X

Archiwum

X

Kategorie bloga

X

Znajomi

wszyscy znajomi(2)
X

Szukaj


X

O mnie

Jestem sosna z Garwolina. Na tym blogu znajdziesz opis 14020.89 kilometrów moich tras z czego 187.50 w terenie.
Moja prędkość średnia to jedynie 22.66 km/h, ale cały czas rośnie. Więcej o mnie.

Moje rowery

Button rowerowy

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sosna.bikestats.pl

sosna prowadzi tutaj blog rowerowy

sosna

Wpisy archiwalne w kategorii

Z Anią

Dystans całkowity:1373.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:74:01
Średnia prędkość:18.41 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:52.82 km i 2h 57m
Więcej statystyk

Mazury - część 1 - sobota

  d a n e    w y j a z d u 60.48 km 0.00 km teren 04:05 h Pr.śr.:14.81 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Sobota, 28 lipca 2012 | dodano: 03.08.2012

Z kilkudniowym opóźnieniem przystępuję do opisania naszych mazurskich wojaży.

Wszystko tak naprawdę zaczęło się w piątek, 27 lipca rano, kiedy to kupiłem bilety do Olsztyna. Ostatni przedurlopowy dzień w pracy minął szybko. W domu pakowanie, sprawdzenie roweru, przykręcenie nowego bagażnika i do łóżka. Gadżety od Ani:


Budzik zadzwonił o 3:00. Śniadanie, golenie i końcowe pakowanie. Z domu wyszedłem o 4:00. Kilka minut zajęło mi zamontowanie wypchanych sakw i plecaka na bagażniku, ale w końcu ruszyłem. Dopiero świtało gdy wyjeżdżałem z Garwolina.

Pierwszym celem podróży były Trąbki. Ania czekała już na mnie przed bramą. Po krótkim powitaniu pokręciliśmy w stronę Pilawy.

Na peron dojechaliśmy około 4:35, czyli z dość dużym zapasem. Pociąg pojawił się ok. 5:00 i z pewnym trudem wepchnęliśmy rowery do przedziału. Jedziemy :)

O 6:26 wysiedliśmy na PKP Warszawa Zachodnia. Trzeba było przetarabanić się z rowerami po schodach i podreptać na peron 8 (dawna stacja Warszawa Wola) skąd kilka minut przed 7:00 zabrał nas pociąg do Działdowa.

Po trzech godzinach jazdy przesiedliśmy się w pociąg do Olsztyna - głównego celu naszej kolejowej części podróży zaplanowanej na ten dzień.

Wysiedliśmy na stacji Olsztyn Zachodni, bo uznaliśmy, że tak będzie wygodniej.

Od razu ruszyliśmy w kierunku zamku i starej części miasta. Kręcąc się po brukowanych uliczkach spędziliśmy sporo czasu. Miałaa nam w tym pomóc mapa z zaznaczonymi atrakcjami turystycznymi, którą kilka dni wcześniej Ania przygotowała, ale oczywiście niedobry Bartek zapomniał zabrać z domu (mapy, nie Ani). Trzeba było sobie radzić inaczej. Trochę zdjęć:




















Kierując się powoli ku wyjazdowi zahaczyliśmy o Obserwatorium Astronomiczne. Trochę spóźniliśmy się na wejście, ale udało nam się dołączyć do jakże licznej grupy zwiedzających (3 osoby, z nami 5). Pan oprowadzający niezbyt się starał, ale jakoś wytrzymaliśmy prawie godzinę. Zdjątko ze szczytu:

O 15 uznaliśmy, że czas najwyższy jechać w stronę noclegu. Jakiś kościół:


Wyjechaliśmy z Olsztyna i zaczęły się Mazury. Tzn. Warmia dokładniej, ale kto by się przejmował. Trochę górek, trochę zjazdów - tak jak to w tamtych stronach bywa ;) Ani niezbyt się to podobało, ale nie miała wyjścia :P

Pierwsze napotkane jezioro:

Po prostu droga:

Pod górkę:

Jakiś dom pośród pól:

W okolicach Klebarka Wielkiego zatrzymaliśmy się na jedzonko. Przy okazji zmieniłem sposób mocowania plecaka i w końcu przestał się zsuwać.
Okolice Giław:


Jakiś widoczek:

Boćki:

Naprzód:




Od Grzegrzółek towarzyszyła nam taka chmurka:

Elganowo. Jeszcze tylko 5 km.

Niestety - po takim piachu:

Do Gromu trafiliśmy bez problemu. Gorzej było ze znalezieniem właściwego domu. Nie było zbyt dużo czasu na zastanawianie, bo wspominana wyżej chmura zaczęła błyskać i hałasować. W końcu około 18:00 z pomocą napotkanych ludzi udało się dotrzeć na miejsce. Rowery powędrowały do garażu, a my pod prysznic. Zarwana poprzednia noc, upał, przeciwny wiatr i górki dały nam tak w kość, że pospaliśmy się jak dzieci. Już o dwudziestej chrapaliśmy jak susły i tak do 9 rano ;]

Mapka dnia pierwszego


Kategoria Z Anią

Z Anią

  d a n e    w y j a z d u 51.85 km 0.00 km teren 02:26 h Pr.śr.:21.31 km/h Pr.max:45.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 22 lipca 2012 | dodano: 22.07.2012

W ramach przygotowań do wyjazdu na Mazury wyciągnąłem Anię na rower.
Start z domu o 15:00. U Ani byłem 20 minut później. Kilka minut później już we dwóje jechaliśmy w stronę Michałówki, gdzie skręciliśmy w lewo. Przez Jagodne i Puznów wiatr w plecy, więc poszło szybko. Następnie na Głosków, potem Słup i do Borowia. Tam zrobiliśmy kilka minut przerwy. Przy okazji zdjęcia bocianiej rodziny.

Następnie przez Jaźwiny, Gózd i Starowolę dojechaliśmy do Parysowa. Tam wypadł kolejny postój na ławeczce przed Topazem. Taka ciekawostka (dziś jest 22 lipca):

Z Parysowa przez Łukówiec, Poschłę i Wygodę wróciliśmy do Ani. Na miejscu byliśmy około 17:50.




U Ani zjadłem troszkę, odpocząłem i o 18:20 wyruszyłem w drogę powrotną. Tempo wysokie. W domu byłem już 15 minut później.


Kategoria Z Anią

Kozienice i okolice - część 3

  d a n e    w y j a z d u 45.63 km 0.00 km teren 02:59 h Pr.śr.:15.29 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Środa, 2 maja 2012 | dodano: 06.05.2012

Trzeciego dnia naszej wyprawy wstaliśmy już przed 8. Niedługo potem pojechałem do sklepu po coś na śniadanie. Niestety wróciłem tylko z butelką wody mineralnej - nie dostałem niczego, co zamierzałem kupić. Na śniadanie musieliśmy zjeść to co zamierzaliśmy przeznaczyć na obiad.

Spakowaliśmy graty i trochę po 10-tej znieśliśmy wszystko na dół. Podziękowaliśmy gospodarzom za gościnę i rozpoczęliśmy powrót. Plany - dojechać do Jedlni-Letnisko i stamtąd wrócić pociągiem do domu.
Zdjęcie domu, w którym mieszkaliśmy - gdyby ktoś szukał noclegu w tamtych okolicach to szczerze polecam.

Przez Stanisławów

Ursynów za nami

Pędzimy

Następnie przez Cecylówkę, a potem w kierunku Lewaszówki.

Tam z małymi problemami odnaleźliśmy właściwą drogę w lewo. Niestety okazało sie, że spora jej część to luźny piach. Trzeba było przeprowadzić rowery.

Po około 4,5km wróciliśmy na asfalt.

Trochę wiejskich widoczków

Postój

To już za nami

W Poświętnem kolejny postój. Czasu dużo, więc mogliśmy sobie pozwolić.

Stamtąd już niedaleko do Jedlni Letnisko. Zalew Siczki

Jedlnia Letnisko wita. Ktoś obrócił mapę o 90 stopni. Północ znajduje się po prawej.

Oczywiście pojechaliśmy nad zalew.

Posiedzieliśmy trochę na trawce. Ludzie próbują się opalać, ale wg mnie nic z tego.

Wzdłuż zalewu

Pojechaliśmy na stację sprawdzić o której pociąg i po bilety. Rozkład jazdy znaleźliśmy bez problemu. Kasy niestety nie. Najbliższa w Pionkach lub Radomiu. Trudno.
Zgłodnieliśmy więc zabraliśmy się za poszukiwania jedzenia. Okazało się, że z pieczywem w miasteczku krucho. Udało nam się jednak kupić 3 bułki i coś do nich. Z prowiantem wróciliśmy nad zalew.

Dochodzi 14. Czas powoli wracać, bo 14:53 pociąg.

Jeszcze mały postój w przed takim ciekawym kościołem.

Około 14:30 dotarliśmy na stację.

Pociąg przyjechał punktualnie. Do Dęblina też dotarliśmy bez opóźnień i mogliśmy się od razu przesiąść w pociąg do Pilawy. O 16:35 byliśmy na miejscu.
Pojechaliśmy do Ani, ale nie zatrzymywałem się tam na dłużej. Prognozy pogody przewidywały burze, a chmury nie wróżyły nic dobrego (jak się potem okazało obawy się nie sprawdziły). W domu byłem chwilę po 17-tej.

To opis trzeciego dnia naszej wycieczki. Poniżej znajdują się odnośniki do pozostałych części:
Dzień 1
Dzień 2


Mapa całej wycieczki:
(Uwaga! Duży rozmiar: 5124x2708px - 2,4MB)

Kolor zielony - dzień 1.
Kolor niebieski - dzień 2.
Kolor czerwony - dzień 3.


Kategoria Z Anią

Kozienice i okolice - część 2

  d a n e    w y j a z d u 56.26 km 0.00 km teren 03:25 h Pr.śr.:16.47 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Wtorek, 1 maja 2012 | dodano: 04.05.2012

Dzień drugi rozpoczął się całkiem wcześnie. Obudziłem się przed 8. Mimo to, na rowery wsiedliśmy dopiero po 10, słońce dogrzewało już całkiem mocno. W planach wycieczka do Kozienic - szacunkowo jakieś 40 km + może jakieś dodatki.

Zaczęliśmy w kierunku Brzózy. Droga dobra, ruch prawie żaden (poza kilkudziesięcioma samochodami jadącymi za karawanem), więc jechało się całkiem przyjemnie.

W Brzózie pogrzeb. Szybkie zdjęcia w okolicach kościoła zanim kondukt dotarł.

Kawałek za miastem widok na kominy elektrowni.

Stamtąd już prosto do Kozienic.

Na skraju miasta chwilka postoju przed kościołem

Następnie przejechaliśmy przez miasto w poszukiwaniu parku i ławki, żeby można było posadzić swoje wymęczone tyłki. Okazało się, że w Kozienicach znajduje się coś takiego tylko nie mogliśmy znaleźć. Już na miejscu.

Odpoczywaliśmy dobre pół godziny. Ktoś nas pytał o drogę gdzieś, ale nie byliśmy w stanie pomóc.
Przed Urzędem Miejskim

Upał był już dosyć ciężki do zniesienia jeśli stało się w miejscu, gdzie powietrze nie miało możliwości chłodzić ciała. Czas na duże lody.
Po zjedzeniu wymyśliliśmy, że jedziemy nad Wisłę.
Wyjazd z Kozienic.

Przez Dąbrówki, Wólkę Tyżyńską i Kępę Wólczyńską dojechaliśmy do wałów.

Zgłodnieliśmy nieco, więc uznaliśmy, że zjemy w tym miejscu to co mamy w plecakach. Na przeciwległym brzegu ktoś się kąpie.

Miejsce naszego pikniku.

W końcu przyszedł czas wracać. Zahaczając o sklep dotarliśmy do Kozienic. Stamtąd najprostszą drogą przez Aleksandrówkę, Stanisławice i Działki Brzóskie wróciliśmy do miejsca noclegu.

Z rowerów zsiedliśmy około 16:15, czyli jakąś godzinę wcześniej niż poprzedniego dnia. Do wieczora jeszcze daleko, ale cała wycieczka ma być odpoczynkiem, a nie usilnym zbieraniem kilometrów. Poza tym sezon niedawno się rozpoczął :)


To opis drugiego dnia naszej wycieczki. Poniżej znajdują się odnośniki do pozostałych części:
Dzień 1
Dzień 3


Mapa całej wycieczki:
(Uwaga! Duży rozmiar: 5124x2708px - 2,4MB)

Kolor zielony - dzień 1.
Kolor niebieski - dzień 2.
Kolor czerwony - dzień 3.


Kategoria Z Anią

Kozienice i okolice - część 1

  d a n e    w y j a z d u 76.99 km 0.00 km teren 04:29 h Pr.śr.:17.17 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 | dodano: 03.05.2012

O takim wyjeździe marzyliśmy i mówiliśmy już od dawna. Niestety nic więcej nie czyniliśmy w tym kierunku z kilku powodów, wśród których najgłówniejszym był brak roweru Ani.
Problem ten udało się rozwiązać tydzień przed weekendem majowym. Nowy nabytek Ani został przejęty przeze mnie w celu sprawdzenia, regulacji i przeglądu. W miedzyczasie trzeba było zająć się innymi sprawami - nocleg i urlop w pracy. Z tym uporaliśmy się dopiero w piątek. Została więc tylko sobota i niedziela na przygotowania, bo w poniedziałek rano wyjazd.

Nie obyło się bez pewnych problemów. W niedzielę wieczorem okazało się, że z tylnego koła roweru Ani ucieka powietrze. Trzeba było przetestować kupione zimą i nie używane dotąd łyżki do opon.

----------------------

W poniedziałek wstałem już o 6:30. Musiałem jeszcze przykręcić bagażnik do roweru i dokończyć mapy, bo przez wczorajszą przygodę z dętką nie zdążyłem. Start z domu chwilę po 8. Najpierw na miasto po ostatnie zakupy. Potem do Miętnego pod wiadukt, gdzie miałem spotkać się z Anią.

W umówione miejsce dojechałem jako pierwszy.

Po kilku minutach przyjechała towarzyszka podróży...

... i już razem popedałowaliśmy do Woli Rębkowskiej. Stamtąd o 9:16 zabrał nas pociąg do Dęblina.

Wysiedliśmy kilka minut po 10-tej. Przed nami cały dzień na jazdę i około 40 km do miejsca noclegu jadąc najkrótszą drogą. Ale nie mieliśmy zamiaru taką jechać.

Najpierw na drugą stronę Wisły.

Później było trochę zawirowań z mapami, ale ostatecznie udało się pojechać prawie tak jak chciałem. W Zajezierzu w lewo. Pod torami

Potem do Gniewoszowa. Jakiś mijany kościół.

Kawałek za miasteczkiem poczuliśmy głód, więc przystanęliśmy na skraju lasu. Bułki z jogurtem smakowały bardzo dobrze. Sprzątaniem okruchów zajęły się mrówki.

Następnie przez Sarnów pojechaliśmy do Czarnolasu. Niestety przed bramą muzeum Jana Kochanowskiego przeczytaliśmy, że poniedziałki jest ono nieczynne... Ze zwiedzania nici... Musieliśmy zadowolić się oglądaniem parku i budynków z zewnątrz. Niestety chwilę później spotkało nas kolejne "nieszczęście". Pożyczony aparat wyświetlił komunikat "zabrakło numerów dla zdjęć" i jedynym sposobem, by go odblokować było sformatowanie karty pamięci i ustawienie numeracji od początku. To właśnie dlatego powyżej jest tak mało zdjęć. Od tego miejsca będzie lepiej.

Muzeum Jana Kochanowskiego i my obok niego

Następny postój wyszedł we wsi Gródek. Tam znajduje się ten przeszło 200-letni kościół.

Nie ujechaliśmy zbyt daleko. Kilka kilometrów dalej zatrzymaliśmy się by zjeść obiad. Ponownie w lasku, ale tym razem bez mrówek :)

Posileni skierowaliśmy się na Garbatkę-Letnisko.

Stamtąd bez większych postojów dojechaliśmy do Pionek, gdzie wypadł następny postój. Tym razem na uzupełnienie zapasów wody.

Dochodziła 16, a do miejsca noclegu jeszcze kilkanaście kilometrów. Pionki zostawiliśmy za plecami.

Szybko pokonaliśmy dość ruchliwy odcinek drogi Kozienice - Radom i skręciliśmy w kiernku Brzózy. Przez miejscowość Przejazd, Cecylówkę, Marianów i Ursynów dojechaliśmy do Stanisławowa. Kilka zdjęć z tego odcinka:


Miejsce noclegu znaleźliśmy bez większych problemów. Byliśmy tam kilka minut po 17-tej. Zmyliśmy z siebie kurz zbierany mozolnie od rana i zjedliśmy małą kolację. Potem wycieczka do sklepu po zapasy na jutrzejszy dzień - tym razem pieszo.

To opis pierwszego dnia naszej wycieczki. Poniżej znajdują się odnośniki do pozostałych części:
Dzień 2
Dzień 3


Mapa całej wycieczki:
(Uwaga! Duży rozmiar: 5124x2708px - 2,4MB)

Kolor zielony - dzień 1.
Kolor niebieski - dzień 2.
Kolor czerwony - dzień 3.


Kategoria Z Anią

Dłuższa trasa poranna + wycieczka z Anią

  d a n e    w y j a z d u 94.74 km 0.00 km teren 04:19 h Pr.śr.:21.95 km/h Pr.max:44.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Piątek, 19 sierpnia 2011 | dodano: 19.08.2011

Dziś wolne od pracy, więc z samego rana na rower. Już o 8 rano kręciłem w kierunku Łaskarzewa przez Kacprówek

i Pilczyn.

Nie zatrzymywałem się tam jednak tylko pojechałem prosto w kierunku Tarnowa.

Pierwszy postój zarządziłem sobie dopiero w Woli Łaskarzewskiej na mostku przez Promnik. Dawno nie było fotek roweru, więc są:

Podczas postoju myślałem, którą drogę powrotną wybrać. Najpierw miałem wracać do domu przez Izdebno, kolejną opcją było przez Krzywdę, Izdebnik i Górki. Ostatecznie pojechałem do Trzcianki przez Żabieniec Stary i Nowy i stamtąd wróciłem do domu przez Stoczek, Rębków i Wolę Rębkowską.
Dąbrowa:

Chyba Stary Żabieniec:

Nowy Żabieniec:


Cała trasa zrobiona w ekspresowym tempie, bo już o 10-tej byłem w domu. Czas jazdy: 1h 50min. Średnia prędkość: 26,41 km/h.


W domu długo nie zabawiłem. Pół godziny później musiałem skoczyć do sklepu po parę rzeczy, a po powrocie od razy pojechałem do Ani. Wymyśliliśmy wyjazd nad Świder opalić się trochę.
W Trąbkach byłem ok. 11:05. Kilka minut później już razem jechaliśmy w stronę Parysowa.

Następnie pojechaliśmy do Kozłowa. W Górkach nad rzeką rozłożyliśmy się z kocykiem i poleżeliśmy 2 godzinki. Potem powrót, który okazał się dosyć trudny - pod wiatr i dziwna niemoc w nogach ;]

Odstawiłem Anię pod dom i po krótkim pożegnaniu uciekłem do domu. Chmurzyło się trochę i nie było na co czekać. W domu byłem o 15:40. I dobrze. Godzinę później usłyszałem pierwsze grzmoty nadchodzącej burzy, która narobiła trochę bałaganu... W dom kilkaset metrów obok uderzył piorun. Dach się zapalił. Gaszenie trwało blisko 2h.

W ten sposób przejechałem 46,32km, w czasie 2h 29min. Średnia prędkość: 18:65 km/h.


Kategoria Sam, Z Anią

Z Jabłonowca

  d a n e    w y j a z d u 62.60 km 0.00 km teren 03:38 h Pr.śr.:17.23 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Niedziela, 24 lipca 2011 | dodano: 31.07.2011

Wstaliśmy koło 9. W sumie całkiem nieźle się spało, chociaż łóżko było trochę za krótkie ;]
Zaraz po śniadaniu wsiadłem na rower w poszukiwaniu drogi z Jabłonowca do Godzisza. Mieliśmy tamtędy jechać wczoraj, ale nie mieliśmy pewności w jakim ona jest stanie. Nie chcieliśmy ryzykować dlatego kawałek drogi przejechaliśmy pociągiem. Na powrocie postanowiliśmy jednak spróbować.

Pierwsze podejście się nie udało. Dojechałem do końca wsi Jabłonowiec, potem pojechałem w przeciwnym kierunku, ale jedna droga kierowała się trochę za bardzo na zachód, druga kończyła się w polach. Wróciłem do Ani. Odpocząłem chwilę, przestudiowałem jeszcze raz mapkę i postanowiłem spróbować raz jeszcze. "Przeciąłem" wieś i kawałek za nią przy kapliczce skręciłem w prawo. Kierunek mniej więcej się zgadzał, więc pojechałem dalej. Taki blady widoczek:

Kawałek dalej zaczął się bruk na którym wytrząsłem całe śniadanie. Za brukiem był Godzisz ;)
Wróciłem więc do Ani z wiadomością, że droga jest przejezdna, chociaż miejscami jest trochę błota a na 100 metrach taki piach, że pewnie trzeba będzie przeprowadzić rowery.
Zjedliśmy obiad i o 13:30 wyjechaliśmy w kierunku Godzisza. Pogoda była lepsza. Sporo cieplej, nawet trochę słońca. Niestety wiatr zmienił kierunek na przeciwny i tak jak wczoraj wiał nam w twarz. Wspominana powyżej brukowana alejka.

Po 25 minutach wyjechaliśmy na asfalt i żeby nie jechać tą samą drogą co wczoraj skręciliśmy na Oronne.

Następnym punktem przelotowym było Podzamcze.

Za Polikiem.

W Celinowie na przystanku zrobiliśmy mały odpoczynek.

A potem następny w Łaskarzewie. Tym razem dłuższy :)

Po około 30 minutach pojechaliśmy dalej. Słońca już nie było widać. Same chmury.

Lucin.

I w końcu Garwolin.

Tam obejrzeliśmy się za siebie i zobaczyliśmy... ciemną chmurę. Chwilę później trochę też zagrzmiało. No ale nic. Jedziemy dalej. Miałem zamiar odprowadzić Anię do Trąbek.
Za Garwolinem chmura stała się duużo większa. Tak to uchwycił aparat Ani.

... a tak mój w telefonie ;]

W Michałówce uznaliśmy, że lepiej będzie jak z Miętnego wrócę do domu, bo burza chyba nie ma zamiaru nas ominąć. Pożegnaliśmy się w pośpiechu i ruszyliśmy każde w swoją stronę. Nie zdążyłem odjechać nawet 50 metrów i zaczęło padać. Niestety Ania już wjeżdżała na obwodnicę, a telefon miała w torbie. Ja zawinąłem pod wiadukt i tam zostałem. O tak padało:

Poczekałem ze 20 minut, przeszło trochę i ruszyłem do domu. Powoli żeby się nie schlapać za mocno.

Niestety w okolicach ekonomika przyszła druga fala deszczu. Nie miałem za bardzo gdzie się schować, zresztą do domu już blisko. Niestety wystarczająco daleko, żeby zdążyć zmoknąć ;] Do tego przejazd ulicą Zacisze przemalował moje plecy na rudo. Trudno. Ania zmokła bardziej niż ja.

Mapka:


Standardowo dziękuję za wycieczkę. Cieszę się, że wyjazd doszedł do skutku i że było tak miło. Szkoda tylko, że zabrakło nam 15 minut na suchy powrót, ale co tam - trochę urozmaicenia nie zaszkodzi ;)


Kategoria Z Anią

Do Jabłonowca

  d a n e    w y j a z d u 50.61 km 0.00 km teren 03:01 h Pr.śr.:16.78 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Sobota, 23 lipca 2011 | dodano: 31.07.2011

Wyjazd planowany był już od kilku dni. Zamiary: pojechać jednego dnia do Jabłonowca, przenocować i wrócić dzień później. Niestety sobota przywitała nas chłodem i nieprzyjemną mżawką. Z tego też powodu przesunęliśmy wyjazd z okolic 10 rano na trochę później.
0 10:30 wyruszyłem do Trąbek. O 11 byłem na miejscu. Chwilę potrwało zanim się stamtąd zebraliśmy, ale o 11:25 wracałem już z Anią w stronę Garwolina. Deszcz na szczęście ustał i ulice zaczęły wysychać, ale zimny wiatr w twarz trochę przeszkadzał.
Za Lucinem.

Ania była trochę poobijana po małym wypadku z dnia poprzedniego, więc staraliśmy się jechać wzdłuż torów kolejowych, żeby w razie czego móc wsiąść w pociąg i przejechać część trasy.
W Rudzie Talubskiej skręciliśmy w lewo i przez Talubę i Wolę Rowską dojechaliśmy do stacji w Łaskarzewie. Tam znowu w lewo. Pierwszy postój zrobiliśmy pod sklepem w Pilczynie. Bo zgłodniałem.

Dalej przez Melanów.

I Przyłęk.

Dojechaliśmy do drogi Kownacica - Sobolew. W Sobolewie kupiliśmy bilety do Miki na najbliższy pociąg. Miał być za godzinę więc w międzyczasie zrobiliśmy małą rundkę po Sobolewie. Miasteczko małe, przejażdżka krótka - resztę czasu spędziliśmy na peronie.

Z Miki do Jabłonowca nie było już daleko. Kilka kilometrów. Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu.

Obiadek, chwilka odpoczynku i wyszliśmy na spacer. Fotki ze spaceru:


Po spacerku grillowa kolacyja i pcia :)

Trasa wycieczki:


Kategoria Z Anią

Z Anią

  d a n e    w y j a z d u 66.68 km 0.00 km teren 03:14 h Pr.śr.:20.62 km/h Pr.max:30.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Sobota, 9 lipca 2011 | dodano: 09.07.2011

Znowu długa przerwa od jeżdżenia na rowerze - nie ma kiedy...

Tym razem umówiłem się z Anią na 10. Wymyśliłem jednak, że wstanę wcześniej i pojadę do niej trochę okrężną drogą.
Dlatego o 8:20 już siedziałem na rowerze i kręciłem w stronę Borowia.

W Borowiu skręciłem na Jaźwiny. Jakiś angielski rowerzysta

I kilkadziesiąt metrów przed nim kolejny

Z Jaźwin przez Gózd

i Starowolę

do Parysowa.

Tam rynek. Dość ciężko się przebić bo na ulicach przed kościołem porozstawiane różniste towary i zwierzęta też ;)
Było trochę po 9-tej, więc wydłużyłem sobie drogę do Trąbek jadąc przez Łukowiec i Wygodę zamiast przez Choiny. Ale i tak w Hucie byłem już o 9:40, więc zajechałem do sklepu coś zjeść, bo śniadanie zjadłem słabe.
Chwilę później pojechałem do Ani. Stamtąd ruszyliśmy po kilkunastu minutach. Pojechaliśmy w stronę Miętnego. Za kościołem skręciliśmy w prawo i taką dróżką dojechalismy do Woli Rębkowskiej.

Koło stacji kolejowej przeskoczyliśmy przez tory i pokręciliśmy do Huty Garwolińskiej. Tam spędziliśmy z godzinkę :) Kilka zdjęć.

Po dość długim odpoczynku ruszyliśmy dalej. Najpierw do Starej Huty, a dalej leśną drogą do Łucznicy. Wzdłuż drogi przez las płynął sobie taki strumyk :)

W Łucznicy zrobiliśmy kolejny krótki postój pod sklepem o wdzięcznej nazwie "Bartuś" :) Po kilkunastu minutach pokręciliśmy w stronę Pilawy.

Z Pilawy już bez zatrzymywania wrócilismy do Trąbek. Posiedziałem chwilę i wróciłem do domu :)

Mapka


Jak zawsze dziękuję za wycieczkę. Mi się podobało i czekam na więcej :)


Kategoria Sam, Z Anią

Duża pętla z Anią

  d a n e    w y j a z d u 76.41 km 0.00 km teren 04:08 h Pr.śr.:18.49 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Victus ;]
Wtorek, 26 kwietnia 2011 | dodano: 26.04.2011

Zaczęło się niewinnie i bardzo standardowo - do piekarni około 9.
Po śniadaniu przejażdżka za koszary zobaczyć, co ciekawego tam budują ;] Dalej nie wiem co to będzie, ale fotkę mam:

Wracając zajechałem do biedronki, bo koszulki i spodenki rowerowe sprzedają w niskiej cenie. Nie skusiłem się jednak i pojechałem do domu.

W domu za długo nie posiedziałem. Od kilku dni planowaliśmy z Anią wycieczkę rowerową i nie mieliśmy zamiaru odpuszczać tym bardziej, że pogoda sprzyja. O 12:30 miałem być u niej. Niestety trochę się zaplątałem przy montażu bagażnika i spóźniłem się kilka minut. Chwilka pakowania itp i około 13 ruszyliśmy. Cel: Kąty, Zabieżki i tamte okolice, bo tam jeszcze nie byłem. A dodatkowo w głowie malutki plan zrobienia z tego większej trasy - o ile Ania da radę :)
Na początek do Puznówki polną drogą prowadzącą przez Wygodę. Stamtąd do Jaźwin w całkiem niezłym tempie przywiał nas wschodni wiatr.
Za Puznówką:

W Jaźwinach skręciliśmy na północ. Fotka z wiaduktu kolejowego. Przed nami Augustówka.

Za wsią kawałek gorszej drogi przez las. Dodatkowo pogłębiali rowy, więc koparka na środku. Jakoś udało się ominąć.
W Kątach przejechaliśmy przez tory i po krótkim postoju w okolicach szkoły pojechaliśmy w kierunku Antoninka.

Ania nie narzekała na zmęczenie, a nawet mówiła, że ma jeszcze sporo siły. Godzina wczesna (dochodziła 14), więc wymyśliłem, że przejedziemy na drugą stronę przez DK 17 - do Gadki. Protestów nie było, to "pajechali". Z przecięciem głównej nie było problemów, bo do Kołbieli korek od stacji BP.
Kawałek gorszej drogi i jesteśmy. W Gadce w prawo.

Niestety tu zaczęła się jazda pod wiatr. Dopóki było trochę zabudowań, to nie było źle, ale w odsłoniętych miejscach zawiewało całkiem mocno. Oczywiście Ani też się trochę odechciało jazdy. W Sufczynie znaleźliśmy sklep, więc bez wahania zarządzamy przystanek. Głodni nie jesteśmy, więc piciu i po lodzie dla ochłody :)
Posiedzieliśmy z 15 minut i wróciliśmy na rowery. Nie na długo. Na początku Radachówki zjechaliśmy z asfaltu w stronę Świdra w miejsce znane mi z jeszcze "przedblogowych" wojaży. Świeża, niedawno zazieleniona trawka kusiła miękkością, więc długo się nie zastanwialiśmy.

Po wypoczynku ruszyliśmy dalej. Ale niewiele nam on pomógł. Wiatr dalej utrudniał jazdę. Ania zaczęła narzekać i pytać czy daleko jeszcze do domu. Hmmm... no nie daleko, ale blisko też nie ;]
Kościółek w Radachówce

Za Radachówką zrobiło się jeszcze gorzej, bo teren całkowicie odkryty i płaski. Majdan:

I skręcamy na Nowy Starogród. BTW ciekawa nazwa.

Droga niezbyt ciekawa, bo sporo luźnego piasku.

Za zakrętem Ania zarządza postój na dożywienie się. Kolejne pytanie jak daleko do domu ;) Nie wiedziałem dokładnie, więc no... "ponad 10 km".
Na wyjeździe z Nowego Starogrodu 8% podjazd.

Trochę pomagałem Ani i powoli się udało wjechać na górę, gdzie znowu wschodni wiatr zawiał nam w twarz.

Kilka widoczków:

No i Starogród.

Kilkaset metrów dalej skręciliśmy w prawo obracając się bardziej bokiem do wiatru. Zawsze to trochę lżej :) Niestety do Stodzewia jest ze 2 km pod górkę.

Dotarliśmy i tam :) Teraz z górki.

Widać już Parysów (dwie wieże kościoła dokładnie w centralnej części zdjęcia). Z Parysowa do domu (Ani domu) to już "blisko". A na pewno z wiatrem.

W Parysowie zrobiliśmy kolejną małą przerwę. Zjedliśmy "przedmarańczę", popiliśmy trochę, posiedzieliśmy na twardej ławce, która wydawała nam się miększa niż siodełka w rowerach ;]
Jedziemy. Wyjazd z "Paryża".

Prawie Choiny. Jakiś "kolarz" na ukrainie przed nami. Jechał niezbyt szybko, więc chwilę później został wyprzedzony. Trzymał się za nami przez następne 1-2 km, ale potem gdzieś zniknął.

Zakręt przed Trąbkami.

No i w sumie Trąbki.

Z pomocą wiatru bez problemu dało się jechać ok. 20 km/h.
Do Ani domu dotarliśmy ok. 16:50 z dodatkowymi 50 km za sobą. Czyli od naszego wyjazdu minęły 3h50min z czego 2h40min spędziliśmy na rowerach. Pomimo częstych narzekań Ani na długość trasy, w domu powiedziała, że nie było tak źle ;] Troszkę musiałem nakłamać czasem, żeby podbudować morale. Ogólnie rzecz biorąc, gdyby nie wmordęwind przez kilkanaście kilometrów to nie byłoby żadnych problemów. Ale i tak nie było źle :)

Mapa trasy wycieczki:


Jak zwykle dziękuję za bardzo miły wspólny wyjazd. Przepraszam za drobne przekłamania co do odległości "do domu", ale musiałem ;) Z niecierpliwością czekam na następne. I mam nadzieję, że jeszcze takie będą - a szczególnie ta lipcowo-sierpniowa :)


Kategoria Z Anią