowskiej:

Okolice Avonu.

W domu byłem ok. 13:10.
Mapka:


Dziękuję za miło spędzony czas ;*


Kategoria Sam

Inspekcja powodziowa ;]

  d a n e    w y j a z d u 85.60 km 0.00 km teren 03:40 h Pr.śr.:23.35 km/h Pr.max:51.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Czwartek, 20 maja 2010 | dodano: 20.05.2010

Pokosiłem kawałek trawy i wymyśliłem, że trzeba iśc na rower. Ciekawiła mnie sytuacja nad Wisłą.
Z domu wyjechałem ok. 14:40. Trochę zakręciłem się na mieście i chwilę później wyjeżdżałem z miasta wiaduktem koło Erci:

Przez Podbiel wyjechałem na drogę do Garwolin-Wilga. W Rębkowie na zjeździe wyprzedziłem jakiegoś gościa, który całkiem nieźle pedałował. Chyba się trochę wkurzył, bo wziął się za ganianie mnie.
Tu już za Rębkowem:

Kawałek za Stoczkiem. W oddali garwoliński wóz strażacki.

Wjeżdżam do Trzcianki:

Kawałek za Cyganówką:

No i Wilga. Było z wiatrem, więc dotarłem tam w ekspresowym czasie 45 minut.

Przeciąłem centrum miasteczka i pojechałem prosto w kierunku Wisły. Oczywiście dróżki cały czas wiją się pomiędzy równymi rzędami jabłoni i innych drzew owocowych. Takie słabe fotki:

W końcu dojechałem do wałów w Wólce Gruszczyńskiej, ale nie było dobrego miejsca by wdrapać się na ich szczyt. Po suchej stronie nic nie wskazywało na to, że kilka metrów obok płynie ogromna ilość żółtawej wody.

Wzdłuż wałów pojechałem trochę dalej na północ. Tam krajobraz podobny. Dom, wał, rzeka. Wszystko obok siebie.

Znowu kawałek bardziej na północ:

W miejscach, w których możliwy był przejazd na drugą stronę wałów stoją strażacy z ochotnikami (chyba). Worki już pełne piasku i ułozone w wał. Wszyscy mają nadzieję, że to wystarczy.
I jeszcze kawałek. Stare Podole.

Wisła ani trochę nie przypomina rzeki, której zdjęcia są w tym opisie wycieczki.
http://sosna.bikestats.pl/index.php?did=104271
Rzut oka na otaczające mnie sady:

Stamtąd pojechałem dalej w kierunku północnym. Planowałem powrót przez Sobienie-Jeziory, a do nich miałem jeszcze kawałek. Narazie musiałem przedostać się przez rzeczkę. Niestety trochę się zaplątałem w jeździe na skróty czy na azymut, bo dojechałem do tej rzeczki, ale przejechać przez nią nie mogłem. Tym bardziej, że jej poziom też jest całkiem wysoki:

W końcu trochę drogą, a trochę na skróty przez sad dojechałem do asfaltu, a po chwili do miejscowości Wicie. Stamtąd do Mariańskiego Porzecza już całkiem blisko. Po drodze zajechałem na dosłownie chwilę do sklepu po wodę.
W Mariańskim Porzeczu odpocząłem chwilę w okolicy kościoła. W końcu to ponad 1,5h praktycznie ciągłej jazdy. Dwie fotki:

Pamiętając poprzednią wycieczkę w te okolice uznałem, że nie chce mi się przebijać w okolice Gusinai ruszyłem w kierunku Piwonina, gdzie wtedy nie byliśmy. Znowu ciągle wśród sadów:

Dojeżdżam do wałów w Piwoninie:

I jestem. Nie sam. Oprócz mnie kilkanaście osób. Wszyscy patrza na poziom wody. Jakaś pani mówi, że nie jest źle i bywało gorzej. Może i tak :) W sumie do przelania się wody przez wały jeszcze dość daleko.

To już "wysokość" Sobień-Jezior, do których miałem jechać. Pomyślałem jednak, że pojadę jeszcze kawałek na północ. Chciałem zobaczyć drugi brzeg Wisły, a właśnie tam liczyłem, że mi się uda. Wdrapałem się więc na wał w miejscu, gdzie nie widać było szczytów drzew. Drugiego brzegu nie zobaczyłem - te drzewa w oddali to wyspa...

Trudno. Wisła za szeroka ;] Byłem już dość mocno zmęczony i było już po 17. Uznałem, że czas wracać, bo chciałem jeszcze zajechać do Anki. Jak na złość nie było żadnej kulturalnej drogi w kierunku Sobień. Same sady. Jechałem więc dalej wzdłuż wałów, aż dojechałem do asfaltowej drogi, jak się po chwili okazało, w Radwankowie Szlacheckim. A tam Wisła podeszła już całkiem blisko gospodarstw.

Trwa przygotowanie worków z piaskiem. Tu wałów nie ma. Do przelania się wody przez drogę brakuje naprawdę niewiele.

W ten sposób dotarłem do tzw. nadwiślanki. Musiałem nią kawałek wrócić do Sobień-Jezior by móc skręcić na Osieck. Jeszcze rzut oka na zagrożone miejsce:

Droga :)

Kawałek dalej skręciłem w lewo. Skończyło się dobre. Wiatr prosto w twarz. W nogach blisko 60km przejechane bez większych przerw i po dość słabych drogach, więc ciężko o dobre tempo. Dodatkowo od pewnego czasu niepokoiła mnie ciemna chmura idąca od wschodu, czyli dokładnie w kierunku, w którym jechałem i z którego wiało.

Kilka smsów z Anką w czasie jazdy. Pisała, że u niej kropi. Nie pocieszyła mnie ;] Chmurka raz jeszcze:

Na wjeździe do Sobieniek zaczęło kropić. Do tego zaczęło naprawdę mocno wiać, tym razem bardziej od strony północno-wschodniej. Zacząłem rozglądać się za jakims przystankiem czy miejscem by się schować. Chwilę później już padało. Poczułem w ustach słony smak potu zmytego deszczem. Nie ma co jechać... Zobaczyłem sklep po prawej stronie, wyglądał jak zamknięty. Zajechałem więc od tyłu, by ukryć się za jego ścianą. A tam całkiem fajny, zadaszony podest :)
Tu miało być widać jak pada... no ale nie widać ;P

I rower:

Po ok. 20 minutach czekania deszcz odpuścił na tyle, że postanowiłem jechać dalej. Dochodziła 18. Sklep okazał się czynny. Jak wyjeżdżałem na ulicę 2 osoby stojące w drzwiach jakoś dziwnie się patrzyły ;]
Na asfalcie woda. Chlapało nieźle ;] Po kilkuset metrach miałem cały mokry tyłek plecy. Po deszczu ochłodziło się też trochę, ale na szczęście miałem bluzę. Mokrą, ale miałem :P Zastanawiałem się nad powrotem przez Natolin, Starą Hutę i Hutę Garwolińską, ale tam spora część trasy wiedzie przez las. W razie kolejnego deszczu nie miałbym gdzie się schować. Lepiej przez Pilawę.
Osieck:

Prawie do samej Pilawy jazda po mokrym. Przestało to prawie przeszkadzać. Kawałek przed Pilawą zrobiło się sucho. Tam nie padało :) W Pilawie też suchutko. Zatrzymałem się pod sklepem, żeby coś zjeść, bo strasznie mi burczało w brzuchu. Po dotknięciu pleców i zauważeniu, że całe pokryte są warstwą mokrego piasku/błota miałem trochę wahania żeby wejść, ale głód wygrał. A zresztą... kto mnie tam zna ;]
W Lipówkach zadzwoniłem do Anki czy ma ochotę na krótkie spotkanie. Po przejechaniu ponad 70km uznałem że jeden dodatkowy mi nie zaszkodzi. Porozmawialiśmy chwilę i musiałem uciekać, bo Maciek już jechał do mnie po swoją obiegówkę ;] Z taką mobilizacją dojechałem do domu szybciej niż zakładałem. Kilka minut po 19 wstawiłem rower do piwnicy.

Mapka:


Kategoria Sam

Omijając deszcz ;]

  d a n e    w y j a z d u 56.68 km 0.00 km teren 02:27 h Pr.śr.:23.13 km/h Pr.max:48.00 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Czwartek, 13 maja 2010 | dodano: 13.05.2010

Tytuł wpisu może trochę dziwny (chociaż normalnych tu chyba nie ma ;]), ale powoli wszystko się wyjaśni.

Od niedzieli siedziałem w Radomiu. Codziennie było cieplutko, deszczu niewiele, ale co mi po tym, jak nie mam tam roweru... Dzisiaj wróciłem z Radomia trochę po 15 i uznałem, że trzeba skorzystać z tych kilku godzin dnia. Zjadłem szybko i wyskoczyłem na rower. Była chyba 16:15. Od kilku dni mam ochotę pojechać nad Wisłę, więc to był cel dzisiejszego wyjazdu. Niepokoiły mnie trochę chmury nadchodzące od zachodu, ale uznałem, że najwyżej będę się gdzieś chował. Minąłem Czyszkówek:

a chwilę później Górki. Jechało się bardzo dobrze, było prawie bezwietrznie, ciepło, w sam raz :) Tu już za Górkami:

W ok. 20 minut dotarłem do Wilkowyji.

Miałem jechać polnymi drogami w kierunku Żabieńca i dalej Wilgi, ale chmury na zachodzie nie przekonywały. O takie chmury :P

Trochę zwątpiłem. Nie było wiatru, więc te chmury praktycznie się nie przesuwały. Stały w sumie nad Wisłą, a tam właśnie chciałem jechać. Zastanawiałem się czy nie wracać i nie pojeździć gdzieś po drugiej stronie miasta, albo np. zajechać do Anki.
W kierunku Stoczka. Zaczyna padać.

Zanim dojechałem do skrzyżowania to w sumie przestało. Tylko te chmury ;] Tak to wyglądało w kierunku, do którego zmierzałem.

Przestało padać więc cóż... jadę ;] Przed Trzcianką:

Tam wymyśliłem, że nad Wisłę pojadę do Tarnowa. Trochę bardziej na południe. Może tam nie pada. Skręciłem, więc w kierunku Żabieńca:

W Starym Żabieńcu znowu skręciłem w stronę Wisły (17:04).

Myślałem, że trafię w szlak zielony, ale nie wyszło. Ta droga prowadzi prosto do lasu, więc skręciłem tu w lewo.

W taką nierówną, piaszczystą dróżkę:

I nią dojechałem do innej drogi. W lewo: powrót do Żabieńca, w prawo: do lasu.
No to w prawo. To był właśnie zielony szlak ;)
Przede mną rozciągał się taki ciekawy widok, że aż zrobiłem panoramkę.

Chwilę później wjechałem do lasu. Nie chciałem jednak jechać prosto na zachód, gdzie prawdopodobnie padało, więc skręciłem w pierwszą drogę na południe. Zaprowadziła mnie ona tutaj:

Uścieniec-Kolonia ;] Dokładnie jego ostatnie domy. Droga prowadziła znowu do Żabieńca Starego, a tam już byłem. Więc w prawo:

Po chwili znowu skrzyżowanie.

Trudno, jadę do lasu:

Nie chciałem się za bardzo zagłębiać, te lasy są spore jednak. Skręciłem na jakimś skrzyżowaniu w lewo, a tam mokro ;] Niedawno przestało padać.

Jadę dalej. Kapliczka jakaś

I asfalt. Gdzieś pomiędzy Uścieńcem i Dąbrową. W sumie dobrze, że tutaj wyjechałem, bo do Wanat ciężko byłoby się dostać.

Lukam w mapkę. Szlakiem zielonym można dojechać do Samogoszczy. Stamtąd nad Wisłę już prawie niedaleko. To jadę.
Bociek.

Dąbrowa (17:30).

Na zachodzie ciągle chmury. Chyba nie zobaczę dziś tej Wisły... Zanim dojechałem do Woli Łaskarzewskiej zaczęło dosyć mocno wiać od zachodu. Prognozy z new.meteo się sprawdzają ;] Trudno, Wisłę zobaczę innym razem. Spadam w stronę domu.
Ale nie najkrótszą drogą ;P Na Lipniki:

Za Lipnikami w las. Tam sekwencja skrętów w lewo, prawo tak na wyczucie ;] Przecież gdzieś wyjadę. Nagle przeszkoda na drodze:

[dwa ostatnie zdjęcia słabej jakości... w lesie było trochę mało światła, a elektronika aparatu uparła się by to rozjaśniać, ostrości zabrakło]
Trzeba ominąć. Obok była wyjeżdżona droga, więc nie było z tym problemu.

Do asfaltu dojechałem na drodze na Sośninkę(17:49).

Myślałem, że dalej będzie. No trudno. Wracam do Woli Łaskarzewskiej do sklepu u sołtysa. Popiłem trochę i po kilku minutach wróciłem na drogę. Teraz w kierunku Łaskarzewa.

Rundka wokół ronda z rzutem oka na kościół (taki dowód, że tam byłem ;]) (18:01)

i skręt w ulicę Warszawską.

Za torami pojechałem kawałek w kierunku Pilczyna

ale przecież tam byłem niedawno. Zawróciłem i skręciłem na Wolę Rowską.

Za wsią rośnie sobie rzepak. Kilka zdjęć :) Niektóre całkiem ładnie wyszły chyba.

Stamtąd jadę na Talubę

a następnie przez Rudę Talubską do Sulbin. (18:37)

Dalej już bez kombinowania wróciłem do Garwolina

Trasę zakończyłem małym przejazdem po okolicy. Do domu wszedłem o dziewiętnastej.

Mapka z wyjazdu:


Kategoria Sam

Mało

  d a n e    w y j a z d u 4.56 km 0.00 km teren 00:19 h Pr.śr.:14.40 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Wtorek, 4 maja 2010 | dodano: 04.05.2010

Do sklepu, a potem do Aśki. Powoli bo mokro.

Pogoda nie zachęca do jazdy. Prognozy też nie.


Kategoria Sam

Krótko

  d a n e    w y j a z d u 5.43 km 0.00 km teren 00:16 h Pr.śr.:20.36 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 2 maja 2010 | dodano: 02.05.2010

Wyszedłem pojeździć ok. 16. Przejechałem kawałek i zrezygnowałem. Jakiś taki zmęczony jestem...


Kategoria Sam

Spontanicznie

  d a n e    w y j a z d u 27.80 km 0.00 km teren 01:17 h Pr.śr.:21.66 km/h Pr.max:37.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Piątek, 30 kwietnia 2010 | dodano: 30.04.2010

Mimo zmęczenia po koszeniu trawy jakoś koło 18 wsiadłem na rower. Najpierw pokręciłem się trochę po okolicznych uliczkach, a potem pomyślałem, że muszę sprawdzić nowy asfalt na ul. Zacisze. Na ścieżce na wysokości Stokrotki (w sumie byłej) wyprzedził mnie jakiś profesjonalnie wyglądający rowerzysta na Giancie (strój kolarski, kask etc.) nie jechał zbyt szybko, więc złapałem się za nim. Byłem ciekawy czy dam radę utrzymać jego tempo. Nie wiem kiedy zorientował się, że jadę za nim, ale cały czas zwiększał prędkość. Po chwili byliśmy już w Michałówce. Skręcił w lewo na Miętne więc ja za nim. Przez Miętne cały czas trzymałem się w odległości kilkunastu metrów. Miałem ochotę zagadać, ale za kościołem skręcił w prawo w kierunku Huty Garwolińskiej. Tam już nie miałem ochoty jechać. Może jeszcze zdarzy się okazja ;] Pojechałem więc do Woli Rębkowskiej i wróciłem do Garwolina. Dopiero wtedy przejechałem się po nowym asfalcie ;] Potem pokręciłem się trochę i jakoś koło 19 byłem w domu.
Długo nie posiedziałem. Szkoda mi było tak ładnej pogody, więc znowu wyszedłem pojeździć. Takie kręcenie bez celu. Postałem też chwilę na wiadukcie nad obwodnicą. Powrót ok. 20.


Kategoria Sam

Garwoszlakami: czerwony + żółty + niebieski

  d a n e    w y j a z d u 71.23 km 0.00 km teren 03:20 h Pr.śr.:21.37 km/h Pr.max:40.00 km/h Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Czwartek, 29 kwietnia 2010 | dodano: 29.04.2010

Wstałem jakoś po 8. Trochę pokręciłem się po domu i wyskoczyłem na miasto po linkę i kółka zębate do przerzutek. Linkę kupiłem bez problemu, za kółkami objechałem wszystkie 3 sklepy rowerowe w Garwolinie i nie znalazłem odpowiednich. Wyszło 5km.

Wymieniłem linkę i wyregulowałem przerzutki raz jeszcze. Trochę nie do końca jest tak jak bym chciał, ale już nic nie zrobię...
Ok. 11 wsiadłem na rower. Kierunek: Sobolew korzystając z czerwonego garwoszlaku. Zanim dojechałem do świateł spotkałem Kaśkę. Pogadaliśmy chwilę i odprowadziłem ją pod dom. Dalej już sam przeciskałem się przez miasto po naszej mało udanej miejskiej ścieżce rowerowej. Jej główną wadą jest to, że nie ma jej tam, gdzie jest najbardziej potrzebna, czyli na skrzyżowaniach. Na ostatnich światłach skręciłem w lewo i całkiem szybkim tempem jechałem w kierunku Górzna.

Zaraz za ostatnimi domami Garwolina zadzwonił telefon wiszący na smyczy pod bluzą gdzieś w okolicach pasa. Kiedy próbowałem się do niego dobrać wypadł mi drugi telefon znajdujący się w kieszeni bluzy. Odebrałem, wyhamowałem i zawróciłem po zgubiony sprzęt. Nie wyglądało to dobrze, więc dopiero po skończeniu rozmowy wziąłem się za zbieranie części. Odpadła klapka tylna i przedni panel. Poskładałem wszystko do kupy i spróbowałem włączyć. Nie działa! Co jest?! Otwieram tylną klapkę - nie ma baterii ;] Ha... tylko gdzie ona jest? Trzeba szukać. Przeszukałem pobocze, wziąłem się za rów, w którym było sporo liści, patyków i tego typu śmieci, co znacznie utrudniało poszukiwania. Po ok. 15 minutach znalazłem zgubę jakieś 2-3 metry od miejsca, w którym leżała reszta części. Nieźle. Ze źródłem zasilania telefon włączył się bez problemu. Ulga ;) Emblematu z napisem "K510i" już nie znalazłem...
Po tej przymusowej przerwie już bez obijania pojechałem dalej. Wiatr nie przeszkadzał, więc można było całkiem sprawnie nabijać kolejne kilometry. Mijam Reducin:

I po chwili (11:45) wjeżdżam do Górzna.

Tam oznaczenia szlaku są trochę słabe i nie wiedziałem dokładnie, gdzie mam skręcić, ale ostatecznie trafiłem dobrze. Jazda w kierunku Potasznik.

I dojeżdżam do głównej:

Przecinam ją bez problemów i mijam piaskownię/żwirownię. Droga słaba, gruntowa, polna. Dużo luźnego piasku, więc jedzie się dość ciężko. Trochę pogonił mnie pies jakiejś pani dojącej krowę, ale skończyło się na lekkim strachu.
Zgodnie z przebiegiem szlaku dojeżdżam do miejscowości Gąsów (12:05). Tutaj droga już lepsza, chociaż też bez rewelacji. Na zdjęciu jakaś gimnazjalistka wraca po egzaminie do domu.

Mijam Kacprówek.

Stary Pilczyn. Skręcam w lewo na Zygmunty.

To chyba właśnie ta miejscowość ;)

Miejscowość Przyłęk. Dolinka prawie jak w górach tylko sporo mniejsza skala :)

Dojechałem do drogi Kownacica-Sobolew. Koniec mojej jazdy czerwonym szlakiem. Skręcam w prawo w kierunku Sobolewa, czyli na szlak żółty. Kapliczka na skrzyżowaniu (12:35):

Kilka minut później zobaczyłem tabliczkę "Sobolew". Trochę pobłądziłem w okolicach stacji, ale po chwili wróciłem na szlak. Sobolewski kościół (12:50):

I stary drewniany kościółek

Skręciłem na Krępę Starą. Znana mi już trasa z dawnych wojaży kurierskich z kolegą z Sulejówka ;] Stare dobre czasy.

Gdzieś w lesie zgubiłem szlak, ale kawałek dalej znowu na niego wjechałem. Jakoś tak ;] Przy skrzyżowaniu doszło do wypadku rowerowego. Syn zajechał drogę mamie i oboje się wyłożyli. Dość groźnie to wyglądało i miałem zamiar się zatrzymać i pomóc, ale zanim dojechałem to już oboje wstali i matka strasznie opieprzała młodego, więc dałem spokój, żeby i mnie coś nie doleciało ;]
Lasek :P

Chwilę później dojechałem do drogi łączącej Łaskarzew i Maciejowice. Chwilę zastanawiałem się, czy wracać już do domu czy jechać gdzieś dalej. Godzina była dość wczesna (ok. 13:10), ale nogi zaczynały już boleć. Uznałem, że pojadę do Bud Krępskich do sklepu (do którego woziłem kiedyś pieczywo). Zjem coś i pomyślę co dalej ;]
Tamtejszy kościół:

Sklep niestety okazał się zamknięty. Na drzwiach zastałem kartkę "Wracam o 13:10". Hmm... była 13:20 ;]

Poczekałem trochę pod sklepem robiąc takie zdjątko:

i uwieczniając bociana na gnieździe obok sklepu.

Gdzieś o 13:30 przyszedł jakiś koleś. Też chciał do sklepu, ale jak zobaczył kartkę to powiedział mi, że nie warto czekać, bo pewnie się zejdzie z 1,5h...
Pozostało jechać dalej na głodnego. Zapytałem o drogę do Celinowa skąd mogłem dalej jechać przez Łaskarzew do domu. "Prosto jak droga prowadzi przez las". To jadę... Droga słaba, bo piaszczysta, ale jakoś to szło.
Tak za demotywatorami:
"Jadę sobie śmieciami, a tu nagle las" :/

Na jednym ze skrzyżowań w lesie skręciłem w lewo-tak główna (bardziej wyjeżdżona) droga prowadziła. To był błąd... Wyjechałem nie w Celinowie, a w Sośnince. W sumie pod koniec wsi. Trudno. Po chwili wjechałem do Łaskarzewa od strony Maciejowic (13:50).

Objechałem kwadratowe rondo dookoła i zatrzymałem się pod sklepem. Przerwa na jedzenie i picie ;) W Łaskarzewie lans na całego. Ciepło się zrobiło, więc ludziska wylegli na rynek i się grzeją na ławkach. Sielanka ;]
Po 15 minutach postoju ruszam dalej. Na liczniku już 55km. Nogi nie chcą tak szybko kręcić, więc jadę dość wolno.
Mijam Izdebno.

Niedługo później przejeżdżam nad obwodnicą.

I dojeżdżam do Garwolina (na zdjęciu ulica Polna).

Po 45 minutach od wyjechania z Łaskarzewa docieram do domu (14:50).
Trasa trochę na wariata. W domu nie było mnie 3h50minut, z czego jazda zajęła 3h5minut. Do tego całkiem wysokie tempo... Nie lubię jeździć sam, bo zawsze jadę tak szybko jak jestem w stanie to robić. Taka trasa bez odpoczynków jest bardziej męcząca niż 100-120km zrobionych tempem turystycznym.

Mapka:


I jeszcze ciekawostka: przebieg roweru właśnie przekroczył 8tys. km ;)


Kategoria Sam

Relacja z naprawy

  d a n e    w y j a z d u 1.88 km 0.00 km teren 00:07 h Pr.śr.:16.11 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Środa, 28 kwietnia 2010 | dodano: 28.04.2010

W niedzielę po południu przerzutka wkręciła się w szprychy. Dzisiaj wróciłem z Radomia i po małym obiedzie poszedłem do garażu zobaczyć jak sprawy stoją - czy da się to naprawić czy nie...
Wyglądało to tak jak widać na zdjęciach. Przerzutka w szprychach, wózek wygięty, hak mocujący wgięty w wolnobieg.

Pierwszą trudnością było wyciągnięcie wózka ze szprych. Musiałem rozkręcić całość. Szprychy na szczęście nie ucierpiały. Odkręciłem przerzutkę i kolejnym zadaniem było wyprostowanie haka. Już kiedyś został lekko zgięty i teraz bałem się, że się złamie... Niestety ani rurką, ani żadnymi szczypcami nie mogłem naprowadzić go do właściwego położenia. Pomyślałem, że trzeba wkręcić w niego śrubę - wtedy nie uszkodzę gwintu i będę mógł wyginać go w dowolną stronę. Niestety znalezienie śruby pasującej w otwór okazało się... trudne ;] Śrub o tym rozmiarze mam w warsztacie kilkadziesiąt, ale wszystkie mają grubszy gwint. Z pomocą przyszła... ośka z piasty tylnego koła :D Pasowała idealnie i miała odpowiednią długość, by swobodnie wyginać hak.
Po kilku operacjach typu:
- wkręć przerzutkę,
- sprawdz czy jest prosto,
- wykręć przerzutkę,
- wygnij trochę hak,
udało się dojść do satysfakcjonującego położenia. W imadle wyprostowałem przekoszony wózek i można było przystąpić do regulacji. Nie jest tak idealnie jak bym chciał, ale jutro wymienię linkę oraz dolne kółko przerzutki i powinnno być już jako tako ;)
Tak to teraz wygląda:


Ciekawe jak długo podziała.

Kilometry zrobione podczas regulowania przerzutek i małego przejazdu w ramach testowania sprzętu ;)


Kategoria Sam